[ Pobierz całość w formacie PDF ]
następnego tygodnia, żeby je odnaleziono.
Z wyjątkiem Setha Blumenthala, jeśli faktycznie zaginął.
Zciągnęłam czapkę i rękawiczki i wepchnęłam je do kieszeni płaszcza, który poszłam
powiesić przy drzwiach od garażu. W lodówce nie znalazłam nic interesującego. Zjadłam
resztkę persymonowego ciasta, ale zrobiłam to bez prawdziwego zaangażowania. Można by
uznać, że przejmowałam się tym, co się działo po drugiej stronie ulicy. W związku z Nate'em i w
ogóle.
Szesnastoletni chłopak zabity, zanim zdążył wyrobić sobie prawo jazdy, i to za co? Za to,
że występował w barwach niewłaściwego gangu?
Ale właściwie nie myślałam o Nacie. Myślałam o Robie, o tym, jak bardzo wydawał się
dotknięty, kiedy nie przedstawiłam go mamie. No a jak bardzo on mnie zranił, nie zapraszając
na to wesele? To działa w obie strony. Nie może utrzymywać, że nie możemy ze sobą chodzić ze
względu na różnicę wieku i stroić fochy, kiedy nie przedstawiam go mamie.
Oboje mieliśmy z naszym związkiem problemy, nad którymi należałoby popracować.
Może powinniśmy wziąć udział w programie Opry i porozmawiać z tym łysym doktorem,
którego ona zawsze zaprasza.
- Panie doktorze, moja dziewczyna się mnie wstydzi - niemal słyszałam głos Roba. - Nie
chce przedstawić mnie rodzicom.
- Cóż, mój chłopak mi nie ufa - odgryzłabym się. - Nie chce mi powiedzieć, za co go
aresztowano ani zaprosić na wesele wujka Randiego.
Tak. My u Opry. To powinno się zdarzyć.
Dopiero na górze usłyszałam głosy. Przyznaję, że mój brat Douglas, nawet jeśli nie
przeżywa kolejnego epizodu , często mówi do siebie.
Tym razem jednak ktoś mu odpowiadał. Drzwi jego pokoju były zamknięte jak zwykle,
ale kiedy przyłożyłam do nich ucho, nie miałam wątpliwości: z pokoju Douglasa dobiegały dwa
głosy.
Jeden należał do dziewczyny.
Uznałam, że to Claire. Może chciała przedyskutować z Douglasem, co kupić Mike'owi na
Gwiazdkę. Albo prosić go o radę, bo ich związek przechodził kryzys...
Ale dlaczego z czymś takim miałaby się zwracać do Douglasa? Powinna wybrać raczej
mnie. Mogę być stuknięta i w ogóle, z tymi moimi zdolnościami psychicznymi, ale na pewno
jestem sto razy normalniejsza od niego.
Nie zdołałam się powstrzymać. Wiedziałam, że nie powinnam, ale zrobiłam to.
Grzmotnęłam w drzwi, a potem otworzyłam je na oścież.
- Cześć, jak się macie - zawołałam radośnie. - O czym gadacie?
W pokoju Douglasa wcale nie było Claire. Była Tasha Thompkins.
Gdy ją zobaczyłam, siedzącą na brzegu Douglasowego łóżka, w czarnej bluzce z golfem i
szarym wełnianym swetrze, szczęka opadła mi tak nisko, że - przysięgam - czułam, jak dotyka
podłogi.
- Cześć, Jess - powiedziała, patrząc na mnie załzawionymi brązowymi oczami,
łagodnymi jak jej głos.
- Eee... - Nie byłam w stanie wykrztusić słowa. Spojrzałam na Douglasa, który siedział
przy biurku przed komputerem. W życiu nie spodziewałabym się, że zastanę u niego
dziewczynę. A zwłaszcza taką, z którą ani nie łączyło go żadne pokrewieństwo, ani nie była
dziewczyną jego młodszego brata. - Co... co... co...
- Po prostu nie mogłam tego wytrzymać - powiedziała Tasha, przychodząc mi z pomocą.
- W domu jest tak... Teraz jest tam trener Albright.
- Widziałam jego samochód - zdołałam wykrztusić.
- Nie mogłam tego wytrzymać - powtórzyła Tasha. - Przypomniałam sobie, że kiedy
ostatnim razem widziałam Douga, mówił, że ma bardzo wczesne wydanie komiksu, który lubię,
i mogę wpaść, żeby je obejrzeć. - Wzruszyła ramionami. - No i przyszłam.
Gapiłam się na nią w milczeniu, dodała więc:
- Mam nadzieję, że to ci nie przeszkadza, Jessico.
Chciałam powiedzieć, że nie, ale z moich ust wydobył się tylko dziwaczny dzwięk,
podobny do tego, jaki wydała Helen Keller w filmie o swoim życiu. Pokręciłam tylko głową.
- Nie przejmuj się moją siostrą - odezwał się Douglas. - Jest nieśmiała.
Tasha roześmiała się cicho.
- To dla mnie coś nowego - odparła.
- Rozmawialiśmy z Tashą o Nacie - stwierdził Douglas obojętnym tonem, jakby
kontynuując przerwaną rozmowę.
- Przykro mi z powodu twojego brata - powiedziałam.
- Dziękuję - szepnęła Tasha w odpowiedzi.
- Okazuje się - ciągnął Douglas - że Nate miał paru nieciekawych znajomych.
Tasha przytaknęła z poważnym wyrazem twarzy.
- Ale oni by tego nie zrobili - wyjaśniła. - To znaczy, nie zabiliby go. To po prostu banda
narwańców, którzy myślą, że są nie wiadomo kim.
Oboje z Douglasem spojrzeliśmy na nią tępym wzrokiem. Widocznie rzecz z
mieszkańcami Chicago nie sprowadza się do tego, że mówią hello zamiast hej . Posługują się
po prostu innym językiem.
- Trzęśli szkołą - wyjaśniła Tasha.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]