[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przybył.
Rankiem Tristan okrył się wielką postrzępioną burką. Umalował miejscami twarz Przebranie, Zmiech,
cynobrem i łupką z orzecha, iżby podobny był choremu zżartemu trądem. Wziął do ręki Pogarda
misę drewnianą dla zbierania jałmużny i grzechotkę trędowatego.
Wchoói w ulice grodu św. Aubina i zmieniając głos, prosi jałmużny każdego prze-
chodnia. Czy zdoła bodaj ujrzeć królowę?
Wreszcie Izolda wychoói z zamku; Brangien i inne dworki, słuóy i strażnicy towa-
rzyszą jej. Kieruje się drogą, która wieóie do kościoła. Trędowaty bieży w trop za służbą,
hałasi grzechotką, błaga żałośliwym głosem:
Królowo, okaż mi łaskę, nie wiesz, jak mi tego trzeba!
Po jego pięknym ciele, po wzroście, Izolda poznała go. Dreszcz przebiegł całą, ale nie
raczy zniżyć spojrzenia ku niemu. Trędowaty wciąż błaga: doprawdy, litość była słuchać;
wlecze siÄ™ za niÄ…:
Królowo, jeśli śmiem zbliżyć się do ciebie, nie gniewaj się; ulituj się nade mną,
zasłużyłem na to wielce!
Ale królowa woła swoich sług i strażników:
Pędzcie precz trędowatego! rzekła.
Słuóy odpychają go, b3ą. Opiera się i krzyczy:
Królowo, miej litość!
Wówczas Izolda wybuchnęła śmiechem. Zmiech jej brzmiał jeszcze, kiedy wchoóiła
do kościoła. Skoro trędowaty usłyszał jej śmiech, odszedł. Królowa uczyniła kilka kro-
ków w nawie kościoła; potem członki jej ugięły się: upadła na kolana, głową o ziemię,
z rozkrzyżowanymi ramionami.
Tegoż samego dnia Tristan pożegnał Dynasa z taką rozpaczą, iż zdawało się, że po-
stradał zmysły. Wnet okręt jego rozwinął żagle ku Bretanii.
Niestety! Niebawem królowa pożałowała tego. Skoro dowieóiała się przez Dyna-
sa z Lidanu, iż Tristan odjechał w takiej żałobie, zaczęła wierzyć, iż Perynis powieóiał
prawdę; iż Tristan nie uciekł zaklęty na jej imię; iż wygnała go precz baróo niesłusznie.
Jak to! myślała ja ciebie wygnałam, ciebie, Tristanie, przyjacielu! Bęóiesz mnie
nienawióił odtąd i nigdy cię już nie ujrzę. Nigdy nie dowiesz się nawet o mym żalu, ani
o tym, jaką karę chcę sobie nałożyć i ofiarować ci jako drobny zakład mej skruchy .
Od tego dnia, aby się ukarać za swój błąd i szaleństwo, Izold Jasnowłosa przywóiała
włosiennicę i nosiła ją na ciele.
iii. szaleństwo tristana
El beivre fu la nostre mort.
T o as
autor nieznany òieje Tristana i Izoldy 62
Tristan ujrzał z powrotem Bretanię, Karheń, diuka Hoela i żonę swą Izoldę o Białych
Dłoniach. Wszyscy przyjęli go wóięcznie, ale Izold Jasnowłosa wygnała go: nic mu już
nie ważyło. Długo usychał z dala od niej; wreszcie jednego dnia pomyślał, że chce ją
wióieć, chociażby miał jeszcze raz być szpetnie obitym przez sługi i strażników. Z dala
od niej czuł, iż śmierć jego jest pewna i bliska; raczej umrzeć od jednego razu, niż konać
óień po dniu. Kto żyje w męczarni, jest jakby umarły. Tristan pragnie śmierci, żąda
śmierci; ale niech królowa dowie się bodaj, że zginął z miłości dla niej: niech się dowie,
a lżej mu bęóie umrzeć.
Wyrusza z Karhenia, nie uprzeóając nikogo, ani krewnych, ani przyjaciół, ani Ka-
herdyna, drogiego towarzysza. Ruszył nęónie oóiany, pieszo: nikt bowiem nie zwraca
uwagi na biednych łazików wędrujących po gościńcach. Szedł póty, aż doszedł do brzegu
morza.
W porcie wielki statek kupiecki gotował się do odjazdu; już majtkowie naciągali żagiel
i podnosili kotwicę, aby pomknąć na pełne morze.
Boże was chroń, panowie, obyście mogli żeglować szczęśliwie! Ku jakiej ziemi
płyniecie?
Do Tyntagielu.
Do Tyntagielu? Ach, panowie, wezcie mnie z sobÄ…!
Dopada statku. Wiatr pomyślny wzdyma żagle, statek pomyka przez fale. Pięć nocy
i pięć dni żeglował prosto do Kornwalii, zasię szóstego dnia zarzucił kotwicę w porcie
Tyntagielu.
Poza portem zamek wznosił się nad morzem, dobrze zamknięty ze wszystkich stron;
można doń było wejść tylko przez jedną bramę z żelaza, a dwóch czujnych strażników
strzegło jej óień i noc. Jak dostać się do wnętrza?
Tristan zeszedł ze statku i usiadł na wybrzeżu. Dowieóiał się od przechoóącego
człowieka, że Marek jest w zamku i właśnie podejmuje w nim całe baroństwo.
Ale góie królowa? I Brangien, jej piękna służebnica?
Są takoż w Tyntagielu, niedawno je wióiałem: królowa Izolda zdawała się smutna
jak zwyczajnie.
Na imię Izoldy Tristan westchnął i pomyślał, iż ani chytrością, ani siłą nie zdoła ujrzeć
przyjaciółki: król Marek zabiłby go&
I cóż, że mnie zab3e? Izold, nie przystałoż mi umrzeć dla twej miłości? I cóż czynię
każdego dnia, jeśli nie umieram? Ale ty, Izoldo, gdybyś wieóiała, że jestem tutaj, żali
[ Pobierz całość w formacie PDF ]