[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niedzwiedzia popadł się... On mię łap za łeb, at i czuprynę zdarł całą. Chciało się mnie przysmaku z łapy, to mnie łapą
niedzwiedz łysinę zrobił  oo! Od tego czasu ołysiał.
 Gwałtu!... Ponczu nie ma!  zawołał Wytrzeszcz.
 Niosę, niosę...  odezwała się służąca przybywając w sam raz z ponczem.
 No, nie przypuszczajmy sobie nic do głowy!  rzekł Duduś trącając się swoją szklanką z Drakiewiczem.
 Jak ty powiedział, serce? Powtórz, jaż pierwszy raz słyszał takie zamówienie do picia  mówił Eugeni.
Duduś powtórzył, a Drakiewicz na to:
 Ja przy piciu inaczej zamawiam, mam koncept własnego pomysłu:  Trącam się z tobą nałogiem", a trącony
odpowiada:  Pij z Bogiem..." Poezja  ha?... No, duszki moje, serdeńka, jak Boga kocham, rozkosz pić z wami! Ot,
szkoda, co mnie dziś pilno, a to z dobrymi ludzmi przebałamuciłby dzień, dwa.
 Trafiłeś pan na swoich, to nie ma pilnych interesów  powiedział Huragan.
 Jaż mówię  odrzeknie Drakiewicz.  Przyjaciół u mnie dosyć, a zawszeż nie to... Dawno ja tak przyjemnie nie
pił  aa! Pił, no dwanaście lat temu w Poniewieżu, żal, co koniec był smutny. Wy sobie uważajcie, serca, że ja
inteligencję kocham, a nie ma inteligencji, to ja na dezertę uciekłby. Jednego przyjaciela ja miał, Kryspina
Kierbaszewicza, ot  główka byÅ‚a, buzi daj i upadam do nóg. Présence d'esprit, mówiÄ™ wam, z latarniÄ… szukać... Tenże
kawałki swoje miał przy kieliszku; bywało, brzuch zaboli od śmiechu  oo!   Aj, jaj, ze śmiechu pęknę, Kryspinku,
przestań, zostaw!"  powiadam jemu nieraz, a ten gada  prosto Demostenes... Onże, serca, pić miał za co, no
przejadł, przepił wszystko  pięknie, ha? A cóż jemu złego było! Utył, słuszny mężczyzna był, okazały, pańska
twarz... Herbu Jelita on był. Majątek puścił, a ludzie kochać go nie przestali  ot, w czym sztuka! Duszę, to duszę
każdy by oddał za niego w obywatelstwie  aa! Nie miawszy nic, tak-i osiadł w Poniewieżu; ta cóż on miał robić,
dusza? My często zdybali się oba, taj hulali. Nie pytał, na kredyt precz dalej żył z żoną, z dziećmi: uczciwie jadł,
porządnie pił. Zajedziesz do niego, prosto raj, żyć się chce! Obcałuje cię, obściska, prosi:   Siadaj, bracie!"  A
siadłeś, to już nie wstaj, choć do sądu ostatecznego... Rozumie się, takiego-że mus kochać  ha? Marszałek tam
bywszy jeden, żal, co wy go nie znali, figura, pan Marek Pstrykacz, takoż w pokrewieństwie ze
mną przez matki  oo! Nadybał on raz Kierbaszewicza, powiada jemu:   Kryspinku, serce, z tobą kuso 
co? Ty nie wstydz się, mnie wyznaj! Jaż wiem, na złe majątku nie stracił. W handlu-że ty żadnym nie paprał się a
między swoich, między braci szlachtę, co miał, puścił. Tak nie hańba żadna!"  Pochodził pan Pstrykacz, pokłopotał,
at i Kierbaszewicza wykierował na plenipotenta nieboszczyka... księcia Krzywiłła... Duszki, wy wolniutko pijecie, a
mnie spieszy się, pilno, jak Boga kocham, pilno!... Nie bądz pilno, ja by siedział  oo!
 Znowu ponczu brakuje, panienko  wołał Wytrzeszcz.  Dajcież nam raz tyle, żeby nie brakło: Pięćdziesiąt, sto
szklanek!
 Tysiąc, sto tysięcy, milion!  zawołał znowu Huragan.
 Ale skończże pan historię o Kierbaszewiczu  odezwał się Duduś.
 Zaraz, duszko, zaraz! Gardło-że odwilżyć muszę... Rozdęcie płuc u mnie, czy co takiego... Nad Morzem Czarnym ja
raz zaziębił się paskudnie  oo!
