[ Pobierz całość w formacie PDF ]
głowach, kiedy tylko Macey zaczęła mówić o zaletach podróży prywatnym
helikopterem. Zach i ja byliśmy jedynymi osobami w pomieszczeniu, które
zwróciły uwagę na wyraz twarzy Abby. Tylko dwa razy widziałam ją w takim
stanie. Raz w gabinecie mojej matki podczas pierwszych dni Abby jako
ochroniarza Macey. Za drugim razem w pociągu poza Filadelfią, który toczył się
przez noc. Działo się to prawie rok wcześniej, a ja wiedziałam, że to nie był gniew.
To nie była wściekłość. To była prosta mikstura złożona z poczuciawiny i żalu tak
głębokiego, ze żadne słowo nie mogłoby tego po prostu sprawiedliwie ukazać.
Jedyne, co mogłoby dobrze opisać ten stan to: złamane serce.
-Co jest, Abby? - spytałam - Czego mi nie mówisz?
-Rzym... - powiedziała Abby w tym samym momencie, kiedy moja mama jej
przerwała.
-Abby, nie.
-Musi wiedzieć. Ma do tego prawo - Abby pękła, a potem zarówno jej głos jak i
wzrok zdawały się zwolnić - Cam zasługuje,dzieć, że to wszystko było moją winą.
-Nie masz racji - oznajmiła mama, jednak Abby potrząsnęła przecząco głową.
-Doprawdy?
-O co chodzi z Rzymem? - spytał Zach.
-Niech ktoś mi powie zażądałam.
-Około miesiąca przed zniknięciem twojego ojca, zadzwonił do mnie - powiedziała
Abby - Był podekscytowany z jakiegoś powodu - bardziej niż kiedykolwiek. Nie
chciał powiedzieć Joe ani nawet twojej matkie, ale był blisko czegoś, co mogłoby
pokonać Krąg. I chciał, żebym się z nim spotkała - żebym mu pomogła. Ale się
spózniłam... - odwróciłam wzrok i spojrzała przez okno - Dzwonił do mnie z
Rzymu. O to chodzi z Rzymem.
-Matthew nie zniknął w ciągu tych czterech tygodni, Abby. Mój mąż nie zniknął w
Rzymie. To nie jest twoja wina.
-Chciał, żebym tam była, Rachel. O cokolwiek chodziło, potrzebował mnie.
-Więc gdzie jedziemy? - spytała ponownie Macey, kładąc nacisk na każde słowo.
-W tym rzecz, Macey - Zach wstał i podszedł do biblioteczki - %7łe nigdzie.
Liz spojrzała na niego jakby był szalony.
-Ale to jest trop. To część układanki, to...
-Ryzyko - skończyłam za nią - Duże ryzyko - spojrzałam na kopertę i jej
postrzępione krawędzie - Ja jestem tym ryzykiem.
-Ale - Liz brzmiała na zupełnie zdezorientowaną - Poszłyśmy do skrytki i to
znalazłyśmy. To musi mieć znaczenie. Musi coś znaczyć.
-Poszłyśmy do skrytki, a Krąg mnie odnalazł. - wzięłam głęboki oddech - A potem
ktoś zginął.
-Ale... - zaczęła Liz, a potem zdała sobie sprawę, że nawet nie wiedziała, co chce
powiedzieć.
-Wysłali kogoś żeby ją zabić, Liz - powiedział Zach - I będą kontynuować te
działania dopóki im się nie uda - patrzyłam na Bex, widziałam jak waży między
sobą wielkość ryzyka i korzyści w swojej głowie, jednak to moja matka się
odezwała.
-Musimy o tym pomyśleć - wstała, delikatnie tuląc w dłoniach paczkę, którą jej
dałam.
-Ale... - zaczęła Liz.
-Oni nie potrzebują już żebym żyła - ruszyłam do drzwi. - Wszystko zmienia to, że
już nie potrzebują mnie żywej - nikt nie powiedział, że się mylę.
-Idzcie na zajęcia - powiedziała Abby - Mamy wiele do przemyślenia.
Rozdział 20
Zostawiliśmy przesyłkę w biurze mojej mamy, ale pamięć o niej podążała za nami
gdziekolwiek poszliśmy przez resztę dnia.
Gryzmoliłam znaczek pocztowy na całym tyle testu Madame Dabney. Na
Zaawansowanych Językach ciągle pisałam i przepisywałam adres (ale to było
dobrze, ponieważ pisałam go w Suahili. ).
Dopóki dzień się nie skończył, była jedna myśl, której nie mogłam pozbyć się z
mojego umysłu.
- Kim jest Zeke Rozell? - Zapytałam, pamietając słowa na naklejce.
Klasa była całkowicie pusta tylko moje przyjaciółki, Zach i ja.
- To jedno z fałszywych nazwisk Joego. - Powiedział Zach ze wzruszeniem
ramion. - Technicznie chatka należy do Pana Rozella. On płaci podatki i ma
ważne lokalne prawo jazdy i wpłaca coroczne darowizny na ochotniczą straż
poarną, ale pracuje na morskiej platformie wiertniczej, więc nieczęsto bywa w
mieście.
Bex uśmiechnęła się powoli. - Pan Solomon jest genialny.
- Pan Solomon leży w śpiączce. - Powiedziałam tępo, osuwając się na swoje
krzesło w prawie pustej sali.
- Wiemy. - Powiedziała Macey, jakby to była ostatnia rzecz, którą
potrzebowaliśmy, żeby nam ktoś przypominał.
- Nie. Mam na myśli to, że Pan Solomon jest w śpiączce. - a ja to wiedziałam.
Powinnam wiedzieć, że go tam nie będzie. Dlaczego mogłabym wysyłać cokolwiek
do pustej chatki?
- Ponieważ zaplanowałaś, że tam będziesz, żeby wziąć to. - Kiedy Bex przemówiła
było tak, jakby dziewczyna, która krzyczała na mnie w lesie była milion mil stąd,
rozbita kulą snajpera, zmyta jak czerń moich włosów w ściekach. - Wracałaś do
domu. - Powiedziała ponownie, podkreślając każde słowo.
- Wracałam do domu. - Powtórzyłam, kiedy, po kolei, reszta klasy seniorek
przeszła przez drzwi i zajęła swoje miejsca dookoła mnie.
Prawie nic nie zauważałam ani nie myślałam, dopóki nie usłyszałam Profesor
Buckingham mówiącej. - Dobry wieczór, panie. Panie Goode.
Nie wyglądała jak kobieta, która miała tajne spotkanie przed świtem. Ale wtedy
pomyślałam, że tajne spotkania to coś, co Profesor Buckingham najlepiej robi.
- Dzisiaj nasi przyjaciele z FBI poprosili o podstawową ocenę waszej sprawności
[ Pobierz całość w formacie PDF ]