[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nigdy nie przypuszczałam, że dojdzie do tego.
- Tak to jest, kiedy wychodzi się za mąż za nieudacznika z niewyparzoną gębą - odparłem.
- Zawsze wiedziałam, że masz niewyparzoną gębę, ale nie przypuszczałam, że jesteś
nieudacznikiem. Przynajmniej do tej pory. W dodatku obrzydliwym.
Niestety, na tym się nie skończyło. Przetrwaliśmy jakoś wyłącznie dzięki cierpliwości i
dobrej woli mojej żony. Byłem już wtedy zupełnie roztrzęsiony, a dzieci tak bardzo bały się
moich napadów złego humoru, że obawiały się do mnie podejść; robiły to tylko wtedy, gdy
im kazałem. %7łycie, które kiedyś było interesujące i bogate jak dobra powieść, zamieniło się w
kolejowy rozkład jazdy.
Zupełnie niespodziewanie otrzymałem propozycję przyjazdu tutaj. Dziekan wydziału był
moim dobrym znajomym jeszcze z Michigan; przez wszystkie te lata utrzymywałem z nim
dość ożywione kontakty, ponieważ zajmowaliśmy się zbliżonymi problemami. Nigdy nie
zapomnę, jak po skończonej rozmowie odłożyłem słuchawkę, odwróciłem się do Roberty i
powiedziałem:
- Pakuj manatki, Dzwoneczku. Jedziemy na północ.
Przeprowadzka nie obyła się bez problemów. Norah zdążyła już przyzwyczaić się do swojej
szkoły, życie w nowym mieście okazało się znacznie kosztowniejsze niż w Hale (może
dlatego, że w Teksasie prawie nie ruszaliśmy się z domu, głównie z tego powodu, że nie było
dokąd pójść), a na uczelni miałem dużo więcej pracy, lecz mimo to po sześciu miesiącach
czułem się jak nowo narodzony. Znowu znalezliśmy się w głównym wyścigu.
Spośród następnych dwudziestu lat zdecydowana większość była interesująca, o kilku
chciałoby się jak najszybciej zapomnieć, ogólnie jednak te dwie dekady dały nam
zadowolenie, które nie zawsze łatwo osiągnąć. Rzadko kiedy słyszy się ludzi mówiących:
„Jestem zadowolony z życia". ZupeÅ‚nie jakby byli zażenowani swoim szczęściem i wstydzili
się tego, że Bóg pozwolił im podróżować prostymi drogami. Ja taki nie jestem. Pięć lat temu
uświadomiłem sobie, jak wiele mam powodów do zadowolenia, i doszedłem do wniosku, iż
nadszedł czas, aby zacząć chodzić do kościoła. Wybrałem najskromniejszy, jaki mogłem
znalezć: taki, w którym można spokojnie za wszystko podziękować, nie czując się
przytłoczonym bogato zdobionymi szatami i nadętym ceremoniałem, nie mającym nic
wspólnego z sednem sprawy. Mam pięćdziesiąt pięć lat i wierzę w to, że Bóg chętnie nas
słucha, pod warunkiem że mówimy jasno i na temat. Udziela nam także odpowiedzi - co
prawda nie w postaci natychmiastowych, łatwo dostrzegalnych działań, tylko małych,
rozrzuconych wokół nas punkcików, które należy mądrze połączyć. Teraz jestem o tym
przekonany jeszcze silniej z powodu Beenie. Pomimo Beenie. Niech ją Bóg błogosławi.
Niech będzie przeklęta.
Kiedy zadzwoniła po raz pierwszy, ja odebrałem telefon. Głosy niektórych ludzi pasują do ich
wyglądu - wiecie, o czym myślę: basowy głos, wielki mężczyzna i tak dalej. Moje pierwsze
wrażenie dotyczące pani Rushforth mówiło mi, że jest osobą w średnim wieku, dziarską, o
pogodnym usposobieniu. Powiedziała, że zauważyła nasze ogłoszenie na tablicy przed
supermarketem i być może byłaby zainteresowana tą posadą. Uśmiechnąłem się. Od kiedy
sprzątanie domów stało się "posadą"? %7łyjemy jednak w czasach, kiedy śmieciarze nazywają
się "inżynierami sanitarnymi", skoro więc chciała, żeby była to posada, to proszę bardzo.
Potem powiedziała mi o sobie więcej, niż chciałem usłyszeć: ma dorosłe dzieci, straciła męża,
nie potrzebuje pieniędzy, ale me lubi bezczynności. Miałem pewne wątpliwości co do
prawdziwości tego stwierdzenia. Czy sprzątanie domów stanowi najlepszy sposób na
utrzymanie sprawności fizycznej? Czy nie lepiej zacząć chodzić na siłownię i wzmacniać
mięśnie na specjalnie przystosowanych do tego przyrządach? Zaproponowałem jej jednak,
żeby wpadła do nas nazajutrz, a ona skwapliwie przyjęła zaproszenie. Na podstawie
brzmienia jej głosu dodałem jeszcze jedną cechę do sporządzonego ad hoc portretu:
samotność. Bardzo zależało jej na tym spotkaniu. Podała mi swój numer na wypadek, gdyby
coś się wydarzyło i musiałbym odwołać spotkanie. Zaraz po odłożeniu słuchawki sięgnąłem
po książkę telefoniczną i poszukałem nazwiska Rushforth. Zawsze robię takie rzeczy:
sprawdzam adresy ludzi w książkach telefonicznych, czytam informacje podane drobnym
drukiem na kuponach konkursowych i pudełkach z płatkami owsianymi. Wynika to w równej
mierze z ciekawości, wścibstwa i przyzwyczajeń naukowca. Staram się zebrać na każdy temat
możliwie dużo informacji, żeby potem na tej podstawie wyrobić sobie własne zdanie. Tym
razem zajrzałem do książki telefonicznej nie dlatego, żebym miał jakieś podejrzenia wobec
pani Rushforth. Powodowała mną wyłącznie ciekawość.
Ku memu wielkiemu zdumieniu jedyna B. Rushforth mieszkała na Zliwkowym Wzgórzu, w
uroczym, bardzo dystyngowanym osiedlu położonym w pobliżu jeziora. Sprzątaczka, tam...?
Byłem tym niezmiernie zaintrygowany, podobnie jak Roberta, kiedy poinformowałem ją o
rozmowie telefonicznej i rezultatach mojego małego śledztwa.
- Scott, a może ona jest kimś w rodzaju cioci Mame? Bogata i ekscentryczna. Nasz dom
będzie sprzątała Rosalind Russell!
Nazajutrz z samego rana zadzwonił do mnie kolega, który natychmiast potrzebował mojej
pomocy, w związku z czym musiałem wyjść z domu i ominęło mnie spotkanie z zagadkową
Beenie.
Kiedy wróciłem na lunch, Roberta poinformowała mnie o szczegółach.
- Jak wyglÄ…da?
- W średnim wieku, średniego wzrostu, trochę zaokrąglona, krótko ostrzyżone siwiejące
włosy. Przypomina masażystkę.
- Tak właśnie myślałem. A jak była ubrana?
- W potwornie jaskrawy dres i trampki o bardzo skomplikowanym wiązaniu. Jest bardzo miła,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]