[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zapukałem. Nikt się nie odezwał. Zapukałem powtórnie i przyło\yłem ucho do dziurki
od klucza. Niewyrazny, senny głos du Barnstockre a powiedział: Jedną sekundę, ja
zaraz... Stary był \ywy i nie zamierzał uciekać. Nie miałem ochoty wdawać się
w wyjaśnienia, umknąłem na podest i przyczaiłem się pod schodami na dach. Po
minucie szczęknął klucz, zaskrzypiały drzwi. Głos du Barnstockre a ze zdumieniem
orzekł: To nader dziwne... Znowu skrzypnęły drzwi, znów szczęknął klucz. Tu było
wszystko w porządku, przynajmniej na razie.
Nie powiedziałem do siebie stanowczo morderstwo to oczywiście bzdura
i list podrzucono mu dla zamydlenia oczu albo dla \artu. Ale rabunek? O ile się
orientuję, w hotelu mieszkają dwaj bogaci ludzie. Moses i właściciel hotelu. Tak.
Znakomicie. Obaj na parterze. Pokoje Mosesa są w południowym skrzydle, a sejf
Aleca w północnym. W środku sali. Je\eli zasadzę się w holu... Tyle \e do biura
mo\na się dostać z góry, schodząc z jadalni do kuchni, potem przez bufet. Nagle
przypomniałem sobie o jednorękim gościu. Hm... Wygląda na to, \e to przyjaciel
Hincusa, a więc i wspólnik. Być mo\e naprawdę miał wypadek, a mo\e to wszystko
komedia jak ten bałwan na dachu... Nie, panowie, nas na to nie nabierzecie!
Zszedłem na dół. W łazience nie było ju\ nikogo, a na środku holu stała Kaisa
w mokrej nocnej koszuli, z obłędem w oczach. W rękach trzymała mokre i wymięte
ubranie nieznajomego. W korytarzu południowego skrzydła paliło się światło,
z wolnego pokoju naprzeciw salonu dobiegał przygłuszony bas właściciela hotelu.
Nieznajomego najwidoczniej umieszczono właśnie tam i mo\liwe, \e właśnie o to mu
chodziło. Sprytne obliczenie kto będzie taszczył pół\ywego człowieka na pierwsze
piętro...
Kaisa wreszcie oprzytomniała i zamierzała odejść, ale zatrzymałem ją. Zabrałem
ubranie nieznajomego i je przeszukałem. Ku mojemu ogromnemu zdumieniu
w kieszeniach nie znalazłem nic. Dosłownie nic. Ani pieniędzy, ani dokumentów, ani
papierosów, ani chustki do nosa niczego.
Co on ma teraz na sobie? zapytałem.
Jak to? zapytała Kaisa i zostawiłem ją w spokoju.
Oddałem jej ubranie i poszedłem obejrzeć naszego gościa. Le\ał w łó\ku otulony
kołdrą po samą brodę. Alec poił go z ły\eczki czymś gorącym, pogadując: Trzeba,
drogi panie, trzeba... trzeba się spocić... trzeba się dobrze spocić... Nieznajomy,
mówiąc prawdę, wyglądał przera\ająco. Twarz sina, koniuszek ostrego nosa biały jak
śnieg. Jedno oko boleśnie zmru\one, drugie w ogóle zamknięte. Pojękiwał cicho przy
ka\dym oddechu. Jeśli nawet jest czyimś wspólnikiem, to nie nadaje się do niczego.
Ale kilka pytań musiałem mu zadać. Bez względu na okoliczności.
Jest pan sam? zapytałem.
Nieznajomy w milczeniu patrzył na mnie zmru\onym okiem.
Czy ktoś został w samochodzie zapytałem z naciskiem czy te\ jechał pan
sam?
Le\ący otworzył usta, kilkakrotnie odetchnął i znowu zacisnął wargi.
Bardzo słaby powiedział Alec. Leciał nam przez ręce.
Do diabła wymruczałem. A przecie\ ktoś będzie musiał teraz pojechać do
Wilczej Gardzieli.
Jasne zgodził się właściciel. Mo\e tam ktoś został... Myślę, \e dostali się
w lawinę.
Będziesz musiał pojechać powiedziałem stanowczo. I w tym momencie
nieznajomy przemówił.
Olaf powiedział bezbarwnym głosem. Olaf And-va-ra-fors... Zawołajcie.
