[ Pobierz całość w formacie PDF ]

od razu. Poczekaliśmy. Odbiornik mruczał przez chwilę i nagle popłynął z głośnika silny
głos. Randall skoczył na sznur i znowu wyszarpnął go z kontaktu. Dzwięk urwał się ostro.
Kiedy się wyprostował, oczy miał pełne światła.
Szybko przeszliśmy do sypialni. Pani Jessie Pierce Florian leżała w poprzek łóżka w
wygniecionej kretonowej domowej sukni, z głową tuż przy wezgłowiu. Narożnik tego
wezgłowia usmarowany był czymś ciemnym, co smakowało muchom. Od dawna już nie żyła.
Randall nie dotknął jej. Długo na nią patrzył, a potem spojrzał na mnie obnażając zęby
jak wilk.
- Mózg ma rozpryskany po twarzy - powiedział. - To się powtarza w tej sprawie jak
refren. Tylko że tego tutaj ktoś dokonał gołymi rękami. Ale, Chryste Panie, jakimi rękami!
Niech pan spojrzy na sińce na szyi, na rozstawienie śladów palców.
- Sam pan niech sobie na nie patrzy - odburknąłem. Odwróciłem się. - Biedny stary
Nulty. To już nie jest sprawa o zabicie jakiegoś tam czarnucha.
ROZDZIAA TRZYDZIESTY PIERWSZY
Przez politurowaną powierzchnię biurka Randalla pełznął powoli lśniący czarny
żuczek z różową głową i różowymi kropkami na grzbiecie, machając wkoło parą czułków,
jakby wypróbowywał wiatr przed odlotem. Zataczał się trochę jak starsza pani nad miarę
obładowana paczkami. Nieznajomy tajniak siedział przy drugim biurku i przemawiał w
staroświecki mikrofon telefonu, tak że jego głos brzmiał jak szept w tunelu. Mówił z oczami
na pół przymkniętymi, w wielkiej, naznaczonej szramą dłoni trzymał przed sobą na biurku
między zgiętymi palcami wskazującym i serdecznym palącego się papierosa.
%7łuczek dotarł do skraju biurka i odmaszerował prosto w przepaść. Spadł na podłogę
na grzbiet, słabiutko zamachał paroma cienkimi, słabymi nóżkami i udał martwego. Ponieważ
nikogo to nie obeszło, znowu pomachał nóżkami i wreszcie z wysiłkiem przewrócił się na
brzuszek. Powoli podreptał do kąta, ku niczemu, nigdzie.
Skrzynka policyjnego głośnika na ścianie wyszczekała komunikat o jakimś napadzie
na San Pedro, na południe od Czterdziestej Czwartej. Dokonał go mężczyzna w średnim
wieku, ubrany w ciemnoszary garnitur i szary filcowy kapelusz. Ostatnio widziano go
biegnącego w kierunku wschodnim na Czterdziestej Czwartej, potem wpadł między domy.
- Podchodzić ostrożnie - mówił spiker. - Podejrzany uzbrojony jest w pistolet kalibru
32 i przed chwilą napadł na właściciela greckiej restauracji na Południowej San Pedro pod
numerem 3966.
Tępe szczęknięcie, głos spikera rozpłynął się w powietrzu, zastąpił go drugi, który
zaczął odczytywać listę poszukiwanych samochodów powolnym i monotonnym głosem,
powtarzając wszystko po dwa razy.
Drzwi się otworzyły i wszedł Randall z plikiem papierów formatu listowego.
Przeszedł rześko przez pokój, usiadł naprzeciwko mnie za biurkiem i pchnął w moją stronę
jakieś papierki.
- Niech pan podpisze cztery egzemplarze - powiedział.
Podpisałem cztery egzemplarze.
Różowy żuczek dotarł do kąta pokoju i wysunął czułki, szukając miejsca dogodnego
do startu. Miał trochę zniechęcony wygląd. Udał się wzdłuż boazerii w stronę drugiego kąta.
Zapaliłem papierosa, a tajniak wstał nagle od telefonu i wyszedł z pokoju.
Randall usadowił się wygodniej na krześle. Wyglądał tak samo jak zawsze, tak samo
chłodny i gładki, równie gotów do niegrzeczności, jak i uprzejmości, zależnie od biegu
wydarzeń.
- Powiem panu parę rzeczy - zaczął - żeby pan się nie musiał wysilać na dalsze
genialne pomysły. %7łeby pan już nie musiał reżyserować całej sceny. Z nadzieją, że może pan,
na litość boską, da już temu spokój.
Czekałem.
- %7ładnych śladów w tej dziurze - ciągnął. - Pan wie, o jakiej dziurze mówię. Sznur
wyszarpnięto, żeby wyłączyć radio, ale pewno ona je sama włączyła. To prawie oczywiste.
Alkoholicy lubią nastawiać radio głośno. Jeżeli ktoś ma na rękach rękawice, żeby popełnić
morderstwo, i włącza radio, żeby zagłuszyć strzały czy coś tam, może je i wyłączyć w ten
sam sposób. Ale tam to się odbyło inaczej. I ta kobieta ma skręcony kark. Nie żyła już, kiedy
ten facet zaczął ciskać jej głową. Ale dlaczego w ogóle zaczynał ciskać jej głową?
- Właśnie, słucham.
Zmarszczył się.
- Prawdopodobnie nie wiedział, że skręcił jej kark. Był na nią wściekły - dodał. -
Dedukcja.
Uśmiechnął się kwaśno. Wydmuchnąłem dym i machnięciem ręki odwiałem go od
oczu.
- Ba, ale dlaczego był na nią wściekły? Wtedy, kiedy go przyskrzynili u Floriana za tę
robotę bankową w Oregonie, komuś dostała się piękna nagroda. Jakiemuś sprzedawczykowi,
który już nie żyje, ale część pewno dostali Florianowie. Malloy mógł to podejrzewać. Może
nawet znał prawdę. A może tylko próbował ją z baby wycisnąć.
Skinąłem głową. Coś takiego zasługiwało na potaknięcie. Randall mówił dalej:
- Tylko raz ją chwycił za szyję i już nie puścił; Jak go złapiemy, będziemy mogli tego
dowieść mierząc ślady jego rąk. A może nie. Doktor oblicza, że to się stało wczoraj
wczesnym wieczorem. W porze kina, w każdym razie. Poza tym nie mamy dowodu, że
Malloy tam był, nikt z sąsiadów go nie widział. Ale to rzeczywiście wygląda na robotę
Malloya.
- Taak - powiedziałem. - To jasne. Zresztą, pewno nie miał zamiaru jej zabić. Jest po
prostu za silny.
- To mu nic nie pomoże - zauważył ponuro Randall.
- Myślę. Zwracam tylko pana uwagę na to, że Mallpy nie wydaje mi się typem
mordercy. Zabije, jeżeli jest do tego zmuszony... ale nie dla przyjemności czy pieniędzy... i
nie będzie zabijał kobiet.
- Czy to ważne? - zapytał sucho. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anielska.pev.pl