[ Pobierz całość w formacie PDF ]

do ust.
- Boże, co więc mam zrobić?
- Sama musisz odpowiedzieć sobie na to pytanie.
- Nie mogę! Nie mogę...
- Oczywiście, że możesz - pospiesznie wtrąciła Annie, kładąc ręce na dłoniach
przyjaciółki. - I nie jesteś sama. Jestem tu z tobą. Nie zapominaj, że zarabiam na życie,
pomagając kobietom takim jak ty. Nie masz się czego bać. Musisz po prostu uznać, że jesteś
w okresie przejściowym. Krok po kroku, jakoś sobie ze wszystkim poradzisz.
Eve bez przekonania skinęła głową, wiedząc, że właśnie tego się po niej oczekuje.
Przez całe życie przywykła robić to, czego po niej oczekiwano. Znów wtuliła się w kąt
kanapy. Annie westchnęła, cofnęła ręce i też się odsunęła.
Przez dłuższą chwilę Eve milczała, przygryzając usta. Annie zaczynała już tracić
cierpliwość.
Eve patrzyła na długą, szczupłą sylwetkę przyjaciółki w kaszmirowym kostiumie, z
brylantowymi kolczykami w uszach, na jej krótkie, polakierowane paznokcie i jasne włosy
luzno spięte spinką. Annie emanowała pewnością siebie. Właściwie całe swe życie przeżyła
samodzielnie. Gdy miała trzynaście lat, uciekła z biednego, dziwacznego domu,
hippisowskiej komuny w Oregonie, i zamieszkała u dziadków w Chicago. Annie potrafiła
wszystko. Właśnie ta aura samowystarczalności i sukcesu przyciągała do niej tak wiele
rozwiedzionych, owdowiałych i zagubionych samotnych kobiet, które liczyły na to, że uda im
28
się uszczknąć nieco z jej pewności siebie.
Eve, siedząca na drugim końcu sofy, czuła się tylko cieniem kobiet, które potrafiły
stawić czoło światu i same zarabiały na swoje utrzymanie. Nie czuła nawet zazdrości, lecz
zagubienie. Kim była ta żałosna istota zwinięta w kłębek pod pledem? Gdzie się podziała
atrakcyjna, pewna siebie, kompetentna kobieta, jaką Eve Porter była wcześniej? Wyglądało
na to, że odeszła razem z Tomem.
- Annie, jak to się stało? - zapytała nagle. - Przecież nie jestem głupia ani naiwna.
Zawsze byłam dumna ze swojej inteligencji. Ale przez dwadzieścia trzy lata to Tom
podejmował wszystkie decyzje dotyczące pieniędzy. Lubił się tym zajmować, a ja... A mnie
nic to nie obchodziło. Oczywiście, używałam książeczek czekowych, płaciłam rachunki,
zlecałam strzyżenie trawnika, sprzątanie dwa razy w tygodniu i pranie koszul. Nie jestem
głupia. Wychowałam dzieci. Wspierałam męża. Prowadziłam dom. Byłam w tym wszystkim
dobra.
Słyszała we własnym głosie tony obronne i naraz ogarnął ją smutek na myśl, że
wszystko to nie ma już znaczenia. Jej dom nie był ważny.
Czuła się gorsza od kobiet takich jak Annie, które miały pracę i wykonywały jakiś
zawód. W głębi duszy poczuła do siebie niechęć.
- Oczywiście, że byłaś w tym dobra, Eve - powiedziała łagodnie Annie, znów
nakrywając jej dłoń swoją. - Nikt nie twierdzi, że było inaczej.
- Nie mów do mnie takim tonem - prychnęła Eve.
- Jakim?
- Takim uspokajającym.  Biedna mała Eve, biedna głupia, bezradna kobietka".
Kobiety takie jak ty, pracujące, świetnie potrafią go używać.
- Rozumiem.
