[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kochał ludzi, kochał dzieci.
 Kogoś, kto nie jest obsesyjnie skupiony tylko na sobie i własnej pozycji. Kogoś, kto
nie jest jedną wielką bryłą lodu. Kogoś, kto ma serce".
Nie potrafił sobie poradzić z tym, co od niej usłyszał. Właśnie te ostatnie zdania
sprawiły mu najwięcej bólu. Oczywiście zanim doszedł do siebie po całym tym szaleństwie.
Na szczęście panna Magnus zjawiła się w kościele spózniona zaledwie minutę czy
dwie, więc Wulfric mógł skupić uwagę na ceremonii ślubnej. Rozumiał niemądrą dumę, z
jaką Mowbury odprowadzał siostrę do narzeczonego. Od ślubu Morgan minęło dwa i pół
roku, od ślubu Frei ponad trzy. Przy obu okazjach ku swemu zdumieniu czuł ból, jakby kogoś
stracił. Zwłaszcza wobec Morgan, najmłodszej z rodzeństwa, którą wszyscy uwielbiali.
Nawet on...
 Kogoś, kto ma serce".
Wyczuwał obecność Christine Derrick, siedzącej kilka ławek za nim. Jakby długim
piórem muskała go wzdłuż kręgosłupa. Z trudem się powstrzymywał, by nie wzruszać
nerwowo ramionami.
Patrzył w skupieniu na młodą parę i pastora. Słuchał uważnie tego, co mówią, ale nie
rozumiał ani słowa.
Długo zwlekał po zakończeniu ceremonii. Gdy wyszedł z kościoła, państwo młodzi
już odjechali. Podobnie jak Mowbury, jego matka i większość członków obu rodzin, łącznie z
panią Derrick. Jej nieobecność sprawiła mu ogromną ulgę, ale teraz nie mógł już uniknąć
pójścia na weselne śniadanie, gdyż nie zdążył się wymówić przed Mowburym. Zniknięcie bez
słowa byłoby bardzo niegrzeczne, a zawsze starał się okazywać dobre maniery.
Poczuł na ramieniu czyjąś dłoń.
- Bewcastle, jeśli pan pozwoli, zabiorę się pana powozem, a swój zostawię
młodzieży - powiedział hrabia Kitredge.
- Będzie mi bardzo miło - zapewnił Wulfric.
Pojedzie na śniadanie, złoży życzenia młodej parze, podziękuje lady Mowbury i
wymknie się przy pierwszej okazji. Przez następne kilka dni będzie wychodził tylko do
parlamentu albo do White'a, a przez resztę czasu pozostanie w Bedwyn House. Pomyślał, że
tak postępuje tchórz, ale tłumaczył sobie, że to zupełnie naturalna decyzja. Wszak o tej porze
roku niewiele było rozrywek towarzyskich, nie musiał ich więc unikać.
Większość gości w Magnus House na Berkeley Square nie zasiadła jeszcze w sali
balowej, gdzie ustawiono stoły. Przechadzali się i przystawali w luznych grupach, by się
przywitać i porozmawiać. Wulfric trzymał się na uboczu. Miał w tym ogromne
doświadczenie. Najchętniej usiadłby na przeznaczonym mu miejscu, ale przeszkodził mu
Kitredge, z którym przybył.
- Ach, tam jest - powiedział hrabia, chwytając Wulfrica za rękaw. -Jedyna osoba, z
którą mam ochotę porozmawiać. Pan też ją zna, Bewcastle. Chodzmy.
Zbyt pózno Wulfric zorientował się, że hrabia ciągnie go w stronę Christine Derrick,
stojącej z Elrickami, Renable'ami i Justinem Magnusem.
