[ Pobierz całość w formacie PDF ]

taki mój los.
Poczuła żywsze bicie serca. Zwiat wokół niej zawirował.
Pochyliła się, żeby ukryć zmieszanie.
Jess z początku używał wioseł, ale kiedy oddalił się od statku,
włączył motor. Silnik pracował cicho i miarowo. Płynęli wolno, nie
chcąc obudzić śpiochów na  Miss Santa Fe". Wprawdzie Craig nie
mógł już im przeszkodzić, nie chciała jednak, by wiedział, że
odpływają.
- Co z nim będzie? - zapytał Jess.
Kelsey patrzyła na morze. Zwiecił księżyc, ale mimo to
widoczność nie była najlepsza. Noc była bardzo ciemna, światło
odbite w falach nie mogło oświetlić im drogi.
- Wyrzucą go z instytutu. Być może uda mu się
opublikować wyniki swoich badań, ale z całą pewnością
będzie miał zszarganą opinię. Jego kariera naukowa jest skończona.
Mimo to nie sądzę, żeby Dean miał zamiar go podać do sądu...
- A co z tobą?
Zacisnęła tylko usta. Nie chciała odpowiadać na to pytanie.
Było zbyt trudne...
- Tak czy owak jestem z ciebie dumny.
- Z jakiego powodu? - spytała ostro.
Jess prowadził motorówkę i był do niej odwrócony profilem.
Teraz jednak spojrzał na nią.
- %7łe go od razu nie zastrzeliłaś.
- Zabrałeś mi pistolet, pamiętasz? - Spróbowała się
uśmiechnąć. - Poza tym, sporo w tym mojej winy. Nie powinnam
tego ukrywać. To przecież jasne.
Zabrzmiało to jak przyznanie się do porażki. Spojrzał na nią
zdziwiony.
- Dlaczego?
- Jestem szefem wyprawy - odrzekła. - To ja go wybrałam. Poza
tym powinnam była przewidzieć, że naukowiec jego klasy nie
będzie zajmował się ściganiem chimery. Oboje wiedzieliśmy, że nie
znajdzie śpiących rekinów. - Przerwała na chwilę i wciągnęła
głęboko powietrze, spojrzała w górę, na księżyc.
- Tak naprawdę interesował go tylko jego skafander. Ale ja nigdy
nie potrafiłam zrozumieć ludzi. Zawsze popełniałam błędy... To
moja wina.
- Jasne - powiedział spokojnie. Widziała jego profil na tle
księżyca. - Tak jak odpadki radioaktywne, morderstwa, dziura
ozonowa i wiele innych rzeczy. Nie możesz brać odpowiedzialności
za wszystko, mała. To ja powinienem był przewidzieć, co ten
skurwiel chce zrobić.
- Ty? Dlaczego ty?
- Bo jestem kapitanem - odrzekł z uśmiechem.
- Kapitan powinien wiedzieć, co dzieje się na jego statku.
Kelsey spojrzała na niego z uznaniem. Nie potrafiła ukryć tego,
jak bardzo jej zaimponował.
- Oczywiście skafander jest do chrzanu - ciągnął Jess. - Nie
zrobi na nim żadnego interesu. Może to będzie dla niego największą
karą...
- Dlaczego? Nie rozumiem... - Zamrugała oczami.
- Przecież sam widziałeś...
Ale powoli zaczynała pojmować, o co chodzi. Gdyby się
wcześniej nad tym zastanowiła, doszłaby do podobnych wniosków.
Pokiwała głową, kiedy Jess zaczął wyjaśniać:
- Wydaje mi się, że rekiny wpadły we wściekłość nie tylko z
powodu pulsatora, lecz również tego wspaniałego skafandra. Były
zdezorientowane. Nie wiedziały, co się dzieje i to je jeszcze
bardziej rozwścieczyło. Zaatakowały Deana*, bo był bliżej. W
innym wypadku dobrałyby się do Craiga.
- Masz rację. - Kelsey jeszcze raz przytaknęła. Wszystko
wskazywało na to, że Jess rozumuje poprawnie.
- W czasie prób w instytucie - ciągnęła, wciąż podziwiając jego
rzymski profil - tylko jedna osoba znajdowała się pod wodą. Rekiny
zawsze ją atakowały. Dlatego Craig upierał się, by wypróbować
skafander w warunkach naturalnych. - Potarła w zamyśleniu
policzek. - O tym również powinnam była pomyśleć.
Jess uśmiechnął się do niej promiennie i musnął dłonią jej udo.
- Od myślenia masz mnie.
Chciała się do niego uśmiechnąć, ale nie mogła. Woda była tak
ciemna, noc tak niezgłębiona, że zapragnęła zapomnieć o wszystkim
w jego ramionach. Tylko tam mogła się czuć bezpiecznie.
- Zazwyczaj mi się wszystko udaje, ale... z tą wyprawą coś
było nie w porządku od samego początku. Miałam tyle kłopotów...
Straciłam panowanie nad sytuacją... A teraz Craig jest skończony,
Dean ledwo uszedł z życiem, a ja nie osiągnęłam niczego istotnego.
Jess zwolnił i zerknął na kompas. Nie chciał pozwolić, by
Kelsey oddawała się ponurym myślom. Czekało ich poważne
zadanie. Tam, na dole, nie było miejsca na pesymizm.
- Jesteś zmęczona - mruknął. - Poza tym starasz się udowodnić
coś, w co sama nie wierzysz.
- Tak? Powiedz, co masz na myśli? - spytała odgarniając włosy
z czoła.
- Posłuchaj, przecież kochasz tego delfina. On ciebie również.
Przynajmniej tak mi się wydaje. Poza tym wiesz dobrze, że Simba
już nigdy nie będzie dzikim zwierzęciem. Myślę, że w głębi duszy
to rozumiesz, ale ambicje naukowe biorą w tobie górę.
Spojrzała na niego, zastanawiając się, co powiedzieć.
Przychodziły jej do głowy dziesiątki wyjaśnień. Mogła zacytować
podręczniki akademickie i naukowe sławy... A może Jess miał rację?
Może warto się było nad tym zastanowić? W jej głowie pojawiły się
mgliste plany nowych badań, które poszłyby w zupełnie innym
kierunku:
- Delfiny jako zwierzęta, które przywiązują się do człowieka -
mruczała głośno myśląc. - Oczywiście nie można tego udowodnić w
ciągu dwóch tygodni. To zadanie na parę miesięcy. Musielibyśmy
wszystko sfilmować... - Machnęła ręką.
- Nie, to śmieszne. Nie mogę w to uwierzyć. Poza tym chciałam
dowieść, że Simba potrafi żyć w naturalnych warunkach, na
wolności.
- Być może - mruknął i spojrzał na nią przez ramię - wolność
nie jest najważniejsza.
Zerknęła na niego, czując, że się czerwieni. Wiedziała, iż uwaga
Jessa dotyczy nie tylko delfinów. Znowu zabrakło jej słów.
Chrząknęła, zażenowana. Po chwili szepnęła patrząc przed siebie:
- Simba zniknął i może nie ma to już znaczenia.
Nie mówmy teraz o tym.
Jess milczał. Wyłączył właśnie silnik i chwycił za wiosła.
Operował nimi bez żadnego wysiłku. Znajdowali się niedaleko
pulsatora. Po chwili byli już na miejscu. Kelsey cały czas podziwiała
precyzję i sprawność Jessa. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anielska.pev.pl