[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ukryć rumieńce.
- Ech, Naomi... - Jego głos nagle złagodniał, zniknęła
z niego niedawna nutka prowokacji. - Coś musi być nie tak
z mężczyzną, jeżeli jego kobieta mówi o ich małżeństwie zwy
czajne". Ktoś taki jak ty zasługuje na coś więcej. W twoim życiu
powinno być miejsce na miłosne crescenda, uniesienia i fajer
werki, a ty mówisz znudzonym głosem: zwyczajne...
Wiedziała, że powinna zareagować na tę impertynencję,
i odwróciła się już z ostrym słowem na końcu języka, ale
znów znalezli się na oświetlonej części chodnika i zobaczyła
wyraznie jego twarz.
Jego oczy znów miały ten dziwny, zagadkowy wyraz,
który dostrzegła u niego już wcześniej, i nagle poczuła, jak
to spojrzenie sprawia, że gdzieś w głębi zaczynają drgać
w niej jakieś niepokojące emocje. Odwróciła oczy i zdała
sobie sprawę, że stoją pod latarnią na samym krańcu parkin
gu, obok szkarłatno-czarnego motocykla, i zupełnie nie mog
ła sobie przypomnieć, jak zaszli tak daleko.
- To... twój motocykl? - spytała, przestraszona drżeniem
własnego głosu. Co się z nią dzieje? Obok niej stoi przecież
Adam Forrester, mężczyzna, z którym pracuje przez pięć dni
w tygodniu, flirciarz, podrywacz i zatwardziały stary kawa
ler. Wiedziała aż za dobrze, że jakiekolwiek uczucia w sto-
sunku do tego faceta to karygodna głupota, zwłaszcza teraz,
gdy od ślubu dzieli ją zaledwie kilka tygodni.
Z pewnością Adam mógłby dać kobiecie miłosne cre
scenda i symfonie uniesień, ale nie należy się łudzić, skąd
brał takie umiejętności. Wolała opierać swoją przyszłość
na czymś stałym i przewidywalnym, na mężczyznie, na
którym można polegać. W jej życiu dość już było bólu
złamanego serca, by dodawać do niego jeszcze ból rozpadu
zwiÄ…zku z kimÅ› takim jak Adam. Z jakiegoÅ› ciemnego za
kamarka w jej głowie wynurzyło się na moment wspo
mnienie dawnych ran i poczuła bolesne ukłucie, ale szyb
ko przegnała te wspomnienia. Nie ma sensu iść tam, gdzie
czekają klęska, ponieważ nie zamierza ryzykować nieuda
nego życia dla swoich dzieci i nie chce, by poznały smak
tego, co ona sama...
- Mam go od niedawna - oznajmił Adam - ale zawsze
chciałem mieć taki motocykl, więc kiedy się dowiedziałem,
że jest na sprzedaż, nie namyślałem się długo.
Widziała, jak rozjaśniły mu się oczy, gdy przebiegł wzro
kiem po mechanicznej bestii, i wydała westchnienie ulgi. Ten
typowo męski zachwyt, gdy spoglądał na stojącą obok kupę
żelastwa, upewnił ją tylko, że dokonała właściwego wyboru.
Edward na pewno nie dałby się uwieść podobnie idiotycznym
marzeniom.
- Może chciałabyś przejechać się ze mną? - zapropono
wał z entuzjazmem chłopca, który chce pochwalić się nową
zabawką. - Mógłbym podwiezć cię do domu.
Potrząsnęła przecząco głową, zanim skończył.
- Dziękuję ci, Adam. Czuję się pewniej, kiedy stąpam po
ziemi.
- Mam w bagażniku zapasowy kask i grubą bluzę. Będę
jechał bezpiecznie, obiecuję.
- Wierzę, że jesteś świetnym kierowcą, ale mimo wszy
stko dziękuję. Poza tym muszę zrobić po drodze zakupy.
- Nie wiesz, co tracisz - mruknął, otwierając bagażnik,
i wyciągnął stamtąd szkarłatno-czarny hełm. Zawiesił go
na rączce kierownicy i najpierw zajął się wkładaniem skó
rzanej bluzy.
Kiwnęła mu głową na pożegnanie i ruszyła przed siebie,
umacniając się z całych sił w przekonaniu, że przejażdżka
z Adamem byłaby jedynie niebezpieczną fanaberią. Mimo to
nie mogła się powstrzymać, by nie powędrować wzrokiem
za przesuwającym się między dwoma rzędami samochodów
motocyklem, który dotarł do wyjazdowej bramy i zniknął
w ciemnościach.
No dobrze. Teraz należy skupić się na ułożeniu listy za
kupów i właściwym wykorzystaniu czasu, który został jej
podarowany. Zaczynała dochodzić do przekonania, że jedy
nym skutkiem jej ostatnich rozmów z Adamem jest irytacja.
Po wyjściu z parkingu skręciła w stronę przeciwną do
kierunku, w którym odjechał motocykl, lecz po kilku kro
kach usłyszała za sobą przerazliwie głośny pisk opon i łoskot
zderzających się pojazdów. W chwilę pózniej rozległ się wy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]