[ Pobierz całość w formacie PDF ]
de is dide ot KubuÅ› fatalista i jego pan 19
Pieniąó, Kobieta,
na zawsze. Obaj bawicie się rzemiosłem, które nie wyjóie wam na dobre & Teraz,
Mężczyzna
Kubusiu, zajm3my się sakiewką. Osoba, która ją sobie przywłaszczyła, stawiła się bez
zawezwania; była to pięknie wyrośnięta óiewczyna, zbudowana na schwał. To ja,
panie, mam tę sakiewkę rzekła do pryncypała ale nie ukradłam; dał mi ją
sam .
Ja ci dałem sakiewkę?
Tak.
Możliwe, ale niech mnie diabli porwą, jeżeli sobie przypominam&
Urzędnik rzekł do Kubusia: No, no, Kubusiu, nie wyjaśniajmy dalej .
Panie&
Wedle tego, co wióę, jest ładna i nieóika.
Panie, przysięgam&
Ileż było w sakiewce?
Około óiewięciuset siedemnastu funtów.
Och, Joasiu, óiewięćset siedemnaście funtów za jedną noc to o wiele za dużo
jak na was oboje. Daj mi tÄ™ sakiewkÄ™&
òiewucha podaÅ‚a sakiewkÄ™ panu, który dobyÅ‚ podwójnego talara: Masz rzekÅ‚
oto zapłata za twoje usługi; warta jesteś więcej, ale dla kogo innego niż Kubuś.
%7łyczę ci dwa razy tyle każdego dnia, ale nie w moim domu: rozumiesz? A ty, Kubusiu,
siadaj co żywo na koń i wracaj do pana .
Kubuś skłonił się urzędnikowi i oddalił bez odpowieói, ale mówił sobie w duchu:
A, szelma! a, łajdaczka! było tedy napisane w górze, że kto inny się z nią prześpi,
a Kubuś zapłaci!& Ech, pociesz się, Kubusiu, czy nie dosyć szczęścia, że odnalazłeś
swoją sakiewkę i pański zegarek, i że cię to kosztowało tak niewiele? .
Kubuś wsiada na konia i rozpiera ciżbę, jaka się uczyniła pod domem; ale po-
nieważ ciężko mu było przenieść, iżby tylu luói miało go brać za hultaja, powoli
i rozmyślnie wydobył z kieszeni zegarek i popatrzył na goóinę; następnie dał ostro-
Koń, Los
gę koniowi, który, nie będąc do tego przyzwyczajony, pognał z kopyta. Zwyczajem
Kubusia było pozwalać mu iść krokiem, jaki sam koń uznał za właściwy: równie bo-
wiem niewczesnym zdawało mu się zatrzymywać go, kiedy galopował, jak popęóać,
kiedy szedł powoli. Zdaje się nam, że prowaóimy los, podczas gdy w istocie on za-
wsze nas prowaói: losem zaś mienił Kubuś wszystko, co napotykał na droóe, konia,
własnego pana, mnicha, psa, kobietę, muła, wronę. Konik niósł go tedy całym pę- Pan, Sługa
dem ku panu, który zdrzemnął się był na kraju gościńca z uzdą okręconą koło garści,
jak wspomniałem. Wszelako gdy Kubuś zastał pana w tej pozycji, uzda znajdowała
się na swoim miejscu, ale konia nie było. Widocznie jakiś hultaj zakradł się ku śpią-
cemu, obciął uzdę i uprowaóił bydlątko. Na tętent Kubusiowego konia pan zbuóił
się; pierwszym jego słowem było: Chodz no, chodz, gałganie! ja cię & Tutaj zaczął
poziewać na łokieć szeroko.
Ziewaj pan, ziewaj do syta rzekł Kubuś ale góie się poóiewa pański
koń?
Mój koń?
Tak, koń&
Pan, spostrzegłszy w tej chwili, iż skraóiono mu konia, gotował się już wpaść na
Kubusia zamachując się resztkami uzdy; ale ten rzekł: Powoli, panie, nie jestem óiś
w usposobieniu, żeby się dać grzmocić; uderzy mnie pan raz, ale przysięgam, że za
następnym spinam konia i zostawiam pana, jak pan stoi &
Grozba Kubusia ostuóiła natychmiast gniew pana, który rzekł już znacznie ła-
godniej: A zegarek?
Oto jest.
de is dide ot KubuÅ› fatalista i jego pan 20
A sakiewka?
Oto jest.
Długo sieóiałeś.
Niezbyt długo, jak na to, com zóiałał. Posłuchaj pan. Przybyłem na miejsce,
wdałem się w bójkę, poruszyłem całą wieś przeciw sobie, wzięto mnie za opryszka
i złoóieja, zaprowaóono do sęóiego, przeszedłem podwójne śleótwo, omal nie
wysłałem dwóch luói na szubienicę, przyprawiłem lokaja o wygnanie z domu, po-
kojówkę o utratę miejsca, przekonano mnie, iż spęóiłem noc w łóżku osoby, której
nigdy nie wióiałem, a której mimo wszystko zapłaciłem za to; i jestem z powrotem.
A ja, czekajÄ…c na ciebie&
Czekając na mnie, było napisane w górze, iż się pan zdrzemnie i że panu
ukradną konia. Ha, cóż! nie myślmy o tym dłużej! niewielkie rzeczy, jeden koń stra-
cony, a być może jest napisane w górze, że się odnajóie.
Mój koń! mój biedny koń!
Choćbyś pan lamentował bodaj do jutra rana, nic to nie pomoże ani nie od-
mieni.
Cóż teraz poczniemy?
Wezmę pana z tyłu oklep, albo też, jeżeli pan woli, zdejmiemy buty, przytro-
czymy je do siodła i bęóiemy dalej iść piechotą.
Mój koń, mój biedny koń!
Postanowili raczej wędrować piechotą, przy czym pan wykrzykiwał od czasu do
czasu: Mój koń! mój biedny koń! , Kubuś zaś rozw3ał obszerniej streszczenie swych
przygód. Skoro doszedł do punktu oskarżenia owej óiewczyny, pan rzekł:
Naprawdę, Kubusiu, nie spałeś z tą óiewczyną?
KUBUZ: Nie, panie.
PAN: I zapłaciłeś?
KUBUZ: Tak się wiói.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]