[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Hall kończył się kolumnadą, panował tu stale orzezwiający przewiew.
U wylotu, pod gołym niebem, w blasku tropikalnego słońca lśniła
woda basenu. Słychać było plusk i wesołe okrzyki zgromadzonych
tam gości. Po lewej stronie hallu kamienne schody prowadziły do
Strona 29
Forsyth Opowiadania.txt
górnych pokojów. Do parterowych apartamentów schodziło się pod
sklepioną arkadą.
Z biura recepcyjnego wyszedł młody jasnowłosy Anglik w nie-
skazitelnej koszuli i jasnych spodniach.
- Dzień dobry - rzekł. - Nazywam się Paul Jones, jestem
dyrektorem hotelu.
- Higgins - przedstawił się młody mę\czyzna. - Państwo
Murgatroyd.
- Witam państwa serdecznie - powiedział Jones. - Zaraz
zajmiemy się sprawą pokojów.
Z głębi hallu wynurzyła się chuda postać. Cienkie uda w drelicho-
wych szortach, luzna pla\owa koszula w kwiatki. Człowiek ten był
chudy jak szczapa i bosy, ale miał szeroki uśmiech na twarzy i trzymał
puszkę piwa w ręku. Zatrzymał się kilka metrów przed Murgatroydem
i popatrzył na niego.
- Halo, nowi goście? - odezwał się z wyraznym akcentem
australijskim.
Murgatroyd był zaskoczony.
- E... tak - powiedział.
- Jak się pan nazywa? - zapytał bezceremonialnie Australijczyk.
- Murgatroyd - odrzekł dyrektor banku. - Roger Murgatroyd.
Australijczyk zastanowił się nad tą informacją i skinął głową.
- A skąd pan jest? - zapytał.
Murgatroyd nie zrozumiał go. Myślał, \e chodzi o to, gdzie pracuje.
- Z Midland Banku - powiedział.
Australijczyk łyknął piwa z puszki i czknął.
- A to kto? - zapytał.
- Higgins. Z centrali.
Australijczyk uśmiechnął się wesoło. Mrugnął kilka razy, jakby
chciał skoncentrować wzrok.
- To mi się podoba - powiedział. - Murgatroyd z Midland
Banku i Higgins z centrali.
Paul Jones wyszedł zza kontuaru recepcji. Chwycił Australijczyka
za łokieć i zaprowadził go w głąb hallu.
- Dobrze ju\, dobrze, panie Foster - mówił - niech pan wróci
do baru, a ja zajmę się rozlokowaniem moich gości...
Foster pozwolił się prowadzić łagodnemu, ale stanowczemu dyrek-
52
torowi hotelu. Kiedy ju\ znikał w drzwiach baru, pomachał przyjaznie
ręką w kierunku recepcji.
- Brawo, Murgatroyd! - zawołał.
Paul Jones powrócił.
- Ten człowiek - stwierdziła pani Murgatroyd lodowatym
potępiającym tonem - był pijany.
- On jest na wakacjach, kochanie - powiedział Murgatroyd.
- To go bynajmniej nie tłumaczy - oświadczyła jego \ona. -
Któ\ to jest?
- Nazywa się Harry Foster-wyjaśnił Jones. - Przyjechał z Perth.
- Wcale nie mówi jak Szkot - powiedziała pani Murgatroyd.
- Z Perth w Australii. Państwo pozwolą, \e zaprowadzę ich do
pokojów.
Murgatroyd wyszedł na balkon i rozejrzał się z zadowoleniem. Pokój
miał dwa łó\ka i znajdował się na pierwszym piętrze. Przed balkonem
ciągnął się trawnik okolony pierścieniem błyszczącego, białego piasku,
na który palmy rzucały smugi cieni, kołysząc się na wietrze. Około
tuzina pokrytych słomą słupków zapewniało mocniejszą osłonę brzegu.
Fale błękitnej laguny jaśniejsze tam, gdzie stykały się z piaskiem,
łagodnie zalewały brzeg pla\y. W głębi woda była zielona, w dali mieniła
się błękitem. O jakieś pięćset metrów dalej sterczały białe rafy.
