[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Czy taka sytuacja jak dziś zdarzyłaby nam się niezależnie od okoliczności?
Czy zawsze na przeszkodzie stałyby nierozwiązane kwestie mojego małżeństwa?
- Nie wiem - odparła bezradnie. - Zaczynam jednak myśleć, że tak.
Pete pokiwał powoli głową.
- W takim razie do widzenia.
- Do widzenia. Pewnie przez jakiś czas ciężko nam się będzie spotykać w
szpitalu, ale jakoś sobie poradzimy.
95
S
R
- Też tak uważam. Spójrz, jaka ironia losu: nawet nie pamiętaliśmy, kiedy
spotkaliśmy się po raz pierwszy, ale przynajmniej nie towarzyszyły temu żadne
fajerwerki. A teraz równie nieciekawie się żegnamy.
- Nie mamy wyboru. Oboje jesteśmy rozsądni i jakoś sobie poradzimy...
Taką przynajmniej miała nadzieję. A jeśli nie...
A jeśli nie, to ostatecznie jest już noc i czeka na nią łóżko z poduszką, w którą
może się wypłakać, wykrzyczeć cały żal i frustrację.
A Pete wcale nie musi o tym wiedzieć.
- Dobranoc, Emmo - powiedział i wyszedł. Emma powoli zamknęła za nim
drzwi.
ROZDZIAA DZIEWITY
Claire i Pete siedzieli w nowo otwartej restauracji. Pete zauważył, że jego
żona wygląda bardzo dobrze.
Tydzień wcześniej skończyła dwadzieścia dziewięć lat. Włosy miała
ufarbowane na ciemnozłoty kolor, który najbardziej lubiła. Ubrana była elegancko,
ale jednocześnie sportowo, w lniane spodnie do połowy łydek i pastelową niebieską
bluzkę z krótkimi rękawami. Oczy zasłaniały jej ciemne okulary.
Wyglądała niesłychanie atrakcyjnie, jak typowa kobieta sukcesu, kontrolująca
każdy fragment swojego życia.
Dotychczas ich rozmowa toczyła się przyjaznie, jednak Pete nie potrafił
udawać sam przed sobą, że czuje się swobodnie, choć jego zadanie na dzisiaj było
bardzo proste - chciał jedynie spędzić z Claire choć pół godziny bez kłótni i
nieprzyjemnej wymiany zdań.
Mieli masę spraw do omówienia, lecz dziś nie spieszyło mu się tak bardzo jak
zazwyczaj. Z powodu spięcia z Emmą poprzedniego wieczoru czas przestał
odgrywać dla Pete'a kluczową rolę. Emma dała mu wyraznie do zrozumienia, że jej
96
S
R
nie wystarczą same starania o rozwód. A więc musi dać jej konkret w postaci
rozwodu, a to przy dotychczasowej postawie
Claire nie ma szans na szybką realizację. Więc nie ma sensu zabijać się o
każdą minutę.
Miał irracjonalne poczucie, że Emma zostawiła go własnemu losowi, choć
domyślał się, że ona ma na to zupełnie inny pogląd. Określając jasno i stanowczo
swoje stanowisko, cierpiała równie mocno jak on.
- Miałam czas przemyśleć pewne rzeczy - mówiła tymczasem Claire - i
uważam, że powinniśmy spróbować jeszcze raz. Podrzeć papiery rozwodowe i
zacząć od nowa.
Pete z trudem się opanował.
- Przecież próbowaliśmy już wiele razy - odrzekł spokojnie - i za każdym
razem odkrywaliśmy, że to na nic. Zciśle mówiąc, ty odkrywałaś.
- Tak było kiedyś.
Pete domyślał się, że Claire nawiązuje do swojej choroby. Tego właśnie się
obawiał - że zacznie wykorzystywać swą chorobę do wyjaśnienia wszystkich
problemów dotyczących ich małżeństwa.
- Nie sądzę, żeby coś się zmieniło.
- Tak łatwo ci niszczyć nasz związek?
- Przecież wiesz, że to nie jest nagła decyzja. Zdecydowaliśmy się na nią rok
temu po dokładnym przemyśleniu wszystkich za i przeciw. Najważniejszą kwestią
jest, dlaczego boisz się rozwodu. Musisz odnalezć prawdziwe motywacje, dla
których chcesz zaczynać wszystko od nowa. Ale prawdziwe, bo na pewno nie
należy do nich miłość do mnie.
Pete patrzył na żonę ze skrywanym niepokojem. Nie był pewien, jak odbierze
tak brutalne przedstawienie prawdy.
Claire nie zareagowała jednak w gwałtowny sposób.
97
S
R
- Chyba masz rację - powiedziała. - To nie miłość nas łączy, Pete, choć bardzo
cię szanuję i podziwiam jako człowieka.
- To bardzo ważne, co mówisz - odetchnął z ulgą - bo świadczy o umiejętności
odważnej oceny sytuacji. Idzmy więc dalej. Uważam, że za utrzymaniem naszego
małżeństwa nie przemawia także dobro dziewczynek. Jeśli uda nam się wypracować
rozsądne porozumienie dotyczące opieki nad dziećmi, ich życie będzie o wiele
spokojniejsze niż teraz, bo pozbawione konfliktów, które ciągle między nami
wybuchały. Nie chcę, żeby dalej wyrastały w atmosferze braku poczucia
bezpieczeństwa, wśród chaosu.
- Masz rację. Ja również tego nie chcę.
Pete zauważył, że przy słowach  rozsądne porozumienie dotyczące opieki nad
dziećmi", Claire lekko zesztywniała, jak gdyby się przestraszyła. Nie potrafił
zgadnąć dlaczego.
Przecież już wycofał pismo w sprawie przyznania mu całkowitej opieki nad
córkami ze względu na chorobę Claire. Jako lekarz wiedział, że choroba nie musi
komplikować życia ani Claire, ani nikomu z jej otoczenia, pod warunkiem, że podda
się terapii. A to mu obiecała i w tej kwestii ufał jej bez zastrzeżeń.
- W takim razie czemu chcesz, żebyśmy spróbowali jeszcze raz?
- Bo uważam - wyjaśniła - że nie wyczerpaliśmy wszystkich możliwości.
Pete drgnął. Miał wrażenie, że niedawno słyszał podobne słowa. Zaraz, kiedy
to było? No tak - podczas jego dramatycznej rozmowy z Emmą!
Przypominał sobie teraz przebieg tamtej rozmowy. Nadal nie mógł ochłonąć
po tym, co od niej usłyszał. Wprawdzie rozumiał, że wizyta Claire mogła ją roz-
stroić, ale dlaczego stawiała mu aż tak twarde warunki?
Spotykają się przecież tyle lat. Najpierw jako znajomi z pracy, a ostatnio jako [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anielska.pev.pl