Był to dla mnie kolejny szok.
Aha powiedział właściciel i odstawił na stół fili\ankę z płynem. Zaraz go
zawołam.
Olaf powtórzył nieznajomy.
Alec wyszedł, a ja usiadłem na jego miejscu. Czułem się jak idiota,
a jednocześnie zrobiło mi się l\ej na sercu ponura przy całej swej doskonałości
konstrukcja, którą zbudowałem, rozsypała się.
Pan był sam? zapytałem.
Sam... wyjąkał nieznajomy. Wypadek... Zawołajcie Olafa... Gdzie jest Olaf
Andvarafors?
Jest, jest powiedziałem. Zaraz przyjdzie.
Nieznajomy zamknął oczy i ucichł. Usiadłem wygodniej. No dobrze. Ale gdzie
się podział Hincus? I co z sejfem Aleca? W głowie miałem zupełną kaszę.
Wrócił właściciel, brwi miał wysoko uniesione, a wargi zaciśnięte. Nachylił się
do mojego ucha i wyszeptał:
Dziwna historia, Peter. Olaf się nie odzywa. Pokój zamknięty, a spod drzwi
ciągnie zimnem. I moje zapasowe klucze gdzieś zginęły...
W milczeniu wyjąłem z kieszeni pęczek kluczy, który gwizdnąłem w kuchni,
i oddałem Alecowi.
Aha powiedział Alec i wziął klucze. No, to wszystko jedno. Wiesz co, Peter,
chodzmy tam razem. Jakoś mi się to wszystko nie podoba.
Olaf... jęknął nieznajomy. Gdzie Olaf?
Zaraz, zaraz odpowiedziałem. Czułem, \e drga mi policzek. Wyszliśmy
z właścicielem na korytarz. Poleciłem mu, \eby zawołał Kaisę. Niech siedzi przy
tym facecie i nie rusza się, póki nie wrócimy.
Aha powiedział właściciel hotelu, poruszając brwiami. Tak, znaczy się,
wyglądają sprawy... Ja te\ patrzę...
Truchtem pobiegł do siebie, a ja powoli skierowałem się w stronę schodów.
Wszedłem ju\ na kilka stopni, kiedy za moimi plecami Cenevert powiedział surowo:
Chodz tu, Lelle. Siadł. Siedzieć tu... Nikogo nie wpuszczać. Nikogo nie
wpuszczać.
Alec dogonił mnie dopiero w korytarzu pierwszego piętra i razem podeszliśmy do
numeru Olafa. Zapukałem i w tej samej chwili przed samym swoim nosem
zobaczyłem kartkę na drzwiach. Była przypęta pineską na wysokości oczu. Byłem
zgodnie z umową i nie zastałem Jeśli nadal chce pan rewan\u, do jedenastej jestem do
pańskich usług Du B.
Widziałeś to? szybko zapytałem gospodarza.
Tak. Tylko zapomniałem ci powiedzieć.
Ponownie zapukałem i nie czekając na odpowiedz, odebrałem właścicielowi
klucze.
Który? zapytałem.
Alec pokazał. Wsadziłem klucz do dziurki. Diabła tam drzwi były zamknięte od
wewnątrz i w dziurce od drugiej strony jeden klucz ju\ tkwił. Gdy się mozoliłem,
usiłując go wypchnąć, otworzyły się drzwi sąsiedniego numeru i zawiązując pasek
szlafroka, wyszedł na korytarz du Barnstockre, zaspany, ale pełen \yczliwości dla
świata.
Co się dzieje, panowie? zapytał. Dlaczego uniemo\liwia się gościom
zasłu\ony wypoczynek?
Tysiąckrotnie przepraszam, panie du Barnstockre powiedział właściciel ale
zaistniały pewne okoliczności zmuszające nas do natychmiastowego działania.
Ach tak? zainteresował się du Barnstockre. Mam nadzieję, \e nie będę
panom przeszkadzał?
Oswobodziłem wreszcie miejsce dla swojego klucza i wyprostowałem się. Spod
drzwi ciągnęło zimnem i byłem całkowicie pewien, \e pokój oka\e się pusty,
podobnie jak pokój Hincusa... Przekręciłem klucz i otworzyłem drzwi. Ogarnęła mnie
fala mroznego powietrza, ale prawie tego nie poczułem. Pokój nie był pusty. Na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]