[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ray mówił, że kryształy trzymano w jednym z wgłębień pod pulpitem
sterowniczym. Ale gdzie był ten pulpit sterowniczy? Gdzie się podziewali Ray i
Michael?
Nie mogła zawrócić, żeby ich odszukać. Jeśli była jedyną osobą, która dostała
się do wnętrza statku, to znaczy, że tylko ona była dla Maxa jedyną nadzieją.
%7łałowała, że nie ma planu wnętrza statku. Był o wiele większy, niż się to
początkowo wydawało, jak gdyby bardziej obszerny w środku niż na zewnątrz.
Przejścia krzyżowały się we wszystkie strony. Nie wiedziała nawet, czy idzie w
dobrym kierunku. Mogła równie dobrze iść w odwrotnym. Wybrała to przejście
tylko dlatego, że było trochę szersze od innych.
Robiło się coraz szersze. Wreszcie dziewczyna dotarła do dużego
pomieszczenia z ogromnymi oknami, przez które jednak nic nie było widać. Nie
wiedziała, czy to jakiś specjalny mechanizm maskujący, czy też coś innego. Ale
to jej nie obchodziło. Nie zauważyła pulpitu sterowniczego, więc niewątpliwie
była w niewłaściwym miejscu.
Z pomieszczenia obserwacyjnego odchodziły jeszcze dwa korytarze.
Wyglądały jednakowo. Isabel wybrała najbliższy, więc musiała biec z
pochyloną głową. Korytarz rozszerzał się coraz bardziej, aż otworzył się na
pomieszczenie, w którym zobaczyła urządzenia podobne do pulpitu
sterowniczego. Dzięki Bogu.
Gdzie są te wgłębienia, o których mówił Ray? Nie widziała niczego, co
mogłoby być nazwane wgłębieniem, otworem, szczeliną czy czymkolwiek
takim. Wsunąwszy palce pod gładki metal, wyczuła małą wypukłość i nacisnęła.
Schowek. Kryształów tam nie było.
Isabel usłyszała nagle jakieś kroki.
- No, nareszcie! - zawołała. - Potrzebna jest mi pomoc. -Otwierając kolejny
schowek, złamała paznokieć.
Zaczęła szukać następnego wgłębienia. Uświadomiła sobie nagle, że odgłos
kroków jest coraz bliższy, ale nikt nie odpowiedział na jej wołanie. Przeszył ją
dreszcz przerażenia. To znaczy, że to nie był ani Ray, ani Michael.
Bardzo jestem mądra, pomyślała. Dałam im znać, gdzie jestem. Wsunęła obie
ręce pod chłodny metal, szukając kolejnego guziczka. Znalazła. Nacisnęła, ale tu
też nie było kryształów.
Kroki się zbliżały. Isabel szybko przesuwała dłonie, zostawiając na metalu
ślady potu. Znalazła nową wypukłość i nacisnęła. Zobaczyła trzy kryształy,
jaśniejące ciepłym blaskiem w przyćmionym świetle pomieszczenia. Chwyciła
je i schowała do kieszeni.
- Zostań na miejscu. Ręce do góry - usłyszała rozkaz. Powoli uniosła ręce i
obróciła się. Strażnik, z karabinem
maszynowym, przewieszonym przez pierś, blokował główne
wyjście.
Jej wzrok powędrował do dwóch pozostałych korytarzy. Czy zdążyłaby uciec,
gdyby pobiegła jednym z nich? Czy też był to najlepszy sposób na to, aby
dostać kulę
w plecy?
- Podejdz tu. Nie opuszczaj rąk, bo cię zastrzelę - rozkazał strażnik.
Dziewczyna ruszyła w jego stronę. Będzie musiała go znokautować, co
oznaczało konieczność dotknięcia go, żeby mogła nawiązać łączność.
Czy miał dobry refleks? Czy zorientuje się, że jest w niebezpieczeństwie,
zanim ona odnajdzie arterię w jego mózgu, aby ją ścisnąć?
Dobrze, że nie miała swojej własnej twarzy, i dobrze, że była ładna. Nie tak
ładna, co prawda, jak w swoim prawdziwym wcieleniu, jednak nadal bardzo
urodziwa. To dawało jej przewagę. Facetom nie przychodzi do głowy, że piękne
dziewczyny mogą stanowić śmiertelne zagrożenie. Poza tym to ich
dekoncentruje.
Jeszcze kilka kroków i będzie mogła go dotknąć. Dolna warga Isabel zaczęła
lekko drżeć - tej sztuczki nauczyła się w czwartej klasie. Miała nadzieję, że
strażnik uzna ją za wystraszoną, bezbronną dziewczynę.
Jeszcze jeden krok. I jeszcze jeden. Mam nadzieję, że to się uda, pomyślała.
Bo jeśli nie, to jedno z nas opuści bunkier w czarnym worku do przewożenia
zwłok.
Podeszła jeszcze o krok, udała, że się potknęła, i zaczęła padać z
rozpostartymi ramionami. Strażnik wykonał ruch, żeby ją złapać. Kiedy jego
ręka dotknęła jej dłoni, Isabel skoncentrowała się na nawiązywaniu łączności.
Rozpoczął się przepływ obrazów. Dziewczyna pozwalała im swobodnie
przebiegać przed jej oczami. Usłyszała, że serce strażnika zaczyna bić rytmem
jej serca, i zaczęła szybko badać jego ciało... ich ciało.
Znalazła naczynie krwionośne i siłą umysłu ścisnęła molekuły. Czuła ból i
zdziwienie strażnika, ale nie przestawała, dopóki nie upadł na podłogę.
Isabel przeskoczyła przez niego i pobiegła przejściem, które prowadziło do
pomieszczenia obserwacyjnego. Kiedy się tam znalazła, wybrała najszerszy
korytarz i pognała przed siebie.
Przy drzwiach wyjściowych nagle się zatrzymała, bo usłyszała odgłosy walki.
Podeszła bliżej i ostrożnie wyjrzała na zewnątrz. Serce jej stanęło, a po chwili
załomotało gwałtownie.
Michael i Ray walczyli z pięcioma strażnikami, którzy mieli paralizatory i
używali ich, żeby do siebie nie dopuścić tych dwóch. Jeden ze strażników leżał
bez ruchu na podłodze. Inni musieli się już zorientować, że dotyk Michaela i
Raya stanowi zagrożenie, i nie pozwalali im się do siebie zbliżyć.
Isabel zawahała się. Czy powinna uciekać? Teraz miała ku temu najlepszą
okazję. Jeśli przyjdzie z pomocą Michaelowi i Rayowi, może nie dotrzeć do
Maxa na czas. A oni, we dwóch, powinni dać sobie radę.
Tak, muszę wyjść stąd sama, postanowiła. Zerknęła na wielkie metalowe
drzwi i rzuciła się w ich stronę.
Nie wiedziała nawet, czy strażnicy ją zauważyli, w każdym razie jej nie
gonili. Skręciła za róg i zamarła z przerażenia.
Szeryf Valenti był już w połowie betonowego przedsionka, z bronią w ręku.
Jego szare oczy przywarły do niej.
To była chwila, której Isabel obawiała się przez całe życie. Kiedy przyjdzie
wilk i zaciągnie ją do swojej jaskini. Jedno było dla niej jasne - nie pozwoli
wziąć się żywa.
- Nie chcę cię zastrzelić. Bądz rozsądna. Nie rób nic głupiego - powiedział
Valenti. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anielska.pev.pl