[ Pobierz całość w formacie PDF ]

po Paryżu. Sama! W końcu muszę zebrać trochę zdjęć do reportażu...
Jon przerwał jej niecierpliwie.
 Oczywiście, dla ciebie sprawy zawodowe stoją na pierwszym miejscu.
Myślisz tylko o swoim reportażu. Ale żebyś wiedziała, że jutro będę ci
towarzyszył!.
 To miło z twojej strony. Potrafisz być całkiem zabawny, kiedy nie
idzie ci o seks. Ale jedno musimy sobie wyjaśnić: od tej chwili łączą nas
wyłącznie... nazwijmy to tak, sprawy zawodowe, jasne?
 Nie udawaj feministki. Wiem, że przede wszystkim jesteś kobietą 
ze wszystkimi pragnieniami kobiety...
W oczach Jona znów pojawił się niebezpieczny błysk. Isabel gniewnie
zacisnęła pięści.
 Skończ z tym wreszcie. Chcę pójść spać!
 Co ci w tym przeszkadza? Może ja? Isabel udała zupełny luz.
 Ależ skąd, co też ci przyszło do głowy. Wcale mi nie przeszkadzasz
 zadrwiła sobie.
Jon wstał. Wychodząc z pokoju nawet się nie obejrzał. Z hukiem
zatrzasnął za sobą drzwi.
Isabel wy buchnęła płaczem. Wcisnąwszy głowę w poduszki opłakiwała
straconą noc miłości.
RS
56
ROZDZIAA 6
Upłynęło sporo czasu, nim Isabel się uspokoiła. Leżała wpatrując się w
drzwi prowadzące do pokoju Jona. Najchętniej zerwałaby się z łóżka i
pobiegła do niego.
Wmawiała sobie, że nienawidzi Jona. Lecz serce i ciało mówiły jej, że to
kłamstwo.
Próbowała nie myśleć o Jonie. Ale to jej się nie udawało. Co chwila
pojawiał się w jej wyobrazni. Jego wyrazista twarz, jego oczy i usta, które
potrafiły rozpalić w niej taki żar.
 A jednak go nienawidzę  szepnęła do siebie. Lecz nie zabrzmiało to
przekonywająco.
Czy można nienawidzić człowieka, w którego ramionach czuło się tak
bezpiecznie i cudownie? Za którego pocałunkami się tęskni?
 Nie chcę się w nim zakochać  szepnęła błagalnie.  To nie może
mi się przydarzyć!
Obawiała się jednaka że to już się stało.
Dopiero gdy zaczął szarzeć świt, Isabel udało się trochę uspokoić i
odprężyć. Ale o śnie nie było mowy.
Czuła się kompletnie rozbita, kiedy wolno wstawała z łóżka.
Narzuciwszy na siebie szlafrok, otworzyła drzwi i wyszła na mały otoczony
żelazną balustradą balkon.
Spoglądała na ogród z marmurowymi posągami i starannie przyciętymi
żywopłotami. Dolatywał ją zapach narcyzów.
Isabel obserwowała grę cieni, jakie słońce wyczarowywało na
żwirowanych ścieżkach, i pełną piersią wciągała w płuca świeże powietrze.
Nie wiedziała, jak długo tak stała oparta o żelazną balustradę wpatrując
się w ogród.
Jon nigdy nie może się dowiedzieć, co do niego czuła. On szukał tylko
erotycznych przygód. Cóż mógł wiedzieć o miłości?
Miłość? Nie, nie wolno ci uważać go za człowieka, którego kochasz. To
byłoby niebezpieczne dla twojej kariery. W ten sposób zniszczysz wszystko,
na co pracowałaś całymi latami.
Te myśli w jakiś sposób dodały jej sił. A ponieważ był tak wspaniały,
łagodny poranek, wiosenny poranek w Paryżu, postanowiła pójść na
samotny spacer.
Wróciła do pokoju i wzięła plan miasta. Ołówkiem zakreśliła wszystko,
co miała zamiar obejrzeć.
RS
57
Prawdopodobnie kilka razy zabłądzę, pomyślała. Ale na pewno jakoś mi
się uda wrócić do hotelu.
Uskrzydlała ją myśl, że sama pozna to fascynujące miasto.
 Isabel? Isabel, już się obudziłaś?  głos Jona tak ją zaskoczył, że
drgnęła. Potem usłyszała ciche pukanie do drzwi łączących ich pokoje. 
Wydaje mi się, że przed chwilą byłaś na balkonie. Czy mogę wejść?
Isabel obiema rękami chwyciła się za szyję. Jej serce biło jak szalone.
Niewiele brakowało, a podbiegłaby do drzwi, żeby usunąć barykadę z
krzesła. Ale nogi odmówiły jej posłuszeństwa.
Siedziała bez ruchu na brzegu łóżka ciesząc się, że rozsądek powstrzymał
ją przed zrobieniem nierozważnego kroku.
 Nie, nie chcę, żebyś tu przychodził, Jon  odpowiedziała
najspokojniej jak potrafiła.  Ale jeśli chcesz, możemy porozmawiać w
salonie. Potrzebuję tylko kilku minut, żeby się ubrać.
Nie zwlekając ani sekundy, Jon powiedział uprzejmie:
 Dobrze, Isabel. Czekając na ciebie, zamówię petit, dejeuner dla nas
dwojga.
Isabel odetchnęła z ulgą. Jeśli Jon będzie ją traktował z odpowiednią
powściągliwością, to może uda im się żyć w przyjazni bez większych
komplikacji. Tylko ani na sekundę nie może zapomnieć, jakim trudnym
przeciwnikiem potrafi być Jon.
W kwadrans pózniej wyszła ze swego pokoju w eleganckim jasnym
kostiumie szytym na miarę i w ciemnoniebieskiej jedwabnej bluzce.
Założyła płaskie buty, tak więc była gotowa do zwiedzania miasta.
Jon siedział samotnie przy stole ze śniadaniem. Popijając kawę czytał
gazetę. Przed nim na srebrnej tacy leżały owoce.
Isabel przywitała go i zachowywała się tak, jakby pomiędzy nimi nic nie
zaszło.
Uważaj, upomniała siebie, bo już sam jego widok znów przyspieszył
bicie jej pulsu.
Ku swemu przerażeniu stwierdziła, że ani trochę nie -osłabła siła jego
uroku.
 Jaki wspaniały mamy dziś dzień  powiedziała Isabel podchodząc do
kredensu, gdzie stały konfitury, różne rodzaje sera, pachnące rożki i srebrny
dzbanek z kawą.
Nalała sobie kawy, po czym zbliżyła się do stołu. Jon natychmiast wstał i
podsunął jej krzesło.
 Wiosna w Paryżu jest po prostu niesamowita  powiedział Jon
usiadłszy na miejscu.  Czy to ta wspaniała pogoda wprawiła cię w tak
RS
58
wspaniałomyślny nastrój, że już mnie przestałaś nienawidzić? Czy mogę cię
o coś prosić...
Isabel nie pozwoliła mu skończyć:
 Zanim coś obiecam, chciałabym wiedzieć, o co ci chodzi. Musisz
zrozumieć, że stałam się ostrożna. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anielska.pev.pl