[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Karoliny Północnej. Moi technicy sprawdzili każdy centymetr
kwadratowy łodzi i rozebrali przyczepę na części pierwsze.
Chcecie wyniki ekspertyzy? Dam je wam, ale w zamian za
możliwość udziału w śledztwie.
Baldwin podniósł wzrok znad telefonu i odchrząknął, a
Taylor od razu wyczuła, jak bardzo jest spięty.
Agentko Sansom, to nie jest gra powiedział. A już na
pewno nie taka, w której to pani ustala reguły. Nie może pani
handlować istotnymi dla śledztwa informacjami, pani
obowiązkiem jest przekazać mi je dobrowolnie, a następnie usunąć
się i pozwolić, by sprawą zajęła się moja ekipa. Jeśli go złapiemy,
zasługi pani i pani zespołu na pewno zostaną docenione. Proszę się
nie niepokoić, nagroda pani nie ominie. Teraz proszę nam
wybaczyć, ale pani porucznik i ja musimy się udać na kolejne
spotkanie.
Nie ma ważniejszej sprawy niż ta! Sansom nie kryła
oburzenia. Mogę was powołać na świadków, na ważnych
świadków, ale chyba nie będzie takiej potrzeby. Po prostu chcę
pomóc. Potrzebujecie mnie. Moi przełożeni już wyrazili zgodę na
to, bym dołączyła do waszej grupy zadaniowej.
Taylor widziała, jak w łagodnych, zielonych oczach
Baldwina rodzi się wściekłość. W normalnych okolicznościach
propozycja współpracy ze strony kompetentnej agentki, a Renee
Sansom na taką wyglądała, spotkałaby się z jego aprobatą, ale
akurat ta agentka zle się do tego zabrała. Było oczywiste, że
Baldwin jej nie ufał. A skoro jej nie ufał, to lepiej sobie poradzą
bez niej.
Nie powołaliśmy grupy zadaniowej i raczej nie powołamy.
A zatem dziękujemy, agentko Sansom, ale nie potrzebujemy pani.
Nasza ekipa już pracuje, wszystkie miejsca są obsadzone.
Dziękujemy.
Sansom i Baldwin mierzyli się wzrokiem, sprawdzając, które
pierwsze umknie spojrzeniem. Zadzwonił telefon Baldwina, ale
zignorował go. Taylor sądziła, że mimo wszystko odbierze, ale
aparat brzęczał przez dłuższą chwilę, po czym zamilkł i zapikał, co
oznaczało, że ktoś zostawił wiadomość na poczcie głosowej. Kiedy
przestał dzwonić, zaraz zaczął od nowa.
Sansom uśmiechnęła się, a Taylor poczuła, że coś tu nie gra. I
to bardzo. Zerknęła na Baldwina i zobaczyła, że jego prawa dłoń
spoczywa na rękojeści pistoletu. Nawet nie zauważyła, kiedy
przesunął rękę. Jej zmysły zostały postawione w stan najwyższego
pogotowia. Sansom przesunęła się, a Taylor zakaszlała, chcąc
zagłuszyć dzwięk odpinanego paska kabury. Mimo to od ścian
odbiło się echo kliknięcia.
Sansom zareagowała błyskawicznie. Ze zwinnością, o jaką
Taylor nigdy by jej nie podejrzewała, pchnęła stół, który uderzył
Taylor w brzuch, i rzuciła się w stronę drzwi. Baldwin w jednej
chwili zerwał się z krzesła i pobiegł za nią. Taylor momentalnie się
otrząsnęła i popędziła za Baldwinem, sięgając po broń. Sansom
miała jednak przewagę. Niewielką, ale jednak miała, bo ich
zaskoczyła. Wybiegła na korytarz i pognała przed siebie, stukając
obcasami po twardym linoleum. Baldwin i Taylor pędzili za nią.
Gdzie jej ludzie? krzyknęła Taylor.
Nie wiem. Ale uważaj.
Co tu jest grane?
Sansom wypadła przez ciężkie stalowe drzwi z zamkiem
wymagającym podania kodu. Taylor zauważyła, że ktoś je
wcześniej uchylił i podparł tak, że wystarczyło je pchnąć, by się
wydostać. Rozległ się huk wystrzału, potem krzyk i kolejne strzały.
Zobaczyli kapitana Nadisa. Osunął się na podłogę. Kula trafiła go
w pierś. Usiadł w kałuży ciemnej krwi.
Zostań z nim! zawołał Baldwin.
Taylor klęknęła obok Nadisa i zaczęła gorączkowo szukać
pulsu. Nie znalazła go. Komendantowi posterunku nic już nie
mogło pomóc.
Baldwin zatrzymał się przy wejściu do recepcji. Taylor
wytarła o spodnie czerwoną od krwi rękę i stanęła po drugiej
stronie. Ostrożnie wyjrzała, ale nikogo nie zauważyła. Natomiast
dostrzegła wystającą spod biurka nogę recepcjonistki.
Droga wolna powiedziała cicho.
Baldwin skinął głową i ruszył do wyjścia, a wtedy zawył
silnik i rozległ się chrzęst opon na żwirze. Ktoś ewakuował się w
wielkim pośpiechu. Wybiegli przed budynek w samą porę, by
ujrzeć tył odjeżdżającego czarnego sedana. Samochodem
zarzuciło, kiedy próbował włączyć się do ruchu.
Nie było sensu strzelać do uciekającego auta, lecz mimo to
każde z nich posłało kilka pocisków w jego kierunku. Kule ze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]