[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ładu, i wydawało się, że jest pełna szczerej skruchy, niemniej jednak... - Jesteś naprawdę
pewna? To znaczy...
- Och, Maggie, już nie musisz się o mnie martwić - zapewniła ze śmiechem. -
Naprawdę, wszystko ze mną w porządku. Mam tylko nadzieję, że nie będziesz... No wiesz.
Czuła się niezręcznie. Nie chodzi mi o czary, ale o Zacha. Wyleczyłam się już z niego. Serio.
Przysięgam. Nie będę miała nic przeciwko, jeśli zaczniecie ze sobą chodzić. Moim zdaniem
tworzycie śliczną parę. Razem na balu będziecie się pięknie prezentować.
- Dzięki - powiedziałam z zażenowaniem. - Ale, jak ci to ciągle powtarzam... Nie
jesteśmy parą. I na pewno nie pójdziemy razem na bal.
- Dlaczego? Nie zaprosił cię? - Oczy Tory były pełne troski. - To dziwne. No bo, tak
bardzo się do siebie zbliżyliście& Nawet jeśli tylko jako przyjaciele. Myślałam, że zaprosił
cię na ten bal...
- No cóż... - odparłam z wahaniem. - Zaprosił. Ale ja odmówiłam. Bo to się wydawało
zwyczajnie nie w...
- Och, Maggie! - zawołała Tory, podchodząc i ściskając mnie za ramię. - Wy musicie
iść razem! Po prostu musicie. To będzie żadna impreza, jeżeli was zabraknie.
- Jeśli nas... - przerwałam. - To ty nadal się wybierasz? Ale ja myślałam...
- Oczywiście, że się wybieram! Nie z Shawnem, naturalnie. - Zrobiła niechętną minę.
- Nie wolno mu się pojawiać na żadnych imprezach organizowanych przez szkołę. Ale
pomyślałam, że pójdę, no wiesz, w pojedynkę. Mnóstwo dziewczyn tak robi. Wcale nie będę
tam wyglądała jak największe dziwadło. A kto wie? Może na balu sobie kogoś znajdę...
Kogoś, kto będzie zainteresowany przyjaznią, w przeciwieństwie do przyjazni z seksem na
dokładkę. - Mrugnęła do mnie. - Wiesz, o co mi chodzi.
- To świetny pomysł - powiedziałam, myśląc, że dokładnie czegoś takiego trzeba
Tory: nowego początku, zwłaszcza jeśli chodzi o facetów. - Czekaj, wiem. Może
poszłybyśmy razem? Ty i ja... Obie możemy sobie poszukać nowych facetów...
- Och, nie - sprzeciwiła się Tory. - I zostawić naszego biednego Zacha? To nie w
porządku. Musisz iść z Zachem, Maggie. Po prostu musisz. Jeśli nie pójdziesz... No cóż, będę
czuła, że to przeze mnie.
- Hm... - odezwałam się z wahaniem. Tory zakryła dłonią usta.
- O, nie! Bo to naprawdę przeze mnie, tak? Och, Maggie. Czuję się tak okropnie. Po
prostu okropnie! Nie chcę, żeby moje głupie problemy obciążały innych ludzi... a co dopiero,
żeby zrujnowały ostatnią szansę Zacha na szkolny bal. Maggie, musisz z nim iść. Po prostu
musisz.
- Ale ja już mu powiedziałam, że nie pójdę - stwierdziłam nieco bezradnie.
- To może zadzwoń do niego i powiedz mu, że zmieniłaś zdanie? Jestem pewna, że
nadal chce iść na bal.
- No cóż - powtórzyłam. - Sama nie wiem. Może. Ale...
- Och, zadzwoń do niego - nalegała Tory. Wzięła słuchawkę bezprzewodowego
telefonu leżącą na stoliku przy moim łóżku. - Zadzwoń do niego od razu i powiedz mu, że
zmieniłaś zdanie.
- To nie takie proste, Tory - tłumaczyłam, myśląc o jego minie, kiedy widziałam go po
raz ostatni i spytałam go, czy nadal się kocha w Petrze. Miał taki dziwny wyraz twarzy... Jeśli
już wcale nie kochał się w Petrze, po co miałby chcieć kręcić się koło mnie?
Po nic, oto odpowiedz.
- Nigdy się tego nie dowiesz - uznała Tory, podając mi słuchawkę - jeśli nawet nie
spróbujesz.
Spojrzałam na telefon. Oczywiście, miała rację. I co mi to szkodzi, że zapytam?
Wzruszyłam ramionami, wzięłam od niej telefon i wystukałam numer Zacha.
Odebrał przy drugim dzwonku.
- Zach? To ja, Maggie.
Nie zdawałam sobie sprawy, że wstrzymuję oddech, dopóki się nie odezwał tonem,
który wskazywał, że się faktycznie ucieszył, że do niego zadzwoniłam:
- O, cześć!
Szybko wypuściłam powietrze z płuc.
- Jak leci? - spytał. - Jak twoja głowa? Rozglądałem się za tobą po wuefie, ale już
gdzieś zniknęłaś...