Eve podniosła wzrok i zobaczyła napięcie w wyrazie twarzy Annie. Ogarnęło ją
poczucie winy. Wyciągnęła rękę i ujęła dłoń przyjaciółki.
- Przepraszam. Annie prychnęła.
- Chyba rzeczywiście byłam trochę protekcjonalna. Ja też nie cierpię, kiedy ktoś mnie
tak traktuje. Zresztą nie tylko mnie, w ogóle nie znoszę takiego traktowania kobiet. Jeśli
jeszcze raz to zrobię, możesz mi przyłożyć.
- Nie omieszkam.
Obydwie kobiety roześmiały się głośno. Napięcie zniknęło.
- Przecież wiesz, że jestem po twojej stronie.
- Wiem.
- Chcę ci tylko powiedzieć, że nie stać cię już na życie takie jak dotychczas. Bardzo
mi przykro, Eve. Wolałabym, żeby było inaczej. Ale Tom... No cóż, sama wiesz.
Eve wiedziała. Tom, jak większość ludzi sukcesu, spodziewał się dożyć póznej
starości. Był chirurgiem u szczytu swych możliwości zawodowych i znakomicie zarabiał.
Sądził, że ma jeszcze mnóstwo czasu, by zacząć oszczędzać na starość.
Nie spodziewał się, że umrze w wieku pięćdziesięciu lat i zostawił rodzinę zupełnie
niezabezpieczoną.
Nie mieli, co prawda, długów, ale żyli na bardzo wysokiej stopie. Ubezpieczenie na
29
życie pozwoliło Eve i dzieciom przetrwać sześć miesięcy, ale pieniądze topniały bardzo
szybko. Prawdę mówiąc, byli już bankrutami, a nie można chyba odczuwać czegoś takiego
boleśniej niż podczas świąt Bożego Narodzenia.
- Popatrz tylko - powiedziała Eve, wskazując na kilka niewielkich paczek pod
choinką. - Dzieci będą w tym roku zawiedzone. Nie mogłam sobie pozwolić na zbyt wiele
prezentów, a zwykle dostawały ich całe sterty. Przez cały dzień tylko otwieraliśmy paczki.
- No wiesz, ja nigdy nie dostawałam wielu prezentów, więc wybacz, ale nie potrafię
im współczuć - wzruszyła ramionami Annie. - To znaczy współczuję im, ale nie z powodu
prezentów. Czy one zdają sobie sprawę, ile cię kosztowało utrzymanie domu do świąt?
- Nie, i nie chcę, żeby wiedziały. Dzieci nie powinny się martwić o pieniądze.
- Bzdury. Gdy miałam trzynaście lat, wiedziałam więcej o gospodarowaniu pieniędzmi
niż moi zaćpani rodzice. Nie musisz ich straszyć, ale powinnaś im szczerze powiedzieć, jak
wygląda sytuacja. Co w tym złego, jeśli się dowiedzą, że nie macie żadnych oszczędności?
Twoje dzieci są mądre i na pewno same już się tego domyśliły. Coś będziesz musiała im
powiedzieć, i to już niedługo. - Obróciła się i spojrzała na drzwi. - A właściwie to gdzie oni
teraz są?
...-Jii Stói
Eve uważała, że Annie nie ma pojęcia, o czym mówi. Miała czterdzieści trzy lata i
zaledwie pięć lat wcześniej wyszła za mąż, w dodatku za mężczyznę o trzy lata od siebie
młodszego. Nigdy nie pragnęła mieć dzieci i miała do nich stosunek taki jak do komarów
podczas pikniku.
- Są u przyjaciół. Ostatnio ciągle dokądś wychodzą. Chyba nie lubią być w domu -
odrzekła Eve, myśląc o tym, że przedtem dom zawsze był pełen ludzi. Teraz wydawał się
pusty jak mauzoleum. - Może jest tu zbyt wiele wspomnień.
Annie uśmiechnęła się smutno.
- Więc może przeprowadzka nie jest takim złym pomysłem? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anielska.pev.pl