[ Pobierz całość w formacie PDF ]
podbiegła do drzwi i otworzyła je szeroko. Mężczyzna stojący w
progu był wyraznie rozgniewany.
122
RS
- Gdzie jest Dan Carson? - zapytał ostro.
- Czego pan chce? - odparowała Celeste. Ten człowiek jej się nie
podobał.
- Jestem agentem rządowym i mam sprawę do Carsona. Proszę
mi powiedzieć, gdzie on jest albo będzie pani odpowiadała za
utrudnianie śledztwa.
Celeste nigdy nie miała do czynienia z władzami, jednak wieki
prześladowań ze strony przedstawicieli prawa na całym świecie
sprawiły, że wszyscy Romowie traktowali ich z nieufnością i
wrogością.
- Nie wiem.
Chciała zamknąć drzwi, ale Rick Hanson był szybszy.
Powstrzymał ją bez trudu.
- Pewnie pani nie zdaje sobie sprawy z tego, jak poważne
kłopoty ma Carson?
- Nie wiem, o czym pan mówi, i nie zamierzam dyskutować z
panem na temat kłopotów pana Carsona ani niczego innego, co go
dotyczy.
- Pójdzie do więzienia, a pani być może razem z nim. Celeste nie
uwierzyła, ale zimny błysk w oczach agenta kazał się jej zawahać.
- Do więzienia? Za co?
- Pan Carson i jego firma są zamieszani w przemyt ropy do
naszego kraju.
- Nie wierzę panu.
123
RS
Naprawdę nie wierzyła. Instynktownie czuła, że Dan nie jest
przestępcą. Nie rozumiała zasad rządzących jego życiem osobistym,
ale bez zastrzeżeń ufała jego poczynaniom zawodowym.
- Myśli pani, że jest zbyt szlachetny i nie może być zamieszany
w coś takiego? - zapytał agent* obleśnie się uśmiechając/
- Tak. A teraz proszę wyjść. Nie muszę tego słuchać. I nie będę.
Spróbowała zamknąć drzwi, ale mężczyzna po raz drugi je
zablokował.
- Czy wiedziała pani, że poprosił mnie o sprawdzenie pani
przeszłości?
Celeste starała się nie okazać, jak bardzo ją to zaskoczyło, lecz
wiedziała, że nie oszukała agenta. Na jego twarzy odmalował się
wyraz niekłamanej satysfakcji. Jawnie rozkoszował się możliwością
upokorzenia drugiego człowieka. Przed oczami stanął jej nagle Trell
Sylvest.
- Pan Carson zaproponował mi pracę. Nie ma nic dziwnego w
tym, że sprawdza swoich przyszłych pracowników - mówiła z
wyniosłą godnością; przez twarz mężczyzny przemknął wyraz
niezadowolenia.
- Wie, że Celeste Sanchez to nie jest pani prawdziwe nazwisko.
- Nie popełniłam żadnego przestępstwa. Nie rozumiem, dlaczego
moja przeszłość tak pana interesuje. I nic panu do tego, co dzieje się
między moim pracodawcą a mną.
Hanson zaśmiał się cicho.
124
RS
- Wydaje się pani, że ma pani odpowiedzi na wszystkie pytania.
I nie chce pani uwierzyć, że Carson jest zdolny do złamania prawa. A
jeśli powiem, że chroni swoją matkę? - Celeste zesztywniała. To by
wyjaśniało wiele spraw. - Niech pani posłucha, może pani pomóc
panu Carsonowi.
- Wątpię.
- Naprawdę. Może pani. Celeste się zawahała.
- Widzę, że chciałaby pani mu pomóc. Może to i jest facet,który
nie zrobiłby nic złego, z wyjątkiem sytuacji, gdy ochrania kogoś, kogo
kocha. Osobiście uważam, że pan Carson wpakował się w kłopoty i
nie wie, jak się z nich wyplątać. Lecz pani mogłaby mu pomóc. I
mnie. I naszemu krajowi. Celeste zacisnęła dłoń na klamce.
- Proszę mi pokazać odznakę.
Mężczyzna wyciągnął odznakę z kieszeni płaszcza i podał
Celeste.
- Ja też chcę pomóc Danowi - powiedział. - Ale nie mogę tego
zrobić bez czyjejś pomocy. Bez pani pomocy. Co pani szkodzi mnie
wysłuchać?
Celeste zastanawiała się nad jego słowami; od groznego po-
tupywania nogą przeszedł do rozsądnej rozmowy. Może naprawdę
próbował pomóc Danowi?
- Jak mogłabym pomóc?
- Czy mogę wejść?
125
RS
Celeste poczuła kota ocierającego się o jej nogi. Kumpel
zatrzymał się, obwąchał buty agenta i groznie prychnął. No, ona też za
nim nie przepadała, ale skoro mogła pomóc Danowi...
- Proszę - powiedziała i wpuściła mężczyznę do pokoju.
126
RS
ROZDZIAA DZIESITY
W biurze nie było z Dana żadnego pożytku. Podpisał jakieś listy,
wykonał kilka telefonów, ale nie był w stanie skupić się na pracy.
