[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- To najsłodszy chłopak na świecie - zapewniła. - Zupełnie
jak jego drogi ojciec. - Zamilkła i delikatnie dotknęła oczu,
uważając, by nie zetrzeć makijażu. - Jedyne, co mogę mu
zarzucić, to to, że zbyt rzadko go widuję. Tak ciężko pracuje,
lady Broxhead, nie tak jak inni młodzi ludzie. - Następnie
wyrecytowała krótką listę zalet, które wcześniej podał jej
Laurence: wysokie dochody, chęć podwyższenia statusu spo
łecznego, niezwykle odpowiedzialny. - Mówi nawet, że ma
zamiar przenieść się do Birmingham, gdzie podobno istnieją
lepsze możliwości rozwoju interesu.
Birmingham! Oczy lady Broxhead zapłonęły. Doskonale!
Anna będzie miała jak u pana Boga za piecem u boku młodego
szanowanego męża, wielce przystojnego, i na dodatek zamiesz
kajÄ… setki mil od Londynu.
Helen pochyliła się do niej protekcjonalnie.
50
- Mam nadzieję, że nie powiem nic niestosownego - za
częła - ale kiedy tu jechaliśmy, syn powiedział, że perspek
tywę wejścia do państwa rodziny zalicza do największych
zalet tej partii. - Helen zamilkła, zastanawiając się, czy nie
powiedziała za dużo. Widziała, jak lady Broxhead się prostuje.
Tak, ta głupia kobieta połknęła haczyk! Duma niemal ją
rozsadzała!
- Broxheadowie należą do jednej z najstarszych rodzin
baronetów w królestwie - oświadczyła majestatycznie lady
Broxhead. - A ja sama pochodzę z Selborne'ów!
Pani Redbourn zabrakło tchu.
- Selborne'ów! Wielkie nieba!
Cóż za miła kobieta, pomyślała lady Broxhead. Zachowuje
się prawie jak dama i jest taka przejęta ich pochodzeniem.
Postanowiła, że uczyni wszystko, co możliwe, żeby tylko
doszło do tego małżeństwa. Wstała.
- Może dołączymy do sir Roberta i pani syna? - zapropo
nowała z wdziękiem.
Po znalezieniu się w gabinecie sir Roberta Laurence uważnie
się rozejrzał i natychmiast zrozumiał, że rodzina gospodarza
znajduje siÄ™ w nieco trudnej sytuacji. Perskie dywany, wy
śmienitej jakości, były już mocno wytarte. Tapeta spłowiała,
a lustro nad kominkiem wymagało nowej ramy. Nic znaczącego,
ale najwyrazniej sir Robert i jego żona uznali, że muszą
przetrwać jeszcze jeden sezon z tym, co mają.
Tym lepiej. Chętniej zaakceptują jego kandydaturę na męża
dla siostrzenicy. Sir Robert był cały w skowronkach. Zadał
kilka ogólnych pytań dotyczących dochodów Laurence' a, dodał,
że siostrzenica jest dobrą dziewczyną i zasługuje na porządny
dom. I to było wszystko. Sir Robertowi albo brakowało energii,
albo nie miał ochoty szczegółowo wypytywać kandydata na
51
męża Anny. Był przekonany, że Laurence jest dobrym czło
wiekiem i dziewczyna będzie z nim szczęśliwa.
- Tak, tak - kończył. - Wydaje mi się, że możemy dojść
do porozumienia, co? Dam siostrzenicy tysiąc. I tak planowałem
to zrobić. A ojciec zostawił jej pięćset. Nie jest tak całkowicie
goła! I ładna z niej dziewczyna, Francuzka. Petite, to od
powiednie słowo.
- W takim razie... - Laurence sięgnął do kieszeni i wyciągnął
garść kwitów. - Możemy się tego pozbyć. - Przystawiał każdy
po kolei do ognia świecy. - W rodzinie nie powinno być długów.
Przyglądał się twarzy sir Roberta. Malowało się na niej
zawstydzenie, ale też ulga. Długi karciane to długi honorowe,
a Laurence właśnie spalił kilka setek funtów. Był to szczodry gest,
ale w ten sposób związywał ręce sir Roberta w sprawie ożenku.
- Miło z twojej strony, Redbourn. - Z zadowolenia głos aż
mu zachrypł.
- To specjalna chwila, czyż nie? Następnym razem nie będę
taki ugodowy - zażartował uprzejmie Laurence
Na całe nieszczęście sir Robert mu nie uwierzył.
Rozległo się pukanie do drzwi i lokaj obwieścił przybycie
lady Broxhead i pani Redbourn. Obydwaj panowie wstali.
Wymieniono zwyczajowe uprzejmości. Laurence, napotykając
wzrok Helen, uniósł brew. Odpowiedziała mrugnięciem oka.
- Ale, Redbourn - serdecznie zawołał sir Robert - nie
widziałeś jeszcze mojej siostrzenicy! Nie wolno nam postępo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]