Opalony na mahoń młodzieniec o spłowiałych blond włosach
zajmował się surfingiem sto metrów od brzegu. Stojąc na wąskiej
desce przechylał się to w jedną, to w drugą stronę, chwytał wiatr
w \agiel i bez \adnego wysiłku przecinał powierzchnię wody. Dwoje
małych ciemnoskórych dzieci o czarnych włosach i oczach obryzgiwało
się wodą. Stały przy brzegu na płyciznie, wydając dzikie okrzyki. Jakiś
facet w średnim wieku, o wielkim brzuchu, wychodził z morza. Miał
na nogach płetwy, a na twarzy maskę ze snorkelem.
Strona 30
Forsyth Opowiadania.txt
- Jezu Chryste! - krzyknął do kobiety siedzącej w cieniu palmy. -
Nie masz pojęcia, ile tu ryb!
Grupa mę\czyzn i kobiet otulonych w sarongi udawała się do
baru, by przed obiadem wypić zimnego drinka.
- Chodz, pójdziemy popływać - zaproponował Murgatroyd
\onie.
- Będziemy wcześniej gotowi, jeśli mi pomo\esz rozpakować
rzeczy.
- Zostawmy to. Przecie\ na razie potrzebne są nam tylko
kostiumy kąpielowe.
- Nonsens - odpowiedziała mu pani Murgatroyd. - Nie
pozwolę ci pójść do jadalni w stroju kąpielowym. Chcesz wyglądać jak
tubylec? Tu masz szorty i koszulę.
53
W ciągu dwóch dni Murgatroyd dostosował się do wakacyjnego
trybu \ycia w tropikach na tyle, na ile mógł. Wstawał, jak zwykle
zresztą, bardzo wcześnie, ale mógł zamiast patrzeć przez okno na
mokre chodniki, siadać na balkonie i obserwować, jak słońce wyłania
się z Oceanu Indyjskiego daleko za linią raf i ciemną, spokojną wodą
rozbłyskującą nagle jak gdyby kawałkami rozbitego szkła. O siódmej
opuszczał Ednę Murgatroyd wyciągniętą w łó\ku, z włosami nawinię-
tymi na wałki, narzekającą na powolność słu\by przynoszącej śniadanie -
w rzeczywistości bardzo szybkiej - i schodził na pla\ę, \eby popływać.
Spędzał w ciepłej wodzie godzinę. Raz wypłynął na odległość
chyba dwustu metrów, zadziwiając samego siebie własną odwagą. Nie
był dobrym pływakiem, ale szło mu coraz lepiej. Na szczęście \ona nie
była świadkiem tego wyczynu. śyła w przekonaniu, \e laguna roi się
od rekinów i barrakud i nikt nie był w stanie przekonać jej, \e te
drapie\niki nie mogą przeskoczyć przez rafy i \e laguna jest bezpieczna
jak basen pływacki.
Zaczął jadać śniadanie na dole, na tarasie przy pływalni i, jak inni
pensjonariusze, kazał sobie podawać płatki kukurydziane z melonem,
mango i papają zamiast jaj na bekonie, mimo \e figurowały w karcie.
O tej porze większość mę\czyzn miała na sobie spodenki kąpielowe
i koszule pla\owe, a kobiety dwuczęściowe kostiumy kąpielowe, pod
bawełnianymi bluzeczkami albo szlafroczkami. Murgatroyd trzymał
się swoich sięgających kolan drelichowych szortów i koszuli tenisowej,
które przywiózł z Anglii. Około dziesiątej przyłączała się do niego pani
Murgatroyd, siadała na pla\y pod słomianym dachem i zaczynała
całodzienną litanię, \ądając a to chłodzących napoi, a to posmarowania
jej olejkiem, mimo \e bardzo rzadko wystawiała się na słońce.
Od czasu do czasu zanurzała swoje ró\owe ciało w basenie
hotelowym, okalającym bar poło\ony na cienistej wysepce. Jej trwałą
ondulację chronił plisowany czepek kąpielowy. Powoli przepływała
kilka metrów i wychodziła z wody.
Higgins bardzo szybko zaprzyjaznił się z grupą młodych Anglików, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anielska.pev.pl