[ Pobierz całość w formacie PDF ]
okrągłego, podobnego do ekranów telewizyjnych. Czasami przelatują tam zielone i niebieskie
zygzaki. Innych luster nie mam. Długo wpatrywałam się w ekrany, tak długo, że nawet
głuptaki, które tam dyżurowały, zaczęły sygnalizować: czego chcę? Machnęłam tylko ręką.
Minęły czasy, kiedy je wyzywałam od katów i dręczycieli. Teraz się ich nie boję. Boję się
tylko Maszyny. Szefa. Długo przeglądałam się w lustrach, przechodziłam od jednego do
drugiego, szukałam najjaśniejszego. Do żadnego wniosku nie doszłam. Niby ja - taki sam nos,
zapadnięte oczy, niebieskawa twarz. Ale to chyba wina lustra. Tyle tylko, że odkryłam worki
pod oczami. Wróciłam do pokoju.
- To niezmiernie interesujące - powiedział Dag. - Nie sądzisz, Pawłysz?
- Co?
- Chodzi mi o ten problem. Jeśli odizoluje się człowieka na parę lat tak dokładnie,
żeby nie zdawał sobie sprawy z upływu czasu poza miejscem jego odosobnienia, to czy
zmieni się jego cykl biologiczny?
- Myślę teraz o czymś innym - odparł Pawłysz.
Nagle przypomniałam sobie o kotku. Zupełnie o nim zapomniałam, a dzisiaj
przypomniałam sobie. Głuptaki przyniosły kotka. Oczywiście zabrały z Ziemi. Kociak
piszczał i miauczał. To było na samym początku. Piszczał w sąsiedniej komórce i głuptaki
ciągle tam biegały, bo w żaden sposób nie mogły się domyślić, że chce mleka. Byłam jeszcze
wtedy okropnie wystraszona, więc same zaprowadziły mnie do niego, bo myślały, że zdołam
pomóc. Ale przecież nie mogłam im wytłumaczyć, co to jest mleko, a w ich sztucznym
pokarmie musiało czegoś brakować. Przez trzy dni niańczyłam się z kotkiem, dawałam mu
kaszę rozbełtaną w wodzie, ale kociak zdechł. Widać człowiek jest wytrzymalszy niż zwierzę,
chociaż powiadają, że kot okropnie żywotny. Ja przecież żyję. Pewnie kociak też leży w ich
muzeum. Teraz to bym potrafiła znalezć mu jedzenie. Znam drogę do ich laboratorium i
głuptaki też inaczej mnie traktują. Przywykły. A ze smokiem jest całkiem zle. Pewnie
niedługo umrze. Długo z nim wczoraj siedziałam, znów przemywałam rany. A on zupełnie
osłabł. Dokonałam przy nim odkrycia. Okazuje się, że smok w jakiś sposób może wpływać na
moje myśli. Nie to, żebym go rozumiała, ale czuję, kiedy go bardzo boli. Wiem, że moje
odwiedziny go cieszą. %7łałuję teraz, że dawniej nie zwracałam na niego uwagi - bałam się.
Przecież całkiem możliwe, że on jest taki sam jak ja. Też jeniec. Tylko o wiele
nieszczęśliwszy ode mnie. Przez wszystkie te lata trzymali go w klatce. Może ten smok był
pielęgniarką w szpitalu na jakiejś bardzo odległej planecie? Może smoczyca tak samo
przyjechała odwiedzić swoją córkę i trafiła do tego ogrodu zoologicznego, a potem przez
wiele lat była uwięziona w klatce i wciąż próbowała wytłumaczyć głuptakom, że nie jest
głupsza od nich. Umrze i nie zdoła wytłumaczyć. Najpierw uśmiechnęłam się do tej myśli, a
potem się rozpłakałam. Siedzę teraz i ryczę, chociaż muszę iść, bo na mnie czekają.