Chyba niedawno znów obcięła włosy. Krótkie lśniące loki otaczały jej ładną twarz o
dużych oczach. Dobrze wyglądała w szarej sukni z błękitnymi dodatkami. Każda inna kobieta
w stroju o tak spokojnych barwach wyglądałaby blado, ale energia i humor bijące od
Christine sprawiały, że kolory niemal promieniały blaskiem. Zmiała się z czegoś, co
powiedział Magnus. Ożywiona i zarumieniona, była wręcz niewiarygodnie piękna.
Gdy zauważyła, że nadchodzą, jej ożywienie znikło, choć uśmiech na ustach pozostał.
Kitredge przywitał się z całym towarzystwem. Potem ujął dłoń Christine, pochylił się
nad nią, lekko skrzypiąc gorsetem, i uniósł do ust.
- Pani Derrick, wygląda pani jeszcze piękniej niż zwykle - powiedział. - Prawda,
Bewcastle?
Wulfric zignorował tę uwagę i ukłonił się wszystkim po kolei. Jej także.
- Madame - odezwał się formalnie.
- Wasza Wysokość.
Spojrzała mu prosto w oczy. A spodziewał się, że utkwi spojrzenie w jego halsztuku
albo podbródku. Jakiż z niego głupiec. Najwyrazniej doszła już do siebie po nieoczekiwanym
spotkaniu w kościele i nie chciała dawać mu satysfakcji, że wprawił ją w zakłopotanie. Jeśli
w ogóle je odczuwała.
- Mam nadzieję, że pani matka jest w dobrym zdrowiu? - spytał.
- Tak, dziękuję.
Nie odwróciła wzroku.
- A siostry?
- Również. Dziękuję.
- Miło mi to słyszeć.
Palce jego prawej dłoni zacisnęły się na monoklu.
Na chwilę opuściła spojrzenie na jego rękę i szkiełko i znów uniosła wzrok. Teraz w
jej oczach zobaczył rozbawienie, choć na ustach nie było już uśmiechu.
- Jak pięknie przystrojono salę balową na wesele  zauważył Kitredge. - Pani Derrick,
może zechciałaby pani przejść się ze mną i popodziwiać dekoracje z kwiatów?
Uśmiechnęła się promiennie i ujęła podane jej ramię.
- Z przyjemnością.
Podczas śniadania siedziała w gronie rodziny. Wulfric zajmował miejsce w pewnej
odległości od niej i uprzejmie rozprawiał z lady Hemmings po swojej lewej stronie i panią
Chesney z prawej. Po śniadaniu złożył młodej parze najlepsze życzenia, podziękował za
zaproszenie, pożegnał się i odprawiwszy powóz czekający na niego na placu, ruszył do domu
pieszo.
Czuł rozdrażnienie, a nieczęsto pozwalał sobie na takie emocje. I zawsze starał się jak
najszybciej usunąć przyczynę, która je wywoływała.
Ale jak uwolnić się od irytacji na kobietę, która uporczywie zaprzątała jego myśli i
burzyła krew, choć wydawało mu się, że wyrzucił ją z pamięci i wspomnień już dawno temu?
Od kobiety, która śmiała się wesoło i rozmawiała z ożywieniem nawet z osobami siedzącymi
po drugiej stronie stołu.
Zdecydowanie brakowało jej ogłady.
Jak poradzić sobie z kobietą, która odważnie patrzyła mu w oczy, ilekroć zauważyła,
że ją obserwował? Unosiła pytająco brwi, czym wytrącała go z równowagi, a potem się z
niego w duchu śmiała.
Skręcając w boczną ulicę i gromiąc wzrokiem dwóch stangretów stojących na rogu,
Wulfric uświadomił sobie, że nadal jest w niej zadurzony.
Diabła tam, zadurzony. Był w niej szaleńczo zakochany. Nie cierpiał jej, drażniła go,
niemal wszystko miał jej za złe, a jednak zakochał się w niej po uszy jak nieopierzony
smarkacz.
Zastanawiał się, co ma z tym zrobić.
Wcale nic było mu do śmiechu.
Wcale.
12 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anielska.pev.pl