[ Pobierz całość w formacie PDF ]

do sypialni, bez zapalania światła rozebrała się i wskoczyła do łóżka.
Za oknem rozległo się szczekanie psa. Lindsey przerwała malowanie paznokci u nóg, uniosła głowę i
spojrzała na Brendę.
- Słyszę - powiedziała przyjaciółka.
- Ten pies nigdy nie szczeka bez powodu. ^ Zaintrygowana Brenda wstała z łóżka i podeszła do okna.
139
- O mój Boże! - zawołała, gdy wyjrzała do ogródka. - Ktoś jest w twoim ogrodzie.
- Hej, to nie pora na żarty. - Lindsey wróciła do nakładania błyszczącego lakieru. - Mamy poważne
sprawy do omówienia.
- Linds, tam naprawdÄ™ ktoÅ› jest!
- Kto?
- JakiÅ› facet. Zobacz sama!
Niepokój w głosie przyjaciółki zaalarmował Lindsey. Zerwała się na równe nogi. Na piętach, żeby nie
zniszczyć lakieru, pokuśtykała w stronę okna.
Brenda miała rację, jakiś intruz kręcił się po ogrodzie.
- Wyłącz światło - syknęła.
Po chwili serce Lindsey zabiło z jeszcze większą mocą i częstotliwością.
- To Steve Conlan - wyszeptała zaskoczona.
- I coś trzyma w ręku... - Brenda wystraszyła się nie na żarty. Kryminalista, który zakrada się na tyły
domu... z nożem? Pistoletem?
Lindsey przyjrzała się uważniej, wreszcie odwróciła się od okna i przerażona oparła o ścianę.
- Dobry Boże, włamał się do domu i ukradł torebkę mamy - wysapała z trudem.
140
Brenda podała jej telefon, a Lindsey błyskawicznie wykręciła numer alarmowy.
- Ktoś jest w moim ogrodzie - rzuciła do słuchawki, kiedy tylko usłyszała głos operatora. - Nazywa się
Steve Conlan. Zabrał torebkę mamy. Jest kryminalistą na zwolnieniu warunkowym, mogę panu podać
nazwisko jego kuratora.
Operator uspokoił ją i po zebraniu wszystkich danych zapewnił, że patrol został już wysłany.
- Pośpieszcie się, błagam!
- Wszystko mamy pod kontrolą. Proszę nie hałasować, w ogóle nic nie robić.
- Tak, tak, oczywiście... - Odłożyła słuchawkę.
Bała się, że Steve ucieknie, zanim zjawi się policja.
Zastanawiał się, co zrobić. Mógł zostawić torebkę na werandzie lub ukryć w skrzynce na listy, ale to
groziło tym, że Meg nie odnajdzie jej przez cały dzień. Przeszedł na tył domu, mając nadzieję, że tam
znajdzie lepsze miejsce. Nie znalazł. Jedyne, co mu się udało, to zaalarmować psa sąsiadów, który
zaczął wściekle ujadać. Myślał przez moment, żeby
141
po prostu zadzwonić do domu, ale perspektywa znalezienia się oko w oko z Lindsey nie bardzo mu się
uśmiechała. Zastanawiał się nad innymi rozwiązaniami, gdy usłyszał jakiś hałas za plecami.
- Policja! Nie ruszaj siÄ™!
Przez chwilę pomyślał, że ktoś mu robi kawał, jednak ten ktoś, kto krzyczał, czynił to nad wyraz
poważnie i raczej nie był w nastroju do żartów.
- Odłóż torebkę na ziemię i odwróć się powoli.
Steve posłusznie wykonał polecenie. Z uniesionymi rękami odwrócił się i ujrzał dwóch policjantów,
którzy celowali do niego z pistoletów.
- Wygląda na to, że złapaliśmy złodzieja - powiedział jeden z nich z satysfakcją.
- Załóż mu kajdanki - polecił drugi.
ROZDZIAA SZÓSTY
- Jeśli tylko pozwolicie mi wyjaśnić... - zaczął Steve, ale wściekłe ujadanie psa zagłuszyło ciąg dalszy.
Odwracał głowę, bo latarki policjantów świeciły mu prosto w twarz. Kątem oka dostrzegł, że sąsiad
Meg, właściciel psa, wyszedł do ogrodu i z wielkim zainteresowaniem przyglądał się całemu zajściu.
- Zawsze pan nosi damską torebkę? - spytał policjant.
- Ona należy do...
- Mojej mamy.
Steve natychmiast rozpoznał piskliwy głos córki Meg. Spojrzał w kierunku drzwi. Lindsey i Brenda
stały w progu, ręce skrzyżowane na
143
piersiach, wzrok gniewny... Wyglądały jak gorliwe asystentki kata, którym szef polecił odnalezienie
sznura i zawiązanie pętli.
Steve westchnął. Cała ta sytuacja wydawała mu się idiotyczna i śmieszna zarazem. Uznał, że
najwyższa pora wszystko wyjaśnić.
- Nazywam siÄ™ Steve Conlan...
- Na panów miejscu za nic bym mu nie ufała - wpadła w słowo Lindsey, głos miała nienawistny,
mściwy. - Może łgać jak najęty, to wcale nie musi być jego prawdziwe nazwisko. - Omiotła go
przenikliwym spojrzeniem i dodała z mądrą miną, jakby była She-rlockiem Holmesem: - On ma za
sobÄ… wyroki sÄ…dowe. To kryminalista.
- Nie jestem żadnym kryminalistą! - oburzył się Steve. -1 nazywam się tak, jak powiedziałem. -
Spojrzał na policjantów. - Mogę wszystko wyjaś...
- Jego kurator sądowy nazywa się Earl Markham - znów przerwała mu Lindsey. - Sam mi to
powiedział.
- Znam Earla - odezwał się jeden z policjantów. - Rzeczywiście jest kuratorem.
- Boże, ja też go znam - warknął Steve, tracąc cierpliwość. - Chodziliśmy razem do szkoły.
144
- Jasne.
Ociekający nienawiścią i szyderstwem głos Lindsey przypomniał Steve'owi Meg. Jaka matka, taka
córka, pomyślał wystraszony.
- Czy mogę to wszystko wyjaśnić? - spróbował jeszcze raz, a głos drżał mu ze złości, ale z całych sił
powstrzymywał się przed okazaniem zdenerwowania. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anielska.pev.pl