- A, no tak... nic mi nie jest - powiedziałam, krzywiąc się na wspomnienie własnego
braku sprawności fizycznej.
- To dobrze. A jak się ma twoja kuzynka? Czy już...
- Tory ma się świetnie - przerwałam mu, uśmiechając się szeroko w stronę Tory.
Oddała uśmiech, uniesieniem kciuka życząc mi powodzenia. - W sumie, dzwonię trochę z
tego powodu... W sprawie balu. Chodzi o to, że... Tory dzisiaj jest w o wiele lepszej formie. I
mówi, że naprawdę bardzo by nie chciała, żebyśmy rezygnowali z balu z jej powodu.
- Och - sapnął Zach. - Tak powiedziała, na serio?
- Tak powiedziała - przytaknęłam. - Naprawdę. Więc zastanawiałam się, czy nie masz
ochoty mimo wszystko iść na bal. - Zdałam sobie sprawę, że dłonie mi się spociły i wytarłam
je o nogawki dżinsów, przekładając telefon z jednej do drugiej ręki. - To znaczy, ze mną.
- Maggie... - zaczął Zach.
- Tak?
- Czy Tory jest teraz z tobą w pokoju?
- Aha - potwierdziłam, starannie unikając jej wzroku.
- Nie wydaje ci się, że to jakaś podpucha?
- Co? - odezwałam się, zaskoczona. - Nie. Nie, Zach. Nic podobnego. Tory też
wybiera się na bal... Oczywiście, solo, ze względu na to, co się stało z Shawnem. I mówi, że
czułaby się naprawdę podle, gdyby nas tam nie było.
Odchrząknęłam. Strasznie to wszystko zrobiło się niezręczne. Bo, oczywiście, jeśli to,
co chyba próbował powiedzieć mi Zach na wuefie, jest prawdą, to jemu Petra już się wcale
nie podoba. Więc po co, u licha, miałby chcieć gdzieś iść w moim towarzystwie?
- Jeśli znalazłeś już kogoś innego, z kim chcesz iść, to absolutnie nie ma sprawy -
dodałam szybko. - Chciałam tylko sprawdzić. W razie, gdybyś nie znalazł. Ale jeśli wybierasz
się z kim innym, to naprawdę, nie ma problemu...
- Nie o to chodzi - odparł Zach. - Tylko, czy tobie się nie wydaje, że to wszystko
trochę wygląda tak, jakby...
- Maggie - włączyła się Tory. Spojrzałam na nią. Wyciągała rękę. - Daj mi go do
telefonu.
Nie wiedząc, co innego mogłabym zrobić, podałam Tory słuchawkę. Odezwała się
bardzo ożywionym tonem, jakiego u niej jeszcze nie słyszałam:
- Zach? Cześć, to ja, Torrance. Posłuchaj, Zach, ja wiem, że to musi wyglądać jak taka
strasznie nagła odmiana, ale naprawdę bardzo jestem wdzięczna Maggie za to, co dla mnie
zrobiła. Chciałam po prostu, żeby wiedziała, jak bardzo mi przykro, że tak wstrętnie ją
traktowałam od chwili, kiedy do nas przyjechała, i... Co takiego? Och, oczywiście, Zach, już
to zrobiłam. I Maggie chyba zdecydowała się dać mi jeszcze jedną szansę. Miałam nadzieję,
że ty też mi ją dasz.
Zapadła cisza, kiedy Tory słuchała tego, co Zach mówił w odpowiedzi. A potem
uśmiechnęła się od ucha do ucha.
- Super - powiedziała. - Dzięki, Zach. Nie pożałujesz. Tak, już ci ją daję.
Oddała mi słuchawkę, bezgłośnie szepcząc: Zgodził się! Aż trudno było uwierzyć. Z
uśmiechem przytknęłam słuchawkę do ucha.
- Zach?
- Albo ze szczętem oszalała, albo próbuje wyciąć ci jakiś wredny numer - ocenił Zach.
- Ale nie wiem, czy uda nam się dowieść jednego albo drugiego. Więc powiedziałem, że
pójdziemy. Przynajmniej jeśli będziemy tam razem, będziemy mogli mieć ją na oku. Poza
tym, czy na szkolnym balu można narobić jakiegoś przesadnego dymu?
- Racja - zgodziłam się z nim, rzucając w stronę Tory nerwowe spojrzenie, bo się
bałam, że mogła coś usłyszeć. Ona jednak przerzucała nuty leżące na stojaku i sprawiała
wrażenie, że w ogóle nie zwraca uwagi na naszą rozmowę. - Brzmi niezle. No więc... -
Chciałam go zapytać o to, co zaczął mówić o Petrze na wuefie, ale jakoś nie mogłam przy
Tory.
- Nadal tam jest? - spytał Zach.
- Tak.
- Posłuchaj, pogadamy jutro w szkole - zaproponował. - Dobrze?
- Dobrze - odpowiedziałam z ulgą. Z ulgą, że mimo wszystko nie będę musiała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]