[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jego udo i wodziła palcami po skórze nogi, niepomna na wszystko,
z wyjÄ…tkiem Tygrysiego Boga.
Chance podniósł ją do góry i zamknął w silnym uścisku.
- Co się stało? - zapytała. - Nie lubisz...
Pytanie zamarło jej na ustach, gdy ujrzała srebrne oczy Chance'a.
Na jego twarzy malowały się siła i pożądanie, które jeszcze godzinę
temu przeraziłoby ją, lecz teraz rozlało strumień ognia w jej ciele. Za
nurzyła ręce w gęstych włosach i całowała go z głodem, którego na
uczyła się od niego. Jego dłonie przesuwały się po jej ciele, zrywając
ubranie, które przed chwilą tak starannie włożył.
Reba drżącymi palcami odpięła guziki jego koszuli. Jej piersi do
tknęły twardych, kręconych włosów na torsie Chance'a. Chance prze
sunął dłoń wzdłuż pleców Reby, położył jej ręce na biodrach, aż wresz
cie uniósł ją i położył na sobie. Ten bezpośredni kontakt sprawił, że
przebiegła ją fala gorąca. W jęku, który wyrwał się z jej ust, były roz
kosz, pożądanie i uległość jednocześnie.
- 104-
Zalało ich światło księżyca, gdy Chance położył Rebę na ziemi
i zanurzył się w jej miękkości. Głęboko w jej wnętrzu odnalazł szaleń
stwo, wywołał je, a potem spijał okrzyki zaspokojenia i oddał się jej
tak całkowicie, jak ona oddała się jemu.
Gdy mógł znów oddychać regularnie, ujął twarz Reby w dłonie
i trzymał ją nieruchomo, jakby nie widział jej nigdy wcześniej. A po
tem z niezmierzoną czułością pochylił się nad jej biodrami i całował
je delikatnie. Słowa, które szeptał w obcym języku, nie wymagały tłu
maczenia. Były częścią nocy, podobnie jak ciepło kołyszących ją ra
mion. Poruszyła się wolno, w jej ciele wciąż szemrały echa ekstazy.
- Kocham cię - wyszeptała i ujęła jego twarz w dłonie.
Odpowiedzią był kolejny pocałunek i silniejszy uścisk ramion.
-Za mało wiem o miłości, aby użyć tego słowa- powiedział. -
Wiem tylko, że nigdy nie było w moim życiu takiej kobiety jak ty.
Reba przesunęła palcami po zmysłowej linii jego twarzy i spróbo
wała zwalczyć ból, który ścisnął ją za gardło. Zamknęła oczy w na
dziei, że Chance nie zobaczy łez, które zawisły na jej rzęsach. Gdy
mogła już zaufać swojemu głosowi, powiedziała cicho:
- Więc jak dotąd jestem najlepsza. Cóż, to już coś.
- Chaton...
- Nieważne - powiedziała Reba i przykryła mu dłoniąusta. Chciała
uciszyć wszelkie słowa, które Chance mógłby wypowiedzieć zamiast
tych, których najbardziej pragnęła. - Jestem dużą dziewczynką, Chan
ce. Nic potrzebuję od ciebie pustych słów. Sprawiamy sobie wiele sa
tysfakcji. To wystarczy - dodała i musnęła ustami jego wargi.
Zacisnął dłonie na jej włosach, jakby wyczuł, że się od niego odda
la. Wjego pocałunku zawierało się coś więcej niż tylko namiętność.
Reba odsunęła kosmyk włosów z jego czoła, nieświadomie ofiarując
mu pocieszenie, jakby to on został zraniony, a nie ona.
- Rebo - powiedział głosem ochrypłym z emocji. - Musimy po
rozmawiać.
- Nie przejmuj się - odrzekła spokojnie. - Teraz, kiedy już wszystko
wiem, nie będę zawstydzać cię, mówiąc znowu o miłości.
-Nie to chciałem...
- Zimno mi, Chance. Chyba będzie lepiej, jeżeli już wrócimy do
obozu.
Na twarzy Chance'a odmalowało się rozgoryczenie. Tulił jąnagą
w ramionach, lecz nigdy nie była bardziej od niego oddalona niż w tej
-105-
chwili. Przez moment miał pokusę, aby znów się z nią kochać, dopóki
nie dozna rozkoszy w jego ramionach. Ta pokusa była widoczna w je
go oczach i nagłym napięciu ciała.
- Jesteś dla mnie kimś wyjątkowym - powiedział, s/.ukajac w jej
oczach uczucia, które jeszcze przed chwilą w nich płonęło. 1'ocałował
ją delikatnie, lecz usta Reby pozostały nieczułe.
-Do diabła, Rebo, jesteś dla mnie o niebo więcej warta niż najlep
sze złoże.
-1 o niebo mniej niż najlepsza miłość uśmiechnęła się krzywo.
W porządku, Chance. Mam duże doświadczenie, jak być niekochaną.
Zadowolę się przyjemnością. Ale nie w tej chwili, okay? Potrzebuję
czasu, aby dojść do siebie.
Wiedział, że nie musiała dochodzić do siebie po tym, jak się ko
chali, czuł jednak, że jeżeli to powie, Rebajeszcze bardziej się od nie
go oddali. Pocałował japo raz ostatni i odsunął się. (idy wyciągnęła
rękę po ubranie, Chance zawahał się i oświadczył, że bardzo chciałby
ją ubrać.
Reba jednak sama to zrobiła i niezdarnie zapięła guziki, które do
starczyły mu tyle przyjemności. Usiadła i zaczęła zawiązywać buty,
mocując się z nietypowymi zapięciami. Chance był już ubrany i cze
kał na nią z latarką w jednej ręce i strzelbą w drugiej. Jego sylwetka
odcinała się na tle księżyca.
Poniżej na stoku, w zaroślach głośno trzasnęła gałązka. Chance od
wrócił się w kierunku, z którego dobiegł dzwięk, oparł strzelbę na bio
drze i załadował nabój do komory. Z latarki błysnął snop białego świa
tła. W niespodziewanej jasności zastygł młody jeleń z podniesioną do
góry nogą. Zwiatło latarki zgasło, uwalniając jelonka, który jednym
szybkim susem zniknÄ…Å‚ w krzakach.
Reba słuchała oddalających się odgłosów. Widok Chance'a wrył
się jej głęboko w serce. Widziała, jak zręcznie kierował światło latarki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]