[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Otworzywszy oczy zobaczyła, że pokój zalewają delikat
ne promienie porannego słońca, wpadające przez małe
okienko, osadzone wysoko w ścianie nad łożem. Roz
koszna woń przygotowywanych w kuchni przez panią
Gray jajek na bekonie kusiła zza drzwi.
Leniwie wyciągnęła ramiona nad głowę, czuła się od
świeżona i pełna animuszu i wigoru. Nie pamiętała, kiedy
ostatni raz spała tak dobrze, i pomyślała sobie, że zasługę
należy przypisać niewiarygodnemu łożu pana Graya.
Tak niezwykłe łoże musiało zapewniać niezwykły sen
tym, którzy w nim spali. Postanowiła, że jeżeli kiedyś jesz
cze pojadą do Londynu, będzie musiała dopilnować, żeby za
trzymali się w Kirby Lonsdale i poprosili o ten sam pokój.
Usiadła na materacu, gotowa rozpocząć nowy dzień,
i z miejsca zamarła w bezruchu na to, co zobaczyła przed
sobą.
Obok niej wyciągnął się wygodnie Gabriel. We śnie je
go twarz była spokojna. Włosy zmierzwiły mu się na czo
le, przez co rzeźbione rysy twarzy wydawały się mniej
surowe. Ciemna główka Juliany wtulała się w jego ramię,
a jedna z rączek Brighde, odrzucona na bok we śnie,
oplotła szyję.
Dziewczynki w nocy musiały się bardzo wiercić, tak że
znalazły się po obu stronach Gabriela, i otaczały go teraz
szczelnie i z prawej, i z lewej. A kiedy Eleanor przyjrzała
się uważniej, zobaczyła, że jej mąż uśmiecha się przez sen.
Położyła się znowu na łóżku, przytuliła do śpiącej trójki
i zamknęła oczy, postanawiając, że podrzemie jeszcze tro
chę w tym niewiarygodnym, niezwykłym łożu pana Graya.
Nie zdążyli jeszcze dojechać na szeroko rozlane przed
mieścia Londynu, a już czekał na nich wieczyście unoszą
cy się nad miastem posępny opar dymu ze spalonego wę
gla, który wisiał w powietrzu jak jakiś mroczny całun. Już
w Chiswick dawał się odczuć smród z rynsztoków i za
pach gnijących na targach produktów i ryb; droga przed
nimi zasypana była jesiennymi liśćmi, które pospadały
z nagich drzew przed nadchodzącą zimą, a teraz wirowa
ły pod kołami powozu, kiedy po nich przejeżdżali.
Eleanor pamiętała, że kiedy była mała, zawsze z mło
dzieńczym dreszczem podniecenia podjeżdżała ze wsi do
metropolii, że wychylała się z okna powozu przez całą
drogę z Ealing, czekając, aż mignie jej po raz pierwszy
park Kensington czy narożnik Hyde Park, bo wiedziała,
że wtedy będą już prawie na miejscu.
Gorączkowa krzątanina, kłębiące się tłumy, te zgrzy
ty, ćwierkania, piosenki, stukanie, warkoty i szelesty,
wszystko to niewyobrażalnie ją czarowało. Imaginowała
sobie, że za drzewami przy Knightsbridge kryją się dziar
scy rozbójnicy, którzy tylko czekają, by zawołać „pienią
dze albo życie" i pozbawić ich bogactwa. Oczami duszy
widziała, jak duch starej królowej Anny przygląda im się
z okna na najwyższym piętrze pałacu Kensington, w któ
rym, jak powiadają, straszyła.
Minęli ludną ulicę Strand i przejechali pod zaprojekto
wanym przez Wrena Tempie Bar. W tym miejscu przed
niecałym jeszcze wiekiem wystawiano na pokaz nabite na
piki głowy zdrajców. Z wysokiego, kamiennego łuku
przyglądały im się posągi Karola I i Karola II. Ale teraz
Eleanor nie czuła żadnego oczarowania, żadnego z tru
dem powściąganego podniecenia z czasów dzieciństwa.
Przyłapała się natomiast na tym, że - patrząc na całe
[ Pobierz całość w formacie PDF ]