Wciąż myślał o pięknych oczach Celeste, o jej jedwabistej skórze,
którą jeszcze tak niedawno muskała jego ręka. Bez wątpienia było to
pożądanie, ale czuł też coś więcej, nie tylko pociąg fizyczny.
Odruchowo potarł dłonią miejsce na piersi, które go bolało.
Miał właśnie wsiadać do samochodu, gdy w cieniu budynku
zauważył jakiegoś człowieka. Mężczyzna ruszył prosto na niego,
wyciągając ręce przed siebie na znak, że nie trzyma w nich broni.
- Dan Carson? - zapytał głośno.
- Tak.
- Szukam młodej kobiety. Celeste...
Dan natychmiast zorientował się, kim jest ten człowiek. Kenneth
Martin.
- To pan podaje się za oficera policji. Martin wzruszył
ramionami.
- Mam zadanie do wykonania. Czasami trzeba trochę nagiąć
prawdę. Nikomu nie zrobiłem krzywdy.
- Czy ma pan na myśli naginanie prawdy, czy łamanie prawa?
Mimo całej swojej tężyzny fizycznej rozmówca Dana nie był grozny.
I dobrze, bo to ułatwiło sprawę.
127
RS
- Nie mam zamiaru się z panem kłócić, panie Carson. Muszę
porozmawiać z panną Levert.
- Levert?
Dan natychmiast przypomniał sobie słowo wyryte na
pierścieniu.
- Pan znają pod nazwiskiem Sanchez.
- Czy to nazwisko jej męża? Mężczyzna pokręcił głową.
- Panna Levert nie jest zamężna. Powinna wrócić do domu.
Natychmiast.
Dan się zjeżył.
- Nie wydaje mi się, żeby miała ochotę na powrót do domu. Jest
wystarczająco dorosła, żeby sama o sobie decydować.
Martin westchnął.
- Nic pan nie rozumie. Muszę z nią porozmawiać. To pilne. Dan
nie wiedział, co robić. Nie miał pojęcia, kim ten człowiek jest dla
Celeste. Przemknęło mu przez głowę, że być może Kenneth Martin to
jej mąż. Lecz kiedy przyjrzał mu się uważnie, doszedł do wniosku, że
jego rozmówca nie wygląda raczej na okrutnika, którego zachowanie
mogłoby zmusić kobietę do ucieczki. Kimkolwiek był, wiedział
zadziwiająco dużo o Celeste.
- Przekażę jej wiadomość. Sama zdecyduje, czy chce się z
panem widzieć, czy nie.
Mężczyzna pokręcił głową.
- Wiem, że próbowano ją odnalezć. Ludzie, którzy pracują dla
jej ojca, nie zawsze są uprzejmi. Nie jestem jednym z nich.
128
RS
- Włożył rękę do kieszeni i wyjął coś złotego i błyszczącego.
- Widział pan coś takiego?
Dan od razu rozpoznał pierścień. Był trochę mniejszy od tego,
który znalazł w pokoju Celeste. Może należał do jakiejś kobiety?
- Tak. Celeste ma podobny.
- Jeśli zobaczy ten pierścień, z pewnością zechce się ze mną
spotkać. Musi ze mną porozmawiać.
Głos Martina był niezwykle zdecydowany, ale Dan wciąż miał
wątpliwości.
- Dlaczego mam panu wierzyć? Równie dobrze mógłbym
podejrzewać, że jest pan zamieszany w spowodowanie wypadku na
pokładzie mojego samolotu, a tym samym w próbę zabicia mnie i
Celeste.
- Słyszałem, że były pewne kłopoty, ale nie miałem z tym nic
wspólnego. Nikt z mojej rodziny nie zrobiłby czegoś takiego.
Nalegam, żeby pozwolił mi pan porozmawiać z Celeste.
Danowi nie podobało się ani żądanie w głosie mężczyzny, ani
jego palące spojrzenie.
- A jeśli nie?
- To panna Levert znienawidzi pana do końca życia. Lub co
gorsza, znienawidzi samą siebie.
- O czym pan mówi?
- Pani Levert, matka Celeste, jest poważnie chora. Ukrywała to
od kilku tygodni. Dzwoniono do mnie - wyjął z kieszeni telefon
komórkowy - jakieś dziesięć minut temu. Zabrano ją do szpitala. To
129
RS
serce. Istnieje niebezpieczeństwo, że pani Levert umrze. Celeste na
pewno chciałaby zobaczyć matkę.
Dan nie miał już wątpliwości, że Martin mówi prawdę.
- Dobrze - powiedział po prostu.
Otworzył przed Martinem drzwiczki samochodu. Pierścień był
przekonującym dowodem. Jeśli, zgodnie z tym, co twierdził Martin,
matka Celeste była chora, każda minuta się liczyła.
- Niech pan jednak pamięta, że jeśli to kłamstwo albo podstęp,
szczerze pan tego pożałuje.
- My nie kłamiemy w takich sprawach - odparł. - Jestem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]