[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- To zrozumiałe - odrzekła Muriel, otwierając drzwi do ba-
wialni dziewcząt. - Ojciec mówi tak samo.
Och, Cam! - pomyślałam, gdy jego dwie córeczki biegły mi
na spotkanie, mam nadzieję, że stanę na wysokości zadania
i okażę się dla nich dobrą piastunką.
Dużo bym wtedy dała, aby zobaczyć, że on wchodzi właśnie
do pokoju.
Zadzwonił do mnie pózniej, gdy znalazłam się już w łóżku.
Spytał przede wszystkim o Lillian, a potem powiedział, jak
bardzo za mną tęskni i jak mnie kocha.
Po telefonie Cama poczułam się znacznie spokojniejsza.
Ostatni raz zajrzałam do Lillian - spała głęboko, a z jej spokój-
nej twarzy, widocznej w kręgu światła z nocnej lampki, zaczęły
ustępować wypieki - i sama też poszłam spać.
Nie wiem dokładnie, która była godzina, gdy się obudziłam.
W pokoju panowały egipskie ciemności. Nieprzytomnie wycia-
gnęłam rękę na poduszkę Cama, zapominając na chwilę, że go
nie ma, że wyjechał do Londynu i już-już prawie zasypiałam
na nowo, kiedy usłyszałam krzyk.
Pomyślałam zrazu, że to może sowa, ale po chwili pojęłam,
że to krzyk dziecka. Nasłuchiwałam z zapartym tchem, ale
krzyk się nie powtórzył. Wciąż nie byłam pewna, czy się nie
przesłyszałam, gdy dotarł do mnie nagle odgłos kroków z kory-
tarza. Ktoś zastukał lekko i drzwi uchyliły się, skrzypiąc w za-
wiasach.
- Zpisz, Kate?
- Ach, to ty Muriel! Wejdz.
- PomyÅ›laÅ‚am, że mógÅ‚ ciÄ™ obudzić ten krzyk i jesteÅ› zanie­
pokojona. Przyszłam ci tylko powiedzieć, że to Debbie przyśnił
siÄ™ jakiÅ› koszmar.
scandalous
- Debbie?... - powtórzyłam, wciąż w półśnie.
- Tak. Ale już wszystko dobrze, nie martw się. Dobranoc.
Oprzytomniałam na dobre, gdy Muriel zamknęła za sobą
drzwi. Usiadłam na łóżku, zapaliłam lampkę i odgarnęłam
włosy z oczu. Budzik wskazywał drugą w nocy. Biedna Muriel,
pomyślałam, na straży dzień i noc. Powinnam sama wziąć się
energiczniej do opieki nad dziewczynkami. Kto to słyszał, żeby
młoda osiemnastoletnia dziewczyna musiała czuwać jak matka
nad trzema przybranymi siostrami!
PostanowiÅ‚am porozmawiać o tym z Camem, gdy wróci. Mo­
że mu się wydaje, że wystarcza jej do szczęścia pracownia
i malarstwo, ale przecież powinna spotykać siÄ™ częściej z ró­
wieśnikami. Gdzie się, na przykład, podziewa ten młody Lo-
gan? Mieszkałam w Quarry już od dwóch tygodni i jeszcze go
tu nie widziaÅ‚am. Rano powiem Muriel, żeby jeszcze tego sa­
mego dnia zaprosiła go na obiad. Właściwie to dotychczas nie
poznałam żadnych znajomych Cama. Na pewno ma tu jakichś,
nawet jeżeli nie mieszkają blisko. To dziwne, że nikt nas nie
odwiedza. Może do ludzi nie doszły jeszcze słuchy, że Cam się
znów ożenił.
WziÄ™liÅ›my cichy Å›lub w londyÅ„skim magistracie, a Å›wiadka­
mi byli tylko Joanne i wspólnik Cama. To był przecież trzeci
Å›lub mojego męża, toteż rozumiaÅ‚am i szanowaÅ‚am jego pra­
gnienie, żeby ceremonia miaÅ‚a możliwie jak najbardziej pry­
watny charakter. Dopiero teraz zabolaÅ‚o mnie, że nawet naj­
bliższych sąsiadów nie powiadomił o moim istnieniu.
Szybko jednak wyzbyÅ‚am siÄ™ tego przykrego uczucia. Ko­
chaliÅ›my siÄ™ tak bardzo, że wcale nam nie zależaÅ‚o na kÅ‚opotli­
wym towarzystwie innych. Przybrana rodzina całkiem nam
wystarczaÅ‚a. Ale Muriel potrzebowaÅ‚a czegoÅ› wiÄ™cej, i zamie­
rzaÅ‚am dopilnować, by zapraszaÅ‚a swojego przyjaciela, gdy tyl­
ko będzie miała na to ochotę.
scandalous
Rozdział 4
W
nocy Lillian znowu podskoczyła temperatura. Nad ranem
twarz miała rozpaloną gorączką, a pod oczyma duże ciemne
krÄ™gi. Muriel uważaÅ‚a, że nie należy wzywać lekarza, ale po­
nieważ do obiadu dziecku się nie polepszyło, zdecydowałam,
że ostrożność nie zawadzi.
