[ Pobierz całość w formacie PDF ]
odczuwał niczym balsam na obolałej nodze.
Nie wiem. Coś mnie ukłuło w stopę, a potem rana zaczęła się paprać,
Przecie\ wę\y nie ma tutaj w centrum Ziemi? rzekł Dolg z niedowierzaniem.
O ile wiem, to nie zgodził się z nim Marco.
Wę\e? A co to takiego? zdziwił się Staro.
Nic, nie ma czegoś takiego odparł Marco. Dolg, zajmiesz się tą raną?
Owszem, jest ju\ za pózno na normalny zabieg, strasznie to zapuszczone.
Staro le\ał i wsłuchiwał się w ich fantastyczne głosy, które brzmiały niczym
najcudowniejsza muzyka. Jego małe, brzydkie oczka śledziły ruchy dwóch pięknych
mę\czyzn, nigdy w całym \yciu nie był taki spokojny i taki wzruszony. Miał wra\enie, \e
znalazł się w baśniowym królestwie dobra i ładu.
Stwierdził, \e Dolg podszedł do jakiegoś stołu i odwrócił się plecami. Kiedy znowu
stanął przy chorym, trzymał w dłoniach dziwny przedmiot. Staro został oślepiony. W całym
pomieszczeniu rozprzestrzeniło się cudowne, błękitne światło. Wypływało z kuli, którą Dolg
miał w rękach.
Kiedy kula została przysunięta do stopy, rybak najpierw się okropnie przestraszył, nie
chciał jednak burzyć atmosfery zaufania, jaka się między nimi wytworzyła, zmuszał się więc
z całych sił, by le\eć spokojnie.
Z chorą stopą działo się coś dziwnego. Nieznośny ból ustąpił, na jego miejsce
pojawiło się uczucie błogości.
Po chwili Dolg odsunął promieniejącą kulę, Staro uznał, \e to jakiś kamień. Kula
została odło\ona na miejsce, a Dolg wrócił do chorego.
No? Jak się czujesz?
Dobrze. Ja...
Popatrz na nogę!
Staro nigdy jej nie oglądał. Uwa\ał, \e rana jest zbyt straszna. Teraz te\ musiał się
przemóc.
Okaleczenie zniknęło! Skóra była gładka i delikatna, znacznie delikatniejsza ni\ na
drugiej nodze.
Staro otworzył usta. Spoglądał to na stopę, to na swoich dobroczyńców. Widzieli, \e
gardło biedaka porusza się, jakby chciał krzyczeć, więc Marco rzekł pośpiesznie:
Pewnie myślisz, \e jesteśmy czarownikami? To niedokładnie tak jest, ale dlaczego
sądzisz, \e czarownicy zawsze muszą słu\yć złu?
Staro odetchnął z jękiem. Gładził swoją stopę, jakby to był jakiś skarb.
A jesteście? To znaczy, czy jesteście czarownikami?
W Królestwie Zwiatła, gdzie mogą mieszkać tylko dobrzy ludzie, jesteśmy obaj,
Dolg i ja, bardzo szanowani. Ró\nimy się między sobą. To, co właśnie widziałeś, to niebieski
szafir, jeden ze świętych kamieni Królestwa. Tylko Dolg mo\e ich dotykać. Są
niewiarygodnie potę\ne, a on jest ich przyjacielem i obrońcą. Dolg odnalazł równie\
zaginione w zewnętrznym świecie Zwięte Słońce. Jest on synem pewnego czarnoksię\nika,
który działa wyłącznie w słu\bie dobra.
Staro bez słowa kiwał i kiwał głową wcią\ przestraszony.
A ty sam? Ty nie jesteś taki potę\ny jak on?
Wtedy roześmiał się Dolg.
Marco? On jest księciem Czarnych Sal i być mo\e najwa\niejszą personą w całym
Królestwie Zwiatła. W porównaniu z nim ja jestem ledwie czeladnikiem, nigdy te\ nie zajdę
tak wysoko jak on.
Staro nie mógł w to uwierzyć. Dolg nie ma sobie równych! Skierował spojrzenie na
Marca.
Jak wysoko?
Dolg odparł:
Poka\ mu, Marco! Zasłu\ył sobie na to. Dotychczas jego \ycie było jedynie walką i
cierpieniem.
Tamten zgodził się z uśmiechem.
Ile bólu zdołasz wytrzymać, Staro?
Ból jest moim towarzyszem, znam go na wylot. Wiem o nim wszystko.
To dobrze. Bo to, co zamierzam zrobić, będzie niełatwe. Ale uwierz mi, nie będziesz
\ałował.
Rybak wcią\ przyglądał mu się; badawczo.
Nie potrwa to długo uspokajał go Marco. Chocia\, niestety, nie wszystko da się
osiągnąć jednym ruchem ręki. Chyba będziesz musiał przechodzić przez to wiele razy w
ciągu najbli\szych dni.
Staro miał sceptyczną minę.
Mo\esz nam zaufać zapewniał Dolg łagodnie.
W końcu mały człowieczek zgodził się, pozwolił im robić ze sobą, co zechcą. Mimo
wszystko w ciągu ostatnich godzin zobaczył więcej niezwykłości ni\ w ciągu całego
poprzedniego \ycia, a wszystko było wyłącznie dobrem.
Ale bał się bardzo.
Moglibyśmy cię znieczulić rzekł Marco. Ale wa\ne jest, byś był przytomny.
Powinieneś śledzić cały ten proces i informować nas o tym, co odczuwasz.
Oczywiście zgodził się Staro niczego nie rozumiejąc.
Dolg, zechcesz mi pomóc?
Dolg trzymał swoje ciepłe dłonie na ramionach Staro. Rybak, który wpatrywał się w
niego niczym w bóstwo, wcią\ jeszcze nie zdawał sobie sprawy ze zdolności Marca. Patrzył
tylko w łagodne oczy Dolga i był absolutnie nieprzygotowany na to, co miało się stać.
Marco przesuwał swoje pięknie ukształtowane dłonie po gołych, zdeformowanych
nogach Staro. Ten najpierw czuł błogosławione ciepło płynące z rąk księcia Czarnych Sal,
potem ciepło powoli przemieniało się w gorąco, w końcu zaczęło go po prostu palić, jakby
ktoś roz\arzonym metalem szarpał mięśnie i \yły, wkrótce z trudem powstrzymywał krzyk.
Więc odczuwasz stwierdził Dolg spokojnie. Znakomicie, bo to znaczy, \e
działanie jest skuteczne. Spróbuj to wytrzymać! Niedługo będzie koniec. Przynajmniej na
dzisiaj.
Staro próbował usunąć nogę, była ona jednak jak z kamienia, jakby znalazła się w
ogromnym \elaznym imadle. Spojrzał w górę, w surową, doskonale wyrzezbioną twarz
Marca, w której oczy lśniły mrocznym \arem, i nagle dostrzegł w niej piekło bólu. Nie
zauwa\ał tego u Dolga, którego tak podziwiał, prawdziwą siłę widział w oczach nieziemsko
pięknego mę\czyzny.
Ksią\ę Czarnych Sal? To nie brzmi zbyt dobrze. Prawie jak Góry Czarne, ale w Marcu
nie dostrzegał niczego złego, tylko ten bardzo silny autorytet.
Bóle stały się tak potworne, \e Staro był bliski utraty przytomności. W końcu Marco
uniósł ręce.
No powiedział. Na dziś wystarczy. Połó\ się teraz i odpocznij, Staro. Potem
będziesz mógł iść na dwór.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]