[ Pobierz całość w formacie PDF ]
swą podłość wielkim głosem odwołać. Aleja nędznik
jestem. Boję się, że za to mnie stąd nie wypuszczą, boję się
prześladowania, oporu dla wyjazdu i milczę, ohydą dla
siebie samego tak przepełniony, że gdyby nie ty, gdyby nie
ty&
Sewer! przerwała mu błagalnie.
I ty mną pewnie pogardzasz, choć milczysz&
wybuchnął rozdrażniony, zrozpaczony.
152
Ja ciebie tylko kocham, Sewer. Stokroć więcej, gdy
więcej cierpisz. Rozumiem twą bojazń, słuszna jest tutaj.
Zostań, pomodlę się za nas oboje.
Nareszcie pewnego dnia paszport wydano, Sewer wpadł
do żony rozgorączkowany szczęściem.
Teraz chodzmy tam! szepnął oddychając głęboko.
Jutro wyjeżdżamy!
Poszli pieszo, przytuleni do siebie, obcy już jakoby
wśród tego miasta i kraju, ledwie poznając spotykanych
znajomych. Na ulicach szalała wiosenna szaruga, wiatr
gęsty miażdżył lody Newy, chłód przejmował do kości.
Ohydne miasto! rzekł Sewer kaszląc.
Weszli do świątyni, dość pustej o tej porze. Przy jednym
z bocznych ołtarzy Sewer na kolana się osunął, drżąc
wielkim wrażeniem. Tłum napłynął na nieszpory, ozwały
się organy, łaciński śpiew, woń kadzideł. Sewer, z czołem
u ziemi, z wielką, powagą odrodzenia w duszy,
przypominał swe pacierze dawno nie mówione, wciąż
drżeniem przejęty.
Wtem obok siebie płacz usłyszał, płacz głęboki,
rozpaczny, przerwany jękiem głuchym. Mimo woli się
obejrzał. Tuż za nim klęczała kobieta biednie odziana.
Ujrzał wyraznie jej twarz w świetle lampy, przed ołtarzem
gorejącej, i coś mu mignęło w pamięci, że twarz tę kiedyś
już widział. Akanie wstrząsało nią całą, rozpacz, ból
bezpamiętny wyzierał z oczu wpadłych. Chwilami, jak łoza
pod wichrem, kurczyła się do samej ziemi, to znów ją coś
podrywało ku górze. Jęk rozdzierał duszę.
Sewer, wzruszony do głębi, pochylił się ku niej.
Co wam kobieto?
Spojrzała nań przerażona, nieprzytomna. Wpatrzyła się,
zamilkła i wreszcie szepnęła:
153
Pan mnie poznał?
Jak gdybym was widział już. Nie pamiętam dobrze.
Znał mnie pan. Ja żona Nikity Siemionowa z Kijowa.
Przypomniał ją sobie teraz zupełnie.
Ach tak. Już wiem. Gdzież mąż wasz?
W katorżnych robotach& Myślałam, że go zobaczę.
Uciekł był, ale go znów pojmali, sto pletni wziął, może
umarł od nich, czy ja wiem!
Skurczyła się od bólu i rozpaczy, ale już nie płakała,
mówiła twardo, dziko:
Co było w życiu męki, tom przeszła. Onegdaj mi
synek umarł. Nie stało Gregora opiekuna& nędza nas
zżarła. Myślałam do Nikity iść, teraz nie pójdę, on mnie
zabije, żem chłopca nie uchowała, nie daruje, nie uwierzy!
Teraz nie potrzebuję żyć!
Nabożeństwo się skończyło.
Sewer, litością zdjęty, pochylił się ku nieszczęśliwej.
Gdzie mieszkacie? Przyjdę was odwiedzić! rzekł.
Chwyciła jego rękę i podniosła do ust.
Dziękuję, ale ja od wczoraj nigdzie nie mieszkam&
To chodzcie ze mną.
Kobieta dzwignęła się automatycznie, on żonie ramię
podał i w kilku słowach opowiedział zdarzenie.
W tłumie stracili z oczu nieszczęśliwą. Na ulicy
zatrzymali się, wyglądając jej nadeszła. Sewer ją
zawołał, ale zdawała się nie rozumieć. Minęła ich obojętnie
i szła, do siebie gadając:
Kosti zimno, zaniosę mu chleba i pójdziemy do taty.
Pójdziemy, synku, pójdziemy!
Obłąkana! szepnął Sewer ze zgrozą.
Kobieta zmieszała się z tłumem i szła coraz prędzej,
prędzej, słaniając się na nogach. W jednej chwili znikła im
154
z oczu, przysłonięta mgłą wieczorną i oddaleniem.
Co za ruina! Co za otchłań nędzy! Uchodzmy stąd!
rzekł Sewer wzdrygając się.
Kijowskie czasy stanęły mu żywo w oczach. Sylwetki
kolegów, rojenia ówczesne, nędza i nad siły praca. Z owej
garści młodzieży on jeden ocalał, tamtych pożarło życie,
wszystkich. Więc owo życie było oprawcą, więc owa praca
zgubą, więc ci ludzie mierzwą starej władzy, i nic tu
wzlatać nie miało prawa, nic myśleć, nic jednostki
podnosić. Zostawał taki, co pełzał, co wyzyskiwał lub
szalał bezmyślnie, więcej nikt, nikt!
Sewera czoło rumieniec wstydu pokrył.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]