A jednak, jeśli dobrze pomyśleć, to mam się lepiej niż smok. Przynajmniej mam
względną swobodę i miałam ją od samego początku. Od czasu, kiedy umarł kociak. Długo się
zastanawiałam, dlaczego tak się stało, że cała reszta jeńców - ilu ich tu jest (za przegrodami
na pozostałych piętrach jest inne powietrze, więc nie mogę tam wejść, ale tam z pewnością
również są jeńcy) - siedzi pod kluczem, tylko ja dość swobodnie mogę sobie spacerować po
statku. Dlaczego one uznały, że im nie zagrażam? Może ich gospodarze są do mnie podobni?
Zawierzyły mi kotka. Wpuściły do ogrodu i pokazały, gdzie są nasiona. Pozwalają chodzić do
laboratorium. Głuptaki nawet trochę mnie słuchają. Ten, kto będzie czytał te kartki, zastanowi
się pewnie, co to za głuptaki. Nazywam tak żelazne żółwie. Jak się dowiedziałam, że to
maszynki, że najprostszych rzeczy nie rozumieją, to tak je zaczęłam nazywać na własny
użytek. Ale jeśli tak dobrze się zastanowić, to moje życie jest niewiele lepsze od życia reszty
stworzeń w klatkach i w celach. Po prostu moje więzienie jest obszerniejsze, i to wszystko.
Przecież próbowałam za pośrednictwem głuptaków wytłumaczyć Maszynie, szefowi, że to
zbrodnia - złapać żywego człowieka i tak go trzymać. Chciałam wytłumaczyć, że powinna
skomunikować się z nami, z Ziemią. Potem jednak przekonałam się, że poza maszynami
nikogo tu nie ma. A Maszyna dostała rozkaz: latajcie po Wszechświecie, zbierajcie, co się
trafi, a potem zameldujecie. Jednakże ta powrotna droga jest okropnie długa.
Mam jeszcze nadzieję, że dożyję, i spotkam się z nimi, i powiem, co o nich myślę. A
może oni nawet nie wiedzą, że gdzieś poza ich planetą są inni rozumni ludzie?
Kiedy Pawłysz skończył czytać tę kartkę, Dag powiedział:
- Trzeba przyznać, że rozumowała całkiem logicznie.
- Naturalnie była to automatyczna sonda badawcza - odezwał się Pawłysz. - Jednak
kryje się tu pewna zagadka, na którą Nadieżda zwróciła uwagę.
- Zagadka? - zapytał Sato.
- Wydaje mi się dość dziwne - odparł Pawłysz - że taki gigantyczny statek, wysłany w
daleki zwiad, nie miał żadnej łączności z bazą, z macierzystą planetą. Wszystko wskazuje na
to, że znajduje się w drodze od wielu lat, a przez ten czas informacje się starzeją.
- Nie widzę w tym nic dziwnego - powiedział Dag. - Wyobraz sobie, że wysłano kilka
takich statków. Każdemu wyznaczono inny sektor Galaktyki. Cóż z tego, że będą lecieć wiele
lat. Daj Boże, żeby życie organiczne wykryły w jednym świecie na tysiąc. No więc zwożą
zewsząd informacje. Cóż to jest sto lat dla cywilizacji, która może sobie pozwolić na wysłanie
takich zwiadowców? A potem, w chwilach wolnych od innych zajęć, obejrzą sobie trofea i
zastanowią się, dokąd warto wysłać statek z załogą.
- I łapią co popadnie? - zapytał Sato nie ukrywając niechęci do właścicieli statku.
- A jakie mogą być kryteria, umożliwiające automatom rozpoznanie istoty rozumnej?
- No, na przykład Nadieżda była ubrana. Poza tym widzieli nasze miasta.
- Mało przekonywające - powiedział Pawłysz. - Gdzie masz gwarancję, że w ich
świecie istoty rozumne nie chodzą nago i że oni nie ubierają swoich zwierząt domowych?
- A prawdopodobieństwo tego, że złowią właśnie istotę rozumną, jest tak znikomo
małe - dodał Dag - że po prostu je pominęli. W każdym razie starają się wszystkie swoje
trofea utrzymać przy życiu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]