[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kilkakrotnie i zaÅ‚ożyć wenflon. Trzeba pani przeto­
czyć trochę płynów.
- Dziękuję, doktorze Hamilton. Jestem pewna, że
wszystko będzie dobrze.
- Na pewno, daję pani słowo. A teraz proszę
podwinąć rękaw.
Kiedy wszystko było zrobione, Lizzi poleciła
Amy Winship, żeby zostaÅ‚a przy chorej, by mie­
rzyć jej puls i aspirować treść żoÅ‚Ä…dka co piÄ™tna­
ście minut.
Ross pogroził Amy palcem i powiedział, żeby
dzwoniÅ‚a, jeÅ›li tylko zacznie siÄ™ dziać coÅ› niepo­
kojÄ…cego.
Lizzi powstrzymała uśmiech i poszła do dyżurki.
- Po co straszysz dziewczynę? - zapytała, kiedy
do niej dołączył.
- Przecież żartowałem - odparł i przyciągnął ją
do siebie. - Tęskniłem za tobą.
- Ja także. Co chcesz zrobić z Mitchem?
- Jeszcze nie wiem. W tej chwili chÄ™tniej zrobiÅ‚­
bym coÅ› z tobÄ….
Odepchnęła go właśnie w chwili, gdy otworzyły
się drzwi i wszedł Mitch Baker.
90 POKONA CZAS
- Ach, doktor Baker - powiedział Ross słodkim
głosem.
- Właśnie miałem zamiar zaprosić pana na małą
pogawędkę.
Lizzi zostawiła ich samych.
ROZDZIAA SIÓDMY
Kiedy tego popołudnia wróciła do domu, zastała
matkÄ™ przeglÄ…dajÄ…cÄ… swoje ubrania.
- Cześć - powiedziaÅ‚a pogodnym tonem i poca­
łowała Mary w policzek. - Zabrałaś się wreszcie do
porządkowania tego bałaganu?
Potem przyjrzała się bliżej odłożonym sukienkom
i zmarszczyła brwi.
- Nie marszcz siÄ™, kochanie, to bardzo postarza.
Właśnie miałam ci coś powiedzieć. Wyjeżdżam.
Lizzi odsunęła zieloną jedwabną sukienkę i ciężko
usiadła na łóżku.
- DokÄ…d jedziesz? Z kim? Po co? Dlaczego?
- JadÄ™ do Yorkshire z kolegami z koÅ‚a plastycz­
nego. A dlatego, że chcę - odparła twardo matka.
- Zorganizowano na wsi malarski weekend, ale nie
mogą jechać wszystkie grupy. Wytypowano moją
grupÄ™. JeÅ›li zostanÄ™ w domu, to moja grupa odpad­
nie, chyba że zapłacę za swój pobyt. Absolutnie nie
mogę ich zawieść. Nie uważasz, kochanie, że byłby
to duży wstyd?
- Mnie siÄ™ o to pytasz? To ty powinnaÅ› siÄ™
zastanowić! Jak sobie poradzisz ze schodami? Kto
ciÄ™ rozbierze i poÅ‚oży do łóżka? Jak sobie to wszyst­
ko wyobrażasz?
Prawie krzyczała, lecz po chwili opanowała się,
próbując spokojnie trafić do rozsądku matki.
- Czy naprawdÄ™ rozważyÅ‚aÅ› wszystkie za i prze­
ciw?
Matka uśmiechnęła się pobłażliwie.
92 POKONA CZAS i
- Oczywiście, że tak, kochanie. Nie jestem kom-
pletną idiotką. Jak dotąd, straciłam jedynie władzę
w nogach!
- Przepraszam - odparła Lizzi, którą dotknęła
uwaga matki. - Ale jak sobie poradzisz beze mnie?
- Będzie tam Jean, a poza tym są tam wszelkie
wygody dla niepełnosprawnych. Boże, jak ja nie
cierpię tego słowa!
Rzuciła na łóżko bieliznę i podjechała wózkiem
pod komodÄ™.
- Jak myślisz, które sukienki powinnam wziąć?
Mam teraz takie chude nogi, że najchętniej nosiła-
bym tylko spodnie, ale muszę mieć coś do przebra-
nia się, będę przecież siadała ze wszystkimi do
obiadu.
Lizzi nie wiedziała, co o tym myśleć. Pomogła
matce wybrać kilka sukienek, które nadawały się na
taką okazję, a jednocześnie zbytnio się nie gniotły.
- Kiedy jedziecie?
- Jutro po poÅ‚udniu. Edward zabierze mnie i Jea­
na swoim samochodem.
- Edward? - Lizzi nie mogła ukryć zdziwienia.
Nie była pewna, ale przez moment miała wrażenie,
że matka zaczerwieniła się.
Mary milczaÅ‚a, zbierajÄ…c ze stolika przybory toa­
letowe.
- To mężczyzna z naszej grupy - odpowiedziała
po chwili.
Lizzi z uwagą przyjrzała się matce.
- %7Å‚onaty?
- Chyba wdowiec. Kochanie, mogłabyś wyjąć mi
z szafy tÄ™ zielonÄ… walizkÄ™?
Lizzi bez trudu zorientowaÅ‚a siÄ™, że matka spe­
cjalnie zmieniła temat, ale bez słowa wstała i spełniła
jej prośbę. Potem zabrała się do pakowania walizki,
rzucajÄ…c na niÄ… ukradkowe spojrzenia.
POKONA CZAS 93
- Może przestaniesz wreszcie tak na mnie pa­
trzeć?
- Przepraszam - westchnęła. - Po prostu to takie
dziwne, że wyjeżdżasz i...
- I chcesz miło spędzić czas, tak? - przerwała jej
matka. - Elizabeth, od siedmiu lat siedzÄ™ w tym
domu i użalam się nad sobą. W końcu powiedziałam
 dość"! Mam zamiar inaczej spędzić resztę życia,
nawet jeśli tobie nie będzie się to podobało!
- Mamo, to nie o to chodzi! Mam nadzieję, że
będziesz się doskonale bawić. Po prostu martwię się,
że będzie ci bardzo trudno, to wszystko.
- A jeśli nawet, to co? Przecież tam nie umrę!
Lizzi, przestaÅ„ robić tragediÄ™. Pomóż mi lepiej sprzÄ…­
tnąć ten baÅ‚agan i zróbmy sobie jakÄ…Å› pysznÄ… kola­
cję. Na którą idziesz jutro do pracy?
- Na ósmą. Kiedy masz zamiar wrócić?
- W poniedziałek wieczorem. A teraz podejdz
i uściśnij swoją starą matkę! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anielska.pev.pl