Popiwszy ponczu ze świeżej szklanki, Drakiewicz mówił tak dalej:
 Plenipotent księcia Krzywiłła  to pan, duszki! Tak Kierbaszewicz żył jeszcze porządniej teraz. Onże używał lepiej
samego księcia... No, przehulał się! Nie szkodzi, a to zle, co jemu tam wszystko było wolno. Chciałby, to mógłby
chłopa zabić, a nie, to chłopu wieś darować, ślicznie  ha? Tego nie zrobił; no w tym bieda, co on, szlach-
cic, pieniędzy księcia pożyczał. Jak pożyczył, gdzież jemu odbierać? %7łyd-li on jaki, czy co takiego  aa?...
Zabrnął, zaszłapał się  zle! Wołają nań:   Kierbaszewicz, rachunek dawaj, księciu pieniędzy potrzeba!"  A
Kierbaszewicz  będzie  sto tysięcy szlachcie rozpożyczył. Szczery, szeroki był człowiek. Poszedłby do księcia,
wyznał, poprosił, włos by mu z głowy nie spadł... A, serca, jak on był herbu Jelita, to już ambicja nie pozwala  oo!...
Noblesa, noblesa!... Sto tysięcy rubli  mówięż  rozpożyczył i grosza nikt oddać nie chciał... Pfee, wszystko
musiało wyjść na wierzch! Akurat na ten raz do Poniewieża ja przyjechał w pazdzierniku; spod Szawli-że, nie Ukraina.
Prosto do Kierbaszewicza zajechał. Rozkosz, jak my bawili się! A zawsze tak-i ja coś przewąchał on mi zle wyglądał
 oo!   Kryspinku  pytam  ty nieswój, inny przy kieliszku bywał".   Daj pokój  powiada  ty mnie nie
pomożesz".  No i ręką machnął. Jaż nie wiedział, co jego tam o te rachunki już parli... Szelmostwo było człowieka
takiego gwałtem gubić; zwyczajnie, buty ktoś mu szył u księcia  aa! Po kolacji, goście już poszli, a my oba dużo
jeszcze wypili, nagadali się, wycałowali, taj spać poszli około trzeciej. Więcej godziny ja nie przespał; słyszę, we drzwi
ktoś do mnie bije, a drzwi niezamknięte... W domu przyjaciela jaż się zamykać nie będę.   Panie Drakiewicz, panie
Drakiewicz!  ktoś woła.  Na miłość Boga, wstawaj prędko!"  Ja zaraz z łóżka pytam, kto taki.
Kierbaszewiczowa sama była, dama taka pod drzwi w nocy do mnie
przyszła  oo!   Nieszczęście  mówi  Kryspin chce sobie życie odebrać; pochowałam w domu flinty,
pistolety, a on wpadł tutaj do pana, chwycił pańskie pistolety  i poszedł!... Ratuj, bój się Boga, ratuj! Goń za nim do
lasku!"
Patrzę ja, w samej rzeczy pistoletów moich nie ma  aa! Tureckie były; ojciec mi opowiadał, co pradziad nasz pod
Wiedniem wielkiemu wezyrowi z rąk je odebrał... Powierzycie, serca, co ja, tak, jak był, prosto z łóżka, do lasu się w
tej chwili puścił  haa? Mnie zimno było, pazdziernik-że, no myślał sobie:  Po toż ja spod Szawli do Poniewieża
tureckich pistoletów nie przywiózł, żeby przyjaciel serdeczny, brat szlachcic, w łeb sobie z nich strzelił?... Do
Kierbaszewicza po co innego ja przyjechał  oo! Onże otyły, pewnie daleko nie zaszedł, dogonię, ocalę..." Tak ja
potem dopiero gnał, no  mówięż wam  daj Boże zdrowie! Słucham, on już niedaleko ode mnie biegnie, zadyszał
się, sapie; więc wołam:   Kryspinku, przez Bóg żywy, ty głupstwa nie rób, dobrej krwi nie rozlewaj!"  Trudno,
wstrzymać ja go już nie mógł. Tragedia, czysta tragedia, jak Boga kocham!
 Zastrzelił się?  spytał Duduś.
 Ta inaczejże skończyć nie mógł! Szlachcic był dobry, tak nie chciał się zarżnąć ani wieszać  oo!... Z tureckiego
pistoletu on sobie w samo serce kulę wsadził.
 Okropne zdarzenie!...  zawołał Gacuś.  Gotowy dramat.
 Jaż mówię, przyjaciela ja miał, człowieka, to człowieka. Z nim ot ja bawił się tak, jak z wami... Na
%7łmudzi ja by jeszcze wygrzebał tam kilku ludzi, a jechać się mnie nie chce. Na Wołyniu takoż są ludzie  Szymek
Rykowiecki  oo! %7łal, co on smutny: podpije i płacze  prosto dziecko; no dużo zniesie. Na Ukrainie, mówię wam, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anielska.pev.pl