[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wał.
- Kiedy dorosnę - powiedział - dołączę do Rory'ego
O'Neila. We dwóch wypÄ™dzimy w wyspy wszystkich Angli­
ków.
- Och, Innis. - Serce miała ściśnięte, wręcz ją bolało. -
Modlę się, żeby ten dzień nigdy nie nastąpił. - Oczy zaszły
jej łzami. - A teraz chodzmy stąd. Natychmiast. - Zawróciła
i ruszyła w stronę domostwa.
Po chwili zrównał się z nią i kroczył u jej boku, lekki
i skoczny niczym elf.
- Dlaczego uciekasz, Angielko? Czyżbyś nie mogła
znieść widoku miejsc, w których twoi rodacy dopuścili się
najgorszej niegodziwości?
- Nie mam prawa przebywać tutaj. Jestem... - Przerwa­
ła, bo trudno jej było przyznać się do tego, że jest wrogiem.
Słowo to przepalało jej duszę. Zacisnęła usta i przyśpieszyła
kroku.
Usłyszeli za sobą tętent kopyt.
Rory wyprzedził ich i osadził konia. Spoglądał surowym,
pociemniaÅ‚ym wzrokiem. PrzemówiÅ‚ szorstko, wrÄ™cz chra­
pliwie:
- Co wy tu robicie?
- Poprosiłam Innisa - odparła Anna Claire - by pokazał
mi to miejsce. Przy okazji dowiedziaÅ‚am siÄ™, że bywa tu co­
dziennie.
Rory przeniósł wzrok na chłopca.
- Czy tak, pędraku?
Innis