[ Pobierz całość w formacie PDF ]

znaczenia, Sago, najważniejsze, że mogłem się do ciebie zbliżyć.
Spoglądała na jego fascynującą twarz, oczekując dalszych wyjaśnień.
- Przede wszystkim musisz wiedzieć, że to prawda, co ci powiedziałem. Twoja tęsknota,
marzenie, by przyjść do mnie, do mojej otchłani, przyciągnęła mnie do ciebie. Ale ty
pochodzisz z Ludzi Lodu. Co więcej, należysz do wybranych i masz do spełnienia zadanie.
Wszystkie istoty na ziemi i pod ziemią będą ci w tym pomagać.
- I tylko dlatego? - zapytała rozczarowana.
105
- Nie tylko. Od pierwszej chwili kiedy cię ujrzałem, serce moje przepełnia miłość. Musiałem
cię zdobyć. Musiałem, za wszelką cenę. Ale hrabia Paul...
- No właśnie! Kim on naprawdę jest?
Lucyfer wzruszył swoimi potężnymi, bardzo kształtnymi ramionami.
- Nie wiem. To ktoś, kogo wynalezli twoi przodkowie, by odwrócić cię ode mnie. Wybrali
najpiękniejszego mężczyznę na ziemi... - Uśmiechnął się sam do siebie. - Ale to nie
wystarczyło.
- Nie. - Saga także się uśmiechała. - Ja widziałam tylko was, Panie. Och, ty jeszcze nie
wiesz, Panie, co on zrobił!
- Z tobą?
Nadprzyrodzona istota okazywała zwyczajną ludzką zazdrość.
- Nie, nie! Proszę się nie bać! Tylko że ja... otworzyłam skrzynię... - Saga zaczęła drżeć.
- Nic nie mów! Nie chcę teraz tracić czasu na takie sprawy.
Zdjęta nagłym lękiem Saga zawołała:
- Musimy zabrać worek ze skarbem!
- Pózniej. On będzie spał bardzo długo, a ta chwila jest nasza, Sago. Teraz jesteś tylko
moja. - Delikatne ręce zaczęły z niej zdejmować lekkie ubranie. - Gdybyśmy mieli więcej
czasu, najpierw bym cię bardzo długo uwodził. Zaprzyjaznilibyśmy się ze sobą...
- Och, czy już nie zostaliśmy przyjaciółmi? Jako Saga i Marcel? Ja się nie boję, Panie.
Jestem gotowa. Niczego innego nie pragnę.
Dotknął z czułością jej policzka i uśmiechnął się.
- Czy nigdy się niczego nie domyślałaś? %7łe to ja jestem Lucyferem?
- Nie, nawet mi to nie przyszło do głowy.
- A jednak raz popełniłem okropny błąd. Nie zastanowiłem się. Wiesz, ja znam wszystkie
języki świata, zacząłem więc mówić po norwesku z tym myśliwym. Zdawało mi się, że wy też
możecie rozmawiać w dowolnym języku.
Saga pozwalała, by ją rozbierał. Czynił to tak delikatnie, jakby uwalniał ją z obłoku mgły,
ubranie po prostu z niej opadało.
106
Najlżejszy dotyk jego rąk wprawiał każdą komórkę jej ciała w drżenie. Po jego
przyspieszonym oddechu poznawała, że nie tylko ona doznaje zawrotu głowy na myśl o
przyszłości.
Tysiące i tysiące lat... Sami w przepastnej otchłani.
Jej serce przepełniała gorąca sympatia i współczucie dla jego gorzkiego losu, co widocznie i
jemu udzielało się także, bo surowa twarz złagodniała i coraz trudniej było mu panować nad
sobą.
Saga nie chciała przyspieszać tego, co miało nadejść, zapytała więc:
- Skąd ci się wziął ten pomysł, żeby udawać mojego kuzyna?
Nie zareagował, a może nie zauważył, że zwracała się teraz do niego w bardziej poufałej
formie. Czyż to nie naturalne, w chwili takiej intymności?
- %7łeby zamienić się rolami z Paulem von Lengenfeldtem - odparł, wdzięczny, że jeszcze na
chwilę powstrzymała jego podniecenie. - To znaczy, żebyś myślała, że to ja jestem tym
opiekunem, którego przysłali ci na pomoc przodkowie.
- Ale my jesteśmy do siebie tacy podobni, ja i ty.
- Tak. Chodziło przecież o to, by do ciebie dotrzeć, nawiązać z tobą kontakt. A sama wiesz,
że człowiek mimo woli odczuwa sympatię do kogoś, kto wygląda podobnie jak on. I to wcale
nie jest zarozumialstwo, między takimi ludzmi budzi się poczucie wspólnoty, wzajemne
porozumienie.
Rozebrał ją, ale nie odczuwała zimna, nocny chłód nie miał do nich przystępu, otoczeni byli
aurą magii i żarem własnych pragnień, izolowani od świata.
Czarny anioł odsunął Sagę lekko od siebie i przyglądał jej się uważnie. Dziwne, lecz wcale
jej to nie krępowało. Jej, która nie miała odwagi stanąć nago nawet przed własnym mężem!
- Jesteś piękna, Sago - rzekł Lucyfer półgłosem.
Potem ukląkł przy niej i przytulił głowę do jej piersi. Całował je wolno, ale zmysłowo, długo
pieścił końcem języka, najpierw jedną, potem drugą. Saga wciągała głęboko powietrze za
każdym razem, kiedy dotykał jej skóry, a pożądanie narastało, stawało się coraz trudniejsze
do zniesienia. Ujęła w dłonie jego piękną głowę, zanurzyła twarz w czarnych włosach i
szeptała słowa pełne tęsknoty i miłości.
- Taka straszna pustka panuje tam w dole, Sago - mówił dalej cichutko. - Taka samotność...
- Ja wiem - odparła.
107
Ale czy naprawdę wiedziała? Znała otchłań wyłącznie z własnych wyobrażeń. Czarne skały,
przenikliwy, wilgotny chłód... Och, skąd mogła wiedzieć, jak tam jest naprawdę, zgadywała
jedynie. Bo może on żył we wspaniałym, niezwykłej urody pałacu? Otoczony zastępami
służby?
Powolnymi ruchami, z czułością jego piękne ręce pieściły ciało Sagi, dopóki nie jęknęła
niecierpliwie. Wtedy i jego ogarnęło drżenie, końcem języka drażnił jej skórę na brzuchu,
lekko, leciuteńko...
Saga przymknęła oczy. Wkrótce nogi nie chciały jej już dłużej trzymać, więc powoli opadła
na ziemię, a on pochylił się nad nią. Skalne podłoże nie było takie twarde, jak się Sadze
zdawało. Leżała jak w najwygodniejszym łożu, było jej ciepło, a od Lucyfera spływał na nią
palący żar. Ciało Sagi pragnęło już tylko jednego.
Męskie oczy ponad nią były rozjarzone, usta drgały zmysłowo. Saga objęła jego głowę i
przyciągnęła do siebie - może on nawet nie wie, co to jest pocałunek?
Och, cóż to za myśli przychodzą jej do głowy? Nigdy przedtem nie odważyłaby się pierwsza
pocałować mężczyzny, ale teraz było inaczej, chciała czuć jego wargi na swoich i wiedziała,
że on nie uzna tego za bezwstydne, będzie się po prostu cieszył, że Saga pragnie jego
miłości.
Kiedy odnalazła jego usta, ciałem Lucyfera wstrząsnął dreszcz. Końcem języka pieściła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anielska.pev.pl