[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Okay, zabiorę Dżyngis Chana do domu - Tom pogłaskał mruczącego kota. -
Chodz, tygrysie, nie chcą nas tutaj.
Wziął ręcznik i odszedł, ale po paru krokach zatrzymał się i wrócił. - A tak w ogóle
to Dżyngis Chan jest kocurem i po prostu broni swego rewiru. Czy zastanę panią
pózniej w domu, Jane?
- Ja... nie wiem.
- Wychodzi ze mną dziś wieczorem - Bill stanął na szeroko rozstawionych nogach,
trzymając ręce w kieszeniach.
- Wychodzi pani wieczorem? - Tom zignorował Billa.
Jane spojrzała najpierw na Billa, potem na Toma, a potem znowu na Billa. Ociągała
się z odpowiedzią.
- Dzisiaj po południu na pewno będę w domu - zdobyła się w końcu na wymijającą
odpowiedz.
Czarne oczy patrzyły na nią przenikliwie. - Dobrze, wpadnę więc na krótko po
południu - Tom oddalił się pogwizdując.
Jane stała bez ruchu i spoglądała za nim, aż zniknął za drzwiami swego domu.
- Uff! - odetchnął Bill. - Nareszcie pozbyliśmy się tego natręta.
- Chodzmy do domu - rzekła Jane, ignorując uwagę Billa.
Bill podążył za nią w milczeniu. Podziękował za herbatę i pożegnał się,
zapowiadając, że przyjedzie po Jane o ósmej wieczorem.
Jane zamyśliła się. Może nie powinna przyjmować zaproszenia Billa? Ale właściwie
dlaczego? Czy to, że Tom ją pocałował, było wystarczającym powodem? Pokręciła
głową. Ten pocałunek nie oznaczał wcale, że Tom miał do niej jakieś prawa. Poza
tym nie mogła się zorientować w swoich uczuciach do tego mężczyzny. Wzbudzał
w niej pożądanie; co do tego nie mogła się oszukiwać. Ale całując ją nie wywalczył
sobie jeszcze żadnego prawa do niej.
Mimo woli przeprowadziła porównanie między dwoma konkurentami do jej
względów. Bill był wzorem męskiej urody - wypielęg-
nowany od stóp do głów, godzien zaufania, porządny, czasem może zbyt złośliwy.
Na drugim biegunie Tom - spontaniczny, chaotyczny i niemożliwy. A przy tym
inteligentny, wyrozumiały, doświadczony. Rozsądek podpowiadał jej, że powinna
raczej zająć się Billem, ale serce brało stronę Toma. W jego towarzystwie czuła się
swobodnie, nie przejmowała się konwenansami i znajdowała odwagę na
okazywanie własnych uczuć. Tylko jakie życie miałaby u boku tego zwariowanego
awanturnika?
Wzięła prysznic i narzuciła na siebie luzny kaftan z jedwabiu. Zdąży się jeszcze
przebrać, zanim Bill po nią przyjedzie. Miękki jedwab przyjemnie chłodził nagą
skórę. Cicho nucąc, poszła na bosaka do kuchni i nalała sobie szklankę mleka. Piła
je małymi łyczkami, gdy zadzwonił telefon.
- Powietrze czyste? - usłyszała głos Toma.
- Oczywiście, co to za pytanie?
- Obawiałem się, że może Bill wczuł się za bardzo w swoją rolę i zechciał pani
bronić przed ewentualnym atakiem ze strony dzikusa, czyli mnie, i okropnego
drapieżnika, czyli Dżyngis Chana.
- Niech pan nie plecie od rzeczy. Po co pan dzwoni?
- Chciałbym odebrać moje notatki. Maszynistka zostawiła je u pani, prawda?
Fakt, że dzwonił tylko w sprawie notatek, rozczarował ją nieco. - Tak, tak,
zapomniałam je panu oddać. Może je pan zaraz odebrać. Ma pan teraz kłopot z
maszynistką - musi pan poszukać nowej.
- Prawdopodobnie sam usiądę do maszyny. W końcu to ja potrafię najlepiej
odczytać swoje pismo.
Ledwie Jane odłożyła słuchawkę, już dzwonił dzwonek.
- Przyleciałem - Tom roześmiał się radośnie.
Jane roześmiała się także i zaprosiła go gestem do środka, ale Tom nie wchodził,
tylko wpatrywał się w nią jak sroka w gnat.
- Dlaczego pan nie wchodzi?
- Nie... nie powinna pani otwierać drzwi w takim stroju - mruknął. Jane przyjrzała
się sobie i potrząsnęła głową zirytowana.
- Nie wiem, o co panu chodzi. Przecież wszystkie krytyczne miejsca są dokładnie
zasłonięte.
- W zasadzie tak - Tom w końcu wszedł do domu - ale pod światło wszystko... to
znaczy, że ta tkanina jest prawie przezroczysta. To bardziej podniecające niż gdyby
stanęła pani przede mną naga
- Pan pan . Zaraz przyniosę te pańskie notatki - Jane poszła do pokoju. Najlepiej
będzie się go pozbyć jak najprędzej. Nagle poczuła na plecach jego dłonie. .
- Jane - powiedział cicho. - Nie chciałem pani obrazie. Proszę, niech się pani
odwróci i spojrzy na mnie!
Serce Jane biło jak oszalałe. Odwróciła się powoli. Jakby machinalnie objęła Toma
za szyję. Usta ich odnalazły się w długim, namiętnym pocałunku.
Tom spytał po chwili: - Wychodzisz dzisiaj z Billem.' Jane najchętniej
odpowiedziałaby przecząco, najchętniej zaproponowałaby mu zostań dziś u mnie",
ale odpowiedz jej musiała brzmieć tak"
" Tom cofnął się o krok. - Lepiej więc będzie, jak już sobie pójdę. Może jutro się
zobaczymy. Wesołej zabawy. I odszedł nie patrząc na nią.
Jane czuła, że nie rozwiąże swojego problemu. Nagle zainteresowali się nią dwaj
atrakcyjni mężczyzni, a ona nie potrafiła dokonać wyboru. Tom'? Nie, przecież
wtedy nie umawiałaby się z Billem.
Bill pojawił się punktualnie i pojechali do Hiltona, gdzie zarezerwował stolik. Jane
postanowiła nie myśleć o Tomie, tylko całą swą uwagę poświęcić Billowi. .
Wieczór był niezwykle przyjemny. Bill był czarujący, jedzenie wykwintne, wina
najlepszej jakości. Jane rozkoszowała się luksusową
atmosferą Hiltona.
Pózniej przed drzwiami swego domu, pozwoliła pocałować się Billowi
na'pożegnanie. Uczciwie przyznała, że nie było to niemiłe. Oczywiście, nie tak
podniecające jak z Tomem, ale tez niezłe.
Ziewając weszła do pokoju. Na stole ciągle jeszcze leżały notatki Toma - zapomniał
je zabrać, chociaż przecież przyszedł po me. Jane zaczęła czytać pierwszą stronę.
Nagle uśmiechnęła się, wbiegła na gorę i usiadła do maszyny.
7
Siedziała aż do rana przepisując na czysto notatki Toma. Około czwartej napisała
ostatnie zdanie i wyobraziła sobie jego minę na widok gotowej pracy.
Po póznoporannej toalecie wykręciła numer Toma. Nikt nie podnosił słuchawki.
Próbowała jeszcze kilka razy, ale bezskutecznie.
Gdy po południu odezwał się dzwonek telefonu, Jane pobiegła galopem, żeby
podnieść słuchawkę.
-Tom?
- Bill. Bill Woods.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]