[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Więc o co chodzi?
Przez chwilę patrzył przez okno. W tym momencie oddalił się od
niej i znów miała wrażenie, że jednak dzieli ich pewien dystans.
- To naprawdę wspaniała praca - zaczął wynurzenia. - Znacznie
ciekawsza i lepiej płatna, bo budowa jest większa. Myślałem, że
nigdy nie będę miał takiej szansy. Tyle tylko, że, po pierwsze,
miałbym więcej obowiązków i mniej czasu dla rodziny.
Annie słuchała i kiwała głową. Taka praca rzeczywiście wydawała
się wymarzona dla Gavina. To dobrze, że Gil mu zaufał. Gavin miał za
dużo energii i talentów organizacyjnych, żeby na długo zadowolić się
posadą cieśli. Na czym więc polegał główny problem?
- Jakoś sobie poradzimy - powiedziała z uśmiechem. - A po
drugie?
- Co: po drugie?
- Powiedziałeś, że po pierwsze będziesz miał mniej czasu dla
rodziny. I co jeszcze?
Gavin westchnął i spuścił głowę.
- Ta budowa jest w Billings.
- W Billings? - powtórzyła.
- Tak. W stanie Montana.
Annie nie mogła uwierzyć własnym uszom. Wydawało jej się, że
firma budowlana działa na niewielkim obszarze. Skąd ten pomysł,
żeby przenosić się tak daleko?
- O, nie!
- Właśnie to samo powiedziałem Gilowi - powiedział Gavin. -
Odmówiłem mu, ponieważ wiem, czym jest dla ciebie to miasto.
Annie nie mogła uwierzyć własnym uszom. Coś jej się w tym
wszystkim nie zgadzało.
- Zaraz! Odmówiłeś z mojego powodu? Skinął głową.
- Właśnie.
- I nie zapytałeś mnie o zdanie?!
124
SR
Spojrzał na nią ze zdziwieniem. Annie była dziwnie
podekscytowana, co zdarzało jej się głównie w czasie kłótni. Ale
przecież teraz nie było powodów, żeby się kłócić.
Annie wyskoczyła z łóżka i sięgnęła po bluzkę. Poirytowana tym,
że wkłada się ją przez głowę, wzięła jego koszulę, która była może
nawet lepsza, ponieważ sięgała jej prawie do kolan.
- Ty szakalu! - rzuciła wściekła i wyszła do dużego pokoju, a
potem do kuchni, żeby być jak najdalej od niego.
- Hej, zaczekaj! - krzyknął za nią Gavin.
Wstał szybko i, nieco zdezorientowany, sięgnął po jej bluzkę.
Dopiero po chwili zorientował się, co ma w rękach. Odrzucił damski
fatałaszek, naciągnął slipy i wkładając spodnie, podążył za żoną.
Skacząc zabawnie na jednej nodze i starając się naciągnąć drugą
nogawkę, dotarł do kuchni.
- Przecież nie skończyliśmy rozmowy - powiedział, stając w
drzwiach.
Annie zatrzymała się przy lodówce i patrzyła na niego niezbyt
przychylnym wzrokiem. Po drodze zapaliła światło w dużym pokoju
i w kuchni, ale nie zasłoniła okien, więc gdyby ich ktoś teraz
zobaczył, miałby pewnie niezłą zabawę.
- Nie skończyliśmy? - powtórzyła. - Przecież jej w ogóle nie
zaczęliśmy!
Gavin wciągnął w końcu spodnie. Jednak zaciął mu się zamek
błyskawiczny i nie mógł do końca zapiąć rozporka. Mocował się z
nim przez chwilę, ale w końcu dał sobie spokój.
- Nie rozumiem, o co się tak wściekasz - powiedział, a jego mina
świadczyła o tym, że mówi prawdę. - Przecież zrobiłem to, co
chciałaś.
- Chciałam? A skąd wiesz, że tego właśnie chciałam?! Spojrzał
na nią ze zdziwieniem. Chciał się zbliżyć i przytulić Annie, ale
widział, iż żona woli, żeby zostawił ją w spokoju.
- Tak mi się wydawało - stwierdził po chwili.
- No to trzeba było mnie zapytać o zdanie - stwierdziła cierpko.
- Rządzisz tutaj jak udzielny książę, płacisz moje rachunki, kupujesz
125
SR
rzeczy. Czy nie przyszło ci na myśl, że ja również chcę mieć coś do
powiedzenia?!
Jego zdumienie jeszcze się pogłębiło.
- Przecież chciałem ci pomóc.
- Tak, ty zawsze chcesz pomóc! - podniosła głos. -Wtedy, kiedy
mnie porzuciłeś, też chciałeś mi pomóc, co?! Pamiętasz, wtedy w
Colson?!
Gavin poczuł, że zalewa go fala goryczy.
- A ty co wtedy zrobiłaś?! Czy przynajmniej okazałaś, że mnie
kochasz i potrzebujesz?! Poszłaś sobie i koniec! Tak, jakbyś mnie
nigdy nie znała!
Annie spuściła głowę. Myślała o tym już wcześniej i musiała
przyznać, że było w tym niewątpliwie trochę racji. Zostawiła Gavina,
jakby jej na nim nie zależało. Mogła o niego walczyć. Powinna
przynajmniej powiedzieć, że go kocha i chce na niego czekać.
Usłyszała ciche pochlipywanie. Czyżby to Gavin płakał? Podniosła
oczy i zobaczyła Sama, który stał przed progiem i bał się wejść do
środka.
- Cie do mamy - wyjąkało rozmazane dziecko. Gavin odwrócił
się i spojrzał na chłopca.
- Chodz do mnie, synu - powiedział. - Co? Zbudziłeś się?
Sam odsunął się od niego z drżeniem.
- Nie! Do mamy!
Gavin spojrzał na niego ze smutkiem i przesunął się, robiąc mu
przejście. Sam skoczył jak wiewiórka i już po chwili zawisł u szyi
Annie. Płakał cichutko, a ona głaskała go po głowie.
Gavin obserwował przez jakiś czas tę scenę, a następnie wsadził
ręce do kieszeni i wyszedł do pokoju. Annie zauważyła to i poczuła,
że serce bije jej niespokojnie. Wzięła Sama na ręce i wyszła za
Gavinem. Zobaczyła go, jak stoi przy oknie i wpatruje się w
ciemność.
Bała się, że znowu go straci. Wiedziała, że może to nastąpić, jeśli
teraz zrezygnują z rozmowy. Sam przestał płakać. Czknął tylko i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]