[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pózniejszą rozmowę porywaczy, którzy zabrali nam komórki.
Ikar wciąż był panem sytuacji. Ubrał się identycznie, jakim ostatnio widzieliśmy go w
Kameralnej - w szyty na miarę seledynowy garnitur. Ubranie było idealnie
dopasowane i odprasowane. Zdawało się, że materiał leży na cudzoziemcu jak ulał, bez
żadnego załamania czy drobnej fałdki. A może ten drań wziął do Polski kilka takich
samych garniturów i codziennie zakładał nowy na zmianę? Nie wyobrażałem go sobie
prasującego cierpliwie ten sam jeden egzemplarz. Ile mógł kosztować jeden taki
garnitur? Dwie, trzy, cztery moje urzędnicze pensje? Co za głupota mnie ogarnęła!
Zamiast martwić się o swój los, myślałem o wdzianku naszego prześladowcy.
- Rozkuj go - Ikar wskazał mnie pistoletem.
- Nie mam kluczyka - odpowiedział Batura.
- Pokaż, co umiesz - zaśmiał się lodowato Ikar i wyjął z kieszeni jakiś drucik. -
Chwaliliście się, że jesteście włamywaczami. Chyba umie pan otworzyć zwykłe kajdanki?
Niezadowolony Batura wziął od niego kawałek cienkiego metalu* i uklęknął obok
mnie. Mruczał coś pod nosem i zabrał się do otwarcia wpijających się w moje
nadgarstki metalowych obręczy.
Jerzy umiał otwierać zamki. Dotyczyło to zarówno prostych mechanizmów, jak i
strzeżonych elektronicznie twierdz. Rozkucie mnie zajęło mu więc niecałe piętnaście
sekund.
Wstałem z ulgą i zacząłem masować nadgarstki. Stałem pod ścianą naprzeciwko
drzwi, Jerzy znajdował się dwa kroki po mojej lewej ręce, Ikar zaś zajął pozycję bliżej
drzwi. Opisuję ten sytuacyjny plan dlatego, że przez chwilę rozważałem pomysł
zaatakowania cudzoziemca - na ile było to ryzykowne posunięcie? Zwiatło wpadając
do rudery trochę mnie oślepiało, więc nie było to dobre miejsce do przeprowadzenia
ataku.
- Panowie - zaczął chłodno Ikar. - Nie wiem, co z wami zrobić. Myślałem, że mam do
czynienia z zawodowcami. A wy dajecie się podejść jakiemuś podrzędnemu mafiosowi.
- To nie mafioso - wyjaśniłem. - To Kolekcjoner z Milanówka.
- Och, to jeszcze gorzej. Załatwił was miłośnik sztuki.
- Może jego pan zatrudni? - ironizował Jerzy.
- Lepiej wyjaśnijcie, co robiliście w Milanówku?
- Nic. A pan jak nas właściwie znalazł?
54
- Po prostu wiem wszystko - żartował.
Zrobiłem krok w stronę Ikara. To wystarczyło, żeby lufa jego pistoletu zbliżyła się do
mojego brzucha. - Ani kroku dalej - syknął.
- Co stało się z Kolekcjonerem? - zmieniłem temat. Chodzi o tego niskiego
człowieczka i jego dwóch ochroniarzy. Chyba go pan nie zastrzelił?
- Moja dewiza brzmi: zero trupów. Strzelałem z broni gazowej. Ale nie radzę
ryzykować ucieczki. Jeśli będzie trzeba, bez wahania nacisnę spust. Pistolet, który
w tej chwili trzymam, jest na ostrą amunicję.
Jego ton przyprawił nie tylko mnie o gęsią skórkę. Nawet Batura posłał
cudzoziemcowi ponure spojrzenie.
- Nie wątpię - zauważyłem.
- Tamtych trzech załatwiłem gazem - tłumaczył dalej Ikar. Nic im nie będzie. Leżą
nieprzytomni.
- Czy możemy już stąd iść? - zdenerwował się Jerzy. Chłodno mi... nie zdążyłem nawet
wypić porannej kawy. Ile będę tu sterczał w pidżamie?
Wyszliśmy na zewnątrz, odprowadzani przez czujne oko Ikara i jego pistolet. Zewsząd
otaczał nas dziko pachnący las, chociaż przed chałupą teren wydeptano w rodzaj
dziedzińca o promieniu dziesięciu metrów. Przed chwiejącym się niebezpiecznie
podestem do rudery stał ford scorpio - ten sam pojazd, którego zapamiętałem z
nocnej wizyty w Milanówku. Za nim parkowała limuzyna rover, którą przyjechał Ko-
lekcjoner. Na trawie obok podestu leżały dwie osoby: Kolekcjoner i Karaluch. Guma zaś
rozłożył się obok forda. Kiedy się lepiej przyjrzałem, na opuchniętej twarzy Karalucha
przyssanej jednym policzkiem do ziemi zauważyłem szeroką ranę obficie ociekającą
krwią. Efekt uderzenia kolbą.
Cała trójka naszych porywaczy leżała bez ruchu, załatwiona przez tego eleganta w
seledynowym garniturze.
- Zapakujcie ich do forda - rozkazał nam Ikar. - Tego niskiego dajcie do rovera. Zakujcie
wszystkich w kajdanki i przytwierdzcie do kierownicy. Nie zapomnijcie zabrać kluczyków
do samochodów.
- Na co to wszystko? - stęknął Jerzy.
- %7łeby nie zwiali, kiedy odzyskają przytomność. Trzeba ich gdzieś wywiezć, żeby was
dalej nie ścigali. Zdaje się, że wiedzą o was więcej niż powinni, a to zagraża mojej misji.
Zrobiliśmy to o co nas prosił. Nie było innego wyjścia. Batura chwycił ciężkiego
Karalucha, mnie przypadł w udziale Kolekcjoner. Podczas tej pracy moja ręka zupełnie
przypadkowo wymacała w jego kieszeni kluczyki. Szybko się zorientowałem, że są to
moje własne - do wehikułu. Pomyślałem sobie, że warto je zabrać. Wyjąłem je razem z
jakimś przypadkowym świstkiem papieru. Kwit do pralni, o ile dobrze zauważyłem.
Zabrałem i kluczyki, i kwit.
- Co pan tam schował? - zapytał czujny Ikar.
- Kluczyki do wehikułu - wyjąłem je i ostentacyjnie nimi potrząsnąłem.
Nie uspokoił się. Podszedł do mnie i z kieszeni marynarki Kolekcjonera wyjął komórki,
które nam zabrano. Nie oddał nam ich. Natomiast pozwolił mi zachować kluczyki do
wehikułu, które zaraz schowałem do własnej kieszeni. Na koniec zapakowaliśmy jeszcze
nieprzytomnego Gumę do środka forda i Batura zatrzasnął drzwiczki. Oddał kluczyki
Ikarowi, a ten schował je do kieszeni marynarki.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]