[ Pobierz całość w formacie PDF ]

po raz biegasz do okna, a na dodatek... - Urwała i nadstawiła
ucha. - Mam wrażenie, że słyszę tętent końskich kopyt. Co ty znowu
wymyśliłeś? Przygotowaliście z Chelsea jakiś psikus?
Eli posłał jej niewinne spojrzenie, po czym znowu zatopił się w
lekturze.
- Eli! Wydaje mi się, że na nasz ganek próbuje wejść koń!
Jej syn siedział w bezruchu i wbijał oczy w gazetę, ale ponieważ
sprawiał wrażenie, jakby za chwilę miał wybuchnąć śmiechem,
Randy była przekonana, że gdy tylko otworzy drzwi, ujrzy śliczną
Chelsea na kucyku, z koszykiem pełnym łakoci w dłoni. Postano-
wiła więc perfekcyjnie odegrać swą rolę.
Wytarła ręce, przybrała surowy wyraz twarzy i podeszła do drzwi
- otworzywszy je zamierzała zrobić zaskoczoną i jednocześnie
zachwyconą minę.
Okazało się, że nie musiała udawać zdumienia. Choć właściwie
„szok” byłby tutaj bardziej odpowiednim słowem. Kiedy spojrzała
przez szybę w drzwiach, nie zobaczyła kucyka Chelsea, tylko po-
tężnego czarnego ogiera zamierzającego dostać się na jej ganek. Na
grzbiecie konia siedział mężczyzna w czerni, który usiłował po-
skromić wierzchowca, starając się przy tym nie wyrżnąć głową w
dach ganku.
199
- Czy gdzieś w pobliżu są jakieś klacze? - spytał jeździec, pró-
bując przekrzyczeć stukot kopyt.
- W sąsiedztwie - odkrzyknęła Randy, konstatując w duchu, że
ten głos brzmi znajomo. - Chętnie wskażę panu drogę - powiedziała,
wychodząc przed drzwi.
Po kilku ostrych szarpnięciach uzdą i soczystych przekleństwach
mężczyzna w końcu zapanował nad koniem, po czym pochylił się i z
torby przytroczonej do siodła wyciągnął grubą kopertę.
- Pani Harcourt, chciałbym pani ofiarować...
Kiedy na nią spojrzał, poczuł ściskanie w piersi.
- Miranda! - wyszeptał.
Randy zadziałała automatycznie. W jednej chwili patrzyła, jak
ubrany na czarno mężczyzna próbuje okiełznać potężnego ogiera, a
w następnej chowała się za drzwiami, zamykając je na wszystkie
możliwe zasuwy.
Frank natychmiast zeskoczył z konia i nie zwracając uwagi na
zwierzę, ruszył w stronę zamkniętych drzwi.
- Mirando! Otwórz! Muszę z tobą porozmawiać!
Randy oparła się plecami o ścianę i spod przymrużonych powiek
przyglądała się synowi, pochylonemu nad gazetą. Gdyby ktoś go nie
znał, mógłby pomyśleć, że trzyma w dłoniach najbardziej in-
teresujące czasopismo, jakie czytał w życiu.
- Eli! Dobrze wiem, że masz z tym wszystkim coś wspólnego!
Żądam, żebyś natychmiast wyjaśnił mi, o co chodzi!
Tymczasem stojący na ganku Frank nie bardzo wiedział, co po-
winien zrobić. Był całkowicie zdezorientowany. Myślał, że spotka
mamę Eliego, a tymczasem ujrzał Mirandę - kobietę, którą kochał i
o której od dwóch miesięcy nie mógł zapomnieć.
Oparł się na moment o ścianę i nagle wszystko zrozumiał. To Eli
porozumiał się z jego bratem, Mikiem, i wspólnie ściągnęli Mirandę
do chaty w górach. Początkowo ogarnęła go wściekłość, że dał się
tak oszukać, ale już parę sekund później uśmiechał się od ucha do
ucha. Bo czyż coś lepszego mogło go spotkać w życiu? Chłopiec,
którego kochał, był synem kobiety, którą także kochał, a na dodatek
dowiedział się od tego chłopca, że jego matka spodziewa się dziecka
- a więc jego, Franka dziecka!
- Mirando! - wykrzyknął przez drzwi. - Musimy porozmawiać!
- Po moim trupie! - odparła. - I zabieraj tego konia z mojego
ganku!
Chwilę później Randy spojrzała na syna.
200
- Kiedy z tobą skończę, będziesz gorzko żałował, że wtrąciłeś
się w cudze sprawy, młody człowieku.
Ona też już zdążyła się zorientować, że jej obecność w górskiej
chacie Franka miała wiele wspólnego z knowaniami Eliego i Chel-
sea.
Eli udawał bardzo pochłoniętego czasopismem, ale tak naprawdę
z zafascynowaniem przyglądał się całej sytuacji i robił wszystko, by
nie uronić ani słowa z wymiany zdań pomiędzy mamą a Frankiem.
W końcu Frank doszedł do wniosku, że zbyt długo okazywał
cierpliwość - chwycił więc jedną z doniczek stojących na ganku,
rozbił szybę w drzwiach i otworzył zamek.
- Jak śmiesz! - wykrzyknęła Randy, gdy już znalazł się w środ-
ku. - Natychmiast dzwonię po policję!
Chwycił ją, zanim zdążyła dobiec do telefonu. Wiedział, że powi-
nien jej wiele wyjaśnić, nie miał jednak pojęcia, od czego zacząć.
Teraz pamiętał jedynie ich wspólną noc i najwspanialszy seks, ja-
kiego doświadczył w życiu. Bez zastanowienia przyciągnął więc
Randy do siebie i zaczął namiętnie całować.
Kiedy w końcu oderwał usta od jej warg, powiedział:
- Posłuchaj, Mirando. Zapewne nie wiem, jak dorównać bohate-
rom romansów, ale nie mam żadnych wątpliwości, że cię kocham.
- Przecież mnie porzuciłeś - wyszeptała.
- To prawda. Moje uczucie było tak nagłe, że nie umiałem się z
nim uporać. Słyszałem niejednokrotnie o zakochiwaniu się, nigdy
jednak nie zdawałem sobie sprawy, że to może być przerażające.
Przedtem wydawało mi się, że to tylko miłe uczucie.
- Nie - powiedziała, a on znów zaczął ją całować.
- Chciałbym jednak, żebyś mnie wreszcie wysłuchała. Kocham
cię i już od dłuższego czasu kocham Eliego. Nawet ci o tym mówi-
łem, gdy byliśmy w górach.
- Eliego?
- Tak. Kocham też dziecko, które nosisz, i zrobię wszystko, żeby
być dla niego jak najlepszym ojcem. Poza tym... - Nagle opuściła go
cała odwaga. Przycisnął Randy mocno do siebie. - Wyjdź za mnie, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anielska.pev.pl