[ Pobierz całość w formacie PDF ]

do miasta.
Eysteinn to rozkoszny gość.
Kiedyś grał w zespole pop i wydał jeden tomik wierszy, a przez pewien czas mieszkał na pust-
kowiu w głębi kraju i uprawiał kartofle. Kiedy to nie wypaliło, zaczął studiować psychologię na
uniwersytecie i teraz po uszy babrał się w Freudzie i symbolach seksualnych.
Nawet komin na wzgórzu Klettur był symbolem płciowym, że nie wspomnę o kościele Hall-
grimskirkja, największym kapucynie świata. Z tych samych powodów interesował się matkami
pacjentów.
Eysteinn miał ciemne oczy, był szczupły i żwawo się poruszał. Nosił okrągłe okulary w złotej
oprawce, jak wielu studentów psychologii, i taką samą kurtkę z kapturem, jaką nosił Petur. Ja mia-
łem kurtkę z zakładu krawieckiego, podbitą misiem.
Na początku, kiedy Eysteinn zaczął pracować, zdarzało się, że lekarze myśleli, że jest pacjen-
tem, a kiedy sanitariusz Vilhjalmur zobaczył go pierwszy raz, nie chciał go wypuścić z oddziału.
To było zaraz po zmianie dyżurów. Eysteinn wpadł do pokoju Viktora, żeby dokończyć partyjkę
szachów, którą wcześniej zaczęli.
187
 Twierdzisz, że tu pracujesz?  powiedział Vilhjalmur, kiedy Eysteinn poprosił go, żeby otwo-
rzył mu drzwi.
 Tak  odparł Eysteinn.
 Ho, ho, ho, wszyscy tak mówią  stwierdził Vilhjalmur, chwycił Eysteinna za ramię i zapro-
wadził do świetlicy.
Eysteinn mógł rozmawiać z nami na różne tematy, o Tolkienie, Lao Tsy i tak dalej. To i owo z
naszego świata było częścią jego świata. Poznał środki halucynogenne, tak jak Petur, ale udało mu
się wyrwać ze szponów nałogu.
 Dokąd chcecie iść?  spytał Eysteinn.
 Na uniwerek  powiedzieliśmy.
 No to idziemy  zdecydował Eysteinn.
Do miasta z Eysteinnem chcieliśmy iść we trójkę  ja, Petur i Viktor  ale jak przyszło co do
czego, Viktor nie dostał przepustki.
Poprzedniego wieczoru dorwał się do tabletek i zawładnął nim Hitler, wylądował więc w schro-
nie, bo tak nazywamy izolatkę, kiedy przebywa w niej Viktor.
Wtedy przechadza się po pomieszczeniu i rozmawia z Evą po niemiecku. A w przerwach wali w
drzwi i żąda cyjanku.
To żeby Oli poszedł z nami nie wchodziło w rachubę. Niedawno poszedł z Eysteinnem na mia-
sto, a ich wyprawa nie skończyła się zgodnie z oczekiwaniami.
Chociaż Oli nigdy nie miał kłopotów z uzyskaniem przepustki i bardzo lubi spacerować.
Pewnego razu Oli poszedł ze mną do Breidholt do domu odwiedzić tatę i mamę, a ja pożyczy-
łem mu książkę, którą wziął z sobą, gdyż miał zamiar przeczytać ją w szpitalu. Po kilku godzinach
znów stanął na schodach z książką w ręku i powiedział, że udało mu się przeczytać jedynie dwie
linijki; i już zupełnie nie wiedział, co czyta.
Oli oddał książkę i udał się w kierunku Kleppu. Kiedy Oli zaczyna łazikować, spotyka ludzi i
gawędzi z nimi. Widziano go, jak gawędzi ze znanymi artystami, jak pije kawę z ministrami; wtedy
Oli nie jest taki milczący jak często, gdy jest z nami w szpitalu.
Wtedy jest wygadany i pełen pomysłów; i choć przeważnie nie kryje zadowolenia z faktu, iż jest
autorem utworów Beatlesów, często wpada również na inne pomysły, niektóre bliższe w czasie i
przestrzeni.
Tak też pewnego chłodnego dnia w lutym wpadł na pomysł, żeby przejść się do Bessastadir i
przywitać z prezydentem. Wyruszył z Kleppu, poszedł do Alftanes, a kiedy zjawił się w Bessasta-
dir, zapukał do drzwi.
188
Hoża kobieta w czarnej sukni i białym fartuszku otworzyła mu drzwi. Zanosiło się na przyjęcie
albo wizytę.
 Mogę się zobaczyć z prezydentem?  mówi Oli do kobiety.
 A czego od niego chcesz?  pyta kobieta mierząc Oliego wzrokiem.
 Muszę z nim porozmawiać.
 Nazywasz się?
 Oli.
 A czym się zajmujesz, Oli?
 Piszę piosenki.
Kobieta, która prawdopodobnie domyśliła się, jak sprawy się mają, chce przegonić Oliego, ale w
tym momencie sam prezydent przechodzi obok i bezwiednie spogląda w kierunku hallu, w którym
stoi Oli o pogodnym spojrzeniu i dobrotliwej twarzy.
 Kto to?  pyta prezydent.
 Mówi, że nazywa się Oli i pisze piosenki  mówi kobieta, oszczędzając Oliemu kłopotu.
 Zaproś go do środka  decyduje prezydent.  Niecodziennie człowiek rozmawia z kompozyto-
rem.
Prezydent zaprasza Oliego do środka i każe podać mu kawę i papierosa. Gawędzą sobie, aż w
końcu prezydent pyta, czy Oli mógłby sobie wyobrazić jakąś inną pracę niż komponowanie prze-
bojów w formie przekazów telepatycznych.
 Oczywiście  odpowiada Oli  to jest właśnie jeden z powodów, dla których tu przyszedłem.
Często zastanawiam się nad tym, czy nie mógłbym zostać prezydentem, kiedy ty zrezygnujesz ze
stanowiska.
 Tak, no niech mnie kule  mówi prezydent.  Myślę, że byłbyś świetnym prezydentem.
Tu uśmiechnął się Oli. Widział jak słowa spływają z ust prezydenta. To była uroczysta chwila.
Potem prezydent spojrzał na zegarek. Za chwilę mieli przyjść goście. Pojawiło się więcej kobiet w
czarnych sukniach i białych fartuszkach.
Prezydent odprowadził Oliego do drzwi, pożegnali się. Nagle Oli coś sobie przypomniał i
krzyknął za prezydentem:  Słuchaj, jeżeli już mam być po tobie prezydentem, to nie uważasz, że
mógłbym nieco wcześniej zacząć korzystać z samochodu?
 Pewno tak  powiedział prezydent i zaśmiał się.
To wydarzenie pewno nie byłoby godne wzmianki, gdyby nie to, że kilka dni pózniej Oli bitel
był na przepustce z sanitariuszem Eysteinnem.
Stoją na placu Laekjartorg, a Eysteinn jakoś tak sprawdza rozkład jazdy autobusów. Kiedy się
odwraca, Oliego nie ma.
189
Rozgląda się za nim, lecz nigdzie go nie widzi. Wtedy przypadkowo zerka na drugą stronę ulicy,
w kierunku budynku rady ministrów. I widzi Oliego, który siedzi za kierownicą prezydenckiego
samochodu i odjeżdża, podczas gdy kierowca prezydenta, który wysiadł z auta, rozmawia spokoj-
nie z kierowcami ministrów. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anielska.pev.pl