Doktor Carnes nie chciał słuchać żadnych przeprosin.
- Oczywiście, że zaraz przyjadę, pani Rivers. Ma pani pełne
prawo wzywać mnie w razie jakichś obaw. Proszę się w ogóle
nie martwić i dzwonić, kiedy pani zechce.
Nie znałam wielu ludzi z Yorkshire, ale pomyślałam, że jeśli
wszyscy sÄ… tacy jak nasz mÅ‚ody doktor i pani Meadows, to chy­
ba ich bardzo polubię. Mieli w sobie dużo ciepła i życzliwości,
o którą niełatwo dziś w Londynie.
Pani Meadows była wspaniałą kobietą, pracowitą i łagodną.
Nie znalazłam jakoś do tej pory czasu, by z nią porozmawiać,
ale dziś rano pomogłam jej posłać łóżka i sprzątnąć u dzieci,
a przy tej okazji zaprzyjazniÅ‚yÅ›my siÄ™. ByÅ‚a kopalniÄ… wiadomo­
Å›ci o tutejszych, w wiÄ™kszoÅ›ci spokrewnionych rodzinach, któ­
re najwyrazniej mieszkają tu od wieków.
Obcy, jak ich nazywała, powprowadzali się do pobliskich
miast, głównie do nowych osiedli, które jeszcze nie zdążyły
wchÅ‚onąć naszej wioski. Nie miaÅ‚a dobrego zdania o porzuca­
niu starych dobrych obyczajów i nie znosiÅ‚a wszystkiego, co za­
grażaÅ‚o stabilnoÅ›ci Å›wiata, jaki pamiÄ™taÅ‚a z dzieciÅ„stwa. Za­
pracowana, z chłopskiej rodziny, była ucieleśnieniem tego, co
my, londyńczycy nazywamy solą ziemi: odpowiedzialna i bez
scandalous
wymagań - wiodła uporządkowane, zdyscyplinowane życie,
caÅ‚kowicie oddana swojej rodzinie. A przy tym doskonaÅ‚a ku­
charka.
PoszÅ‚yÅ›my do kuchni coÅ› przekÄ…sić i przy stole staÅ‚a siÄ™ bar­
dziej wylewna.
- Co ja się namartwiłam, kiedy mi Muriel powiedziała, że
ojciec chce się ożenić z młodą dziewczyną! - zwierzyła się. -
PomyÅ›laÅ‚am, że bÄ™dzie pani jak te trzpiotki z Londynu. Ale pa­
ni okazaÅ‚a siÄ™ inna. Jestem zadowolona, że pani do nas przyje­
chała. Pan Rivers często nas opuszcza, a wszystkie maluchy na
mojej głowie, to trochę za dużo jak na moje siły.
Nalała dwie następne filiżanki herbaty i spojrzała na mnie
zawstydzona.
- Może nie powinnam tego pani mówić, ale czuję, że to mój
obowiązek. Gdyby nie dziewczynki, już dawno by mnie tu nie
byÅ‚o. Mojemu mężowi wcale nie w smak, że tu pracujÄ™. WolaÅ‚­
by, żebyśmy się wyprowadzili ze starego domu i znalezli sobie
nowe mieszkanie we wsi.
- Doskonale go rozumiem - odrzekłam. - Nie każdy chce
gniezdzić się w małym domku. Ale przecież pani mąż jest tu
ogrodnikiem już od dość dawna. Nie żal by mu było porzucać
takie piękne miejsce?
- A byłoby - przytaknęła drobna i pulchna kobieta. - Ale
wolałby to, niż godzić się na moją pracę w tym domu.
W tonie jej głosu było coś takiego, że spojrzałam na nią
zdziwiona.
- W tym domu?... - powtórzyłam.
- Ma zÅ‚Ä… sÅ‚awÄ™ - powiedziaÅ‚a nieÅ›miaÅ‚o. - I nie ma siÄ™ cze­
mu dziwić.
Westchnęłam. Nietrudno zrozumieć, że skoro w ciągu trzech
lat doszło tu aż do dwóch tragedii, Quarry zyskało reputację
miejsca, które przynosi nieszczęście. Tutejsi ludzie nie są
szczególnie przesÄ…dni, ale niewÄ…tpliwie niektórzy z nich wie­
rzyli, jak mała Lillian, w duchy.
- Ale pani chyba nie wierzy, że w tym domu straszy, pani
Meadows? - spytałam ciekawa, co powie.
scandalous
Jej twarz przybrała nieprzenikniony wyraz. Natychmiast
przeszła na temat Muriel.
- Wiem, że pod pewnymi względami było jej ciężko w życiu, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anielska.pev.pl