[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wspomnień.
Teraz moja kolej powiedział. Wziął ręcznik i przybory toaletowe, i udał się
w kierunku strumienia.
Leigh obserwowała jego twarz poznaczoną bruzdami, oczy jakby odgrodzone
od świata, dalekie, kark i ramiona opalone na ciemny brąz. Miał piękne ciało, jakby
stworzone do miłości. Poczuła, \e nagle przeszywa ją ból, \al za czymś utraconym.
Uwa\aj na ryby! zawołała.
Nie odpowiedział i zniknął miedzy drzewami.
Leigh zmieniła pozycję. Pień, na którym przysiadła, uwierał jej nagie uda.
Kaler rozciągnął się o parę metrów dalej na trawie. Za nimi stał namiot, w nim
le\ały dwa śpiwory.
Poprzedniej nocy spali pod gołym niebem. Tego wieczoru, gdy tylko słońce
skryło się za szczytami gór, temperatura obni\yła się o dobre dziesięć stopni i
wszystko wskazywało na to, \e spadnie jeszcze bardziej. Nie mo\na ju\ było spać
na dworze.
Jak myślisz, czy ojciec z Danielem daleko odeszli od miejsca, w którym ten
student widział sygnały dymne?
Kaler przewrócił się na bok i podparł na łokciu. Miał obolałe ramiona. Ale nie
od pracy fizycznej. Nie od dzwigania baga\y. Po prostu z napięcia, jakie odczuwał,
gdy Leigh była przy nim.
Trudno powiedzieć. Wędrówka z dzieckiem zawsze trwa dłu\ej.
Przecie\ on się nie śpieszy.
Skąd wiesz?
Bo on czegoś szuka. Opuściła wzrok. Wskazującym palcem prawej dłoni
nerwowo skubała korę pnia, na którym siedziała.
Kaler doskonale pamiętał te gesty. Nigdy nie mogła usiedzieć spokojnie, gdy
czuła się niepewnie. Najczęściej w takich sytuacjach zaczynała wzdłu\ i wszerz
przemierzać pokój. Jeśli nie mogła tego robić, bawiła się bezmyślnie czym popadło
guzikiem bluzki, papierami na biurku, własnymi włosami.
Czego właściwie szuka twój ojciec? zapytał Kaler, kiedy zorientował się, \e
Leigh nie ma zamiaru niczego mu wyjaśnić.
Och, szlaków, śladów, legowisk i takich tam ró\nych. Było jeszcze na tyle
jasno, \e mógł dostrzec zakłopotanie na jej twarzy.
Wiesz, \e sezon łowiecki jeszcze się nie zaczął?
On w zasadzie nie poluje.
Co zatem robi?
No... szuka yeti. Leigh oderwała kolejny kawałek kory.
Yeti? Kaler zamrugał oczami.
No tak, yeti powtórzyła.
Kaler nie posiadał się ze zdumienia. Nigdy by mu coś podobnego nie przyszło
nawet do głowy.
Cisza przedłu\ała się. Wreszcie Leigh podniosła zdecydowanym ruchem głowę,
w jej oczach pojawił się wyraz determinacji i agresywności.
Nigdy nie słyszałeś o Wielkiej Stopie? zapytała, siląc się na cierpliwość.
O Człowieku Zniegu? Kudłatym, z ogromnymi stopami?
Wiem, co masz na myśli. Kaler starał się za wszelką cenę stłumić śmiech.
Tylko próbuję wyobrazić sobie twego ojca, powa\nego ambasadora,
przemierzającego lasy w poszukiwaniu wymysłu jakiegoś \ądnego rozgłosu idioty.
Od kiedy przeszedł na emeryturę... zapalił się do tego. Leigh oderwała
jeszcze jeden kawałek kory.
Zwykłe dziwactwo.
Nie, wcale nie. On jest pełen entuzjazmu. A właściwie dlaczego uwa\asz, \e
Człowiek Zniegu nie istnieje?
Zacięła usta. Były śliczne, delikatne i pełne zarazem, bardzo wra\liwe i czułe.
Stworzone do tego, by je całować.
Uwierzę w niego, gdy go zobaczę.
Cynik.
Do szpiku kości.
Leigh rzuciła do ognia gałązkę i patrzyła, jak płonie. Wysoko w górze ptaki
zaczynały układać się do snu. Wydawały przy tym tak smutne odgłosy, jak gdyby
wiedziały coś, o czym ona nie wiedziała.
Przeszedł ją nagły dreszcz. Próbowała oddalić ów strach, powtarzając sobie, \e
przecie\ nigdy nie wierzyła w przesądy.
Nie martw się. To tylko sójki uspokoił ją Kaler, jak gdyby odgadując jej
myśli. Wstał i zaczął gasić ognisko. Płomienie rzucały blaski na jego twarz. Wiatr
zmierzwił mu włosy, nadając wygląd niesfornego chłopca.
Wygląd bywa zwodniczy, upomniała samą siebie Leigh. Kaler był przecie\
zdolny do okrucieństwa, przemocy i zawziętości, zwłaszcza gdy ktoś mu się
naraził.
Dlaczego mnie nienawidzisz, myślała. Zrobiłam to, co musiałam. Ale poczucie
winy, jakie wzbierało w niej od chwili, gdy powiedziała mu o ich synu, nagle
rozgorzało jak płomienie w ognisku.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]