[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Opierając się tylko na słowach? Wiedzą, że współpracujemy z Oinn i że znamy ich
język. Mogą być bardziej cwani niż przypuszczamy; czy dostajecie nagrania drugiej strony,
ich bazy na Księżycu?
- Nie. Srparr nosi słuchawki w czasie nadawania i nie udało nam się jak dotąd nagrać
tej części rozmowy.
- Sama więc widzisz, że może słyszeć zupełnie coś innego, niż wam mówi. Znów
tylko słowa, bez dowodów i faktów. Jest jeszcze coś, co powinienem umieścić w raporcie?
- Tylko to, że dostarczyliśmy niewielką ilość materiału radioaktywnego do fortecy, by
zwrócić stracony na nasz powrót.
- Dobra. Zapamiętałem wszystko. Zanim złapię samolot, zdążę wpaść na lunch.
Przyłączysz się?
- Nie, to znaczy dziękuję, nie. Nic do ciebie nie mam, ale jestem wściekła na cały
świat. Jedyne, na co naprawdę mam ochotę, to być sama i mieć spokój. Jeśli możesz mi
powiedzieć, jak się tym pływa, to spędzę tu resztę dnia.
- %7ładen problem, bardzo łatwo można się tego nauczyć.
Praktyka okazała się nieco trudniejsza: gdy Nadia opanowała sztukę żeglowania na
tyle, by można ją było bezpiecznie zostawić samą na pokładzie, Robertowi zostało tylko tyle
czasu, by dojechać na lotnisko i złapać w biegu hamburgera. Na szczęście lot wojskowym
transportowcem nie trwał długo, a na Lowry Field czekał już na niego wóz z eskortą.
Wysiadając, Rob odruchowo spojrzał na rysującą się na horyzoncie panoramę Denver.
Kierowca, sierżant, zauważył to spojrzenie i splunął na cementowe płyty pasa startowego.
- Stąd nic nie widać, sir - odezwał się. - Nadal usuwają trupy: ludzi, kotów, ptaków.
Wszystko ugotowane i rozpryśnięte po ścianach; chłopaki mówią, że śmierdzi tam tak, że nie
ma czym oddychać.
- Dostaniemy ich za to, sierżancie. Nie mogę wam powiedzieć jak, ale zapłacą za to.
- Miło słyszeć, sir - głos był flegmatyczny, ale dziwnie grozny. - Wielu chłopaków
chciałoby im się dobrać do skóry. Nie będzie problemu z ochotnikami.
Podróż składała się z czterech etapów: dwóch lotniczych i dwóch lądowych, a ostatni
dojazd odbył się z przepaską na oczach w samochodzie o szczelnie zasłoniętych oknach. Cała
ta procedura na tyle spowolniła podróż, że Rob dotarł na zebranie jako ostatni. Spotkanie już
się zresztą zaczęło.
Sala, w której odbywało się posiedzenie, była pustawa - kilkunastu obecnych
zapełniało jedynie kilka pierwszych rzędów; nie miała też okien, co było zrozumiałe, gdyż
mieściła się trzy poziomy betonu pod masywem Rocky Mountains. Była częścią kompleksu
przewidzianego, by gościć prezydenta i Sztab Generalny na wypadek konfliktu nuklearnego.
Obecnie wypożyczono ją naukowcom, gdyż zapewniała maksimum ochrony i zachowania
tajemnicy. Nie chcąc jednak zdradzać jej dokładnego położenia, wprowadzono owe środki
ostrożności, wskutek czego Rob się spóznił. Gdy wpadł do sali, na mównicę wchodził właśnie
doktor Lukoff, szef zespołu badającego pojazd, którym przylecieli obcy.
- Panowie, i panie naturalnie. - Prelegent odchrząknął, kładąc obok mikrofonu grubą
teczkę z dokumentami. - Mam tu wstępny raport z badań pojazdu, który wylądował w
Nowym Jorku. Już pobieżne obserwacje ujawniły, że wszystkie urządzenia i instrumenty w
kabinie sterowniczej nie działają, co było zgodne z zapisem filmowym zaraz po nawiązaniu
kontaktu, gdy Oinn wyłączył je w obecności naszych obserwatorów. Kolejnym krokiem było
rozebranie i zbadanie znajdujących się tam rozmaitych urządzeń, co było powolnym zajęciem
głównie dlatego, że zasady montażu i uchwyty były nam zupełnie obce. Skonstruowano
odpowiednie narzędzia, odpowiedniki śrubokrętów czy kluczy, i udało nam się rozmontować
większość urządzeń. Nie udało się natomiast ich zbadać, gdyż nie reagowały na testy, i
dopiero dalsze badania ujawniły, że wszystkie urządzenia poddane zostały bardzo silnemu
przeciążeniu energetycznemu, w wyniku którego obwody uległy spaleniu i żadne z nich nie
działa i działać nie będzie.
Obecni zareagowali na to gniewnym pomrukiem, który uciszyło dopiero pytanie
Tillemana, przewodniczącego posiedzenia:
- Czy znane są przyczyny tego stanu rzeczy?
- Owszem; dokładne przejrzenie taśmy wideo nie pozostawia wątpliwości co do tego,
że gdy zwiad po raz pierwszy wszedł do sterówki, część urządzeń była sprawna, paliły się
lampki, działały ekrany itp. Podobnie rzecz się miała, gdy zaprowadził ich tam Hes'bu, by
rozbroić bombę, jak twierdził. Po tymże rozbrojeniu wszystkie ekrany zgasły, jasne jest
więc, kto i kiedy zrobił owo spięcie. Biorąc pod uwagę jego stałe ignorowanie naszych próśb
o tłumaczenie czy schematy, widać jasno, że celowo dąży do tego, byśmy nie byli w stanie
zrozumieć i skopiować ich technologii. - Lukoff zajrzał do notatek i kontynuował: - Następnie
przeprowadziliśmy dokładne poszukiwania na całym statku. Poza drzwiami, które otworzyły
się przy pierwszym wejściu zwiadu, nie działa żadne urządzenie i żaden mechanizm. Udało
nam się jednak dojść do generatora i, jak nam się zdaje, napędu. Oba są skonstruowane z
materii przypominającej metal, acz charakteryzującej się dziwnymi właściwościami. Nie
udało nam się bowiem ani ich naciąć, ani przewiercić, ani podziałać chemicznie. Nie możemy
wziąć próbek do analizy, a jedyną rzeczą, jaką wiemy, jest to, że zródło energii zawiera
substancje radioaktywne. Jeśli ekranowanie nie zniekształca odczytów, to jest to izotop uranu
znany jako U-235. I to, proszę państwa, jest wszystko, co wiemy w chwili obecnej o statku i
technice obcych.
Wściekłą wrzawę uciszył dopiero młotek Tillemana.
- Proszę obecnych o uwagę! - ryknął przewodniczący. - Dyskusja i komentarz po
ostatnim raporcie, tak było przewidziane, ale biorąc pod uwagę niezwykłość tego, co
usłyszeliśmy, proponuję, by zmienić porządek obrad. Prosiłbym o komentarz pana Dalgaarda.
Do mównicy podszedł powoli wysoki Duńczyk i oznajmił krótko:
- Jedyne, co mam do zakomunikowania, to to, że rozmaite zakłady rozsiane po całym
świecie produkują części składowe broni obcych, dostarczane do ich antarktycznej bazy. Z
tego, co wiemy, są one zasilane przez U-235, a ich plany dostarczyli Oinn. Ostatnie meldunki
od nich głoszą, że większość izotopu zużyli na odparcie pierwszego ataku Blettr i muszą
gwałtownie uzupełnić te braki. Zamówienie opiewa na sporą ilość izotopu nadającego się do
wyrobu broni nuklearnej. Jest on obecnie w drodze do ich bazy.
Znów podniosła się wrzawa i znów Tilleman uciszał zebranych.
- Proszę o spokój, przedyskutujemy sytuację po wysłuchaniu wszystkich raportów.
Kolejnym mówcą będzie doktor Heiserman z Sekcji Analiz Broni Oinn.
Doktor Heiserman wdrapał się na mównicę, nie wyciągając rąk z kieszeni nieco
wymiętej marynarki.
- Nie przyniosłem raportu, bo nie ma o czym pisać - wyjaśnił zwięzle. - Uzyskaliśmy
próbki wszystkich wyrobów produkowanych na zamówienie Oinn i przyznaję, że wszystko
do siebie idealnie pasuje. Na oko mamy replikę ich działa. Nie jest ona jednak sprawna, gdyż
brak nam całej elektroniki, która nie jest produkowana nigdzie na Ziemi. Należy więc
założyć, że mają ich zapas, który montują do gotowych urządzeń. Mówiąc więc krótko, mamy
do dyspozycji cholernie kosztowny kawałek złomu...
W tym momencie ktoś zbliżył się do Roberta i spytał cicho:
- Pułkownik Hayward?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]