[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Czekał przez chwilę, a skoro ona wciąż nie wyciągała ręki do niego,
chwycił jej dłoń zdecydowanym ruchem.
 Pragnę tego od wielu lat  rzekł z siłą.
 Ach!
Z jej piersi wyrwało się ni to westchnienie ni to jęk. Próbowała uwolnić
dłoń z jego uścisku, ale daremnie. Trzymał ją mocno, a ona cierpiała, że
musi tolerować tę poufałość. Z trudem dobierając słowa powiedziała:
 Powinien pan chyba zrozumieć, że... ja... wcale... nie chcę wyjść za
mąż... Gdyby Jack był sam... wystarczyłoby mi życie przy jego boku.
 Wiem  odrzekł Hill.  Jestem tego świadom.
Ciągnęła dalej drżącym głosem:  Uważałam zawsze, że kobieta powinna
umieć sobie radzić w życiu. Bardzo to uprzejmie z pana strony, że pan chce
pojąć mnie za żonę. Ale ja jestem zdania, że... że... jestem już zbyt stara.
 Czy to jest jedyna przeszkoda?  spytał Hill.
Próbowała się roześmiać, ale skutek był wręcz odwrotny: łzy stanęły jej w
oczach. Odwróciła szybko głowę.
 Nie mogę panu wymienić żadnej innej... chyba... chyba...
 Chyba tę, że mnie pani nie bardzo lubi?  podsunął sucho.
 No, to mnie nie dziwi.
 Och, tego nie powiedziałam!
Stłumiła łzy, połknęła je raczej i zwróciła się znów ku niemu:
 Przejdzmy się trochę razem, dobrze? Spróbuję panu wytłumaczyć, co
czuję.
Uległ bez słowa protestu jej życzeniu. Szli obok siebie po ścieżce zarosłej
trawą. Dora chciała wysunąć swą rękę z jego dłoni, ale on jej nie puszczał.
Uszli kawałek drogi, zanim znów się odezwała. Tym razem jej głos był
cichy i opanowany.
 Nie będę panu wmawiać, że to jest pierwsze wyznanie, które słyszę.
Nie uwierzyłby pan zresztą.
 Domyślam się tego od dawna  odrzekł.
 Tak... naturalnie... Pan przecież wie wszystko, prawda?
 Nie chodzę po świecie z zawiązanymi oczami, to fakt.
 To mnie cieszy. Chciałabym, aby pan wiedział wszystko, co się tyczy
tej sprawy. Tylko...  tu głos jej zadrżał znowu  nie bardzo wiem, jak
panu to powiedzieć.
 Czy pani jest pewna, że pani chce, żebym to wiedział?  spytał.
 Tak.
Ta krótka odpowiedz zabrzmiała bardzo stanowczo.
 Musi pan to wiedzieć, jeżeli...  urwała nagle.
 Jeżeli mamy się pobrać?
 Tak  szepnęła Dora.
Hill uszedł kilka kroków w milczeniu. Po czym, nieoczekiwanie, przełożył
małą, nerwową rączkę, którą trzymał w dłoni, przez swe ramię.
 Nie potrzebuje pani mówić mi nic więcej  rzekł.  Wiem już
wszystko.
Zdumiała się i przystanęła. W jej oczach pojawiła się trwoga.
 Jak to? Jack powiedział panu?
 Nie, tego nie powiedziałem  odrzekł Hill.  Jack nigdy mi nie
mówił niczego, czego bym nie wiedział wcześniej niż on. Wiedziałem o tym
od początku. To ten Buckskin Bill, czy tak?
Drżała na całym ciele i milczała.
Hill ciągnął dalej:  Po pierwsze, uratował pani życie. Zawsze miał
szczęście, bestia! Powinienem był go schwytać, ale właśnie ten uczynek...
Miałem go w ręku... ale pani była wówczas młodziutką dziewczyną i nie
chciała pani tego. Czy pani pamięta, jak pani maskowała jego odwrót, jak
mu pani pomogła w ucieczce? Czy doprawdy sądziła pani, że ja nie
domyślam się niczego?
Roześmiała się nerwowo.
 Bałam się bardzo... Ja również weszłam wtedy w konflikt z prawem.
Hill przytaknął. Uśmiechnął się blado.
 Ale ośmieliła się pani to uczynić. Odważyłaby się pani wówczas na
wszystko. On zawsze miał kobiety po swej stronie.
Wyraziła gestem powątpiewanie.
 Tak było naprawdę  upewnił ją.  Wiem, co wtedy zaszło, jakbym
był naocznym świadkiem. On nadskakiwał pani w miły, elegancki sposób.
Nigdy nie widziałem Buckskina Billa, ale wierzę, że był zawsze grzeczny,
gdy miał na to czas. Przyrzekł, że przyjedzie, że wróci tu, nieprawdaż?
Zapewnił panią, że przestanie być oszustem i złodziejem i że się zabierze do
uczciwej pracy? A to wszystko dla pani... Tak, tak sobie to wyobrażałem.
Ale, moje drogie dziecko, czy istotnie sądzi pani, że on pamięta o tym, co tu
zaszło... po tylu latach? Spojrzała na niego z pobłażliwym uśmiechem.
 Byłby wart moich uczuć, gdyby się okazało, że pamięta, prawda? 
spytała.
 Nie jestem pewien nawet tego  odparł Hill.
Odczekał kilka minut, po czym położył dłoń na jej ramieniu. Wydała jej
się ciężarem nie do zniesienia.
 Nie ma rady na to  rzekł  że taki człowiek jak ja, który wydaje się
pani banalny, jest bardziej odpowiedni na towarzysza życia. Pani musi
rozstrzygnąć sama. Wydaje mi się, że szkoda pani życia dla takiego, który
nigdy się już nie zjawi.
Nie mogła zaprzeczyć. To było oczywiste. Chciała pozbyć się z ramienia
tej ołowianej dłoni, ale nie miała odwagi ruszyć się z miejsca. Ogarnęła ją
słabość. Czuła się jak schwytana w pułapkę.
Po chwili zdobyła się na odwagę i zadała mu pytanie, które od dawna ją
nurtowało:
 Czy pan słyszał o nim kiedykolwiek od tej pory?
 Nic pewnego. Zdaje się, że opuścił Australię, ale nie wiem tego na
pewno. W każdym razie nie mógł pozostać w tym okręgu i tu nie pokazał się
nigdy więcej. Kazałbym go aresztować, gdyby się zjawił.
Fletcher Hill mówił to z chmurną stanowczością. Jedną rękę położył jej na
ramieniu, a drugą ujął ponownie jej dłoń. Pochylił się ku niej nagle.
 A zatem  rzekł cicho  usłyszę  tak", prawda? Spojrzała na niego
zamglonymi oczami. Zadrżała, jakby ją przeniknął do kości lodowaty wiatr.
 Och, boję się!  szepnęła.  Boję się!
 Nonsens!  rzekł Hill. Odwrócił ją do siebie i trzymał ją mocno.
Trzęsła się cała. Zaczęła szlochać jak dziecko, które zabłądziło.
 Niech pani nie płacze  rzekł.  Nie! Nie trzeba. Wszystko będzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anielska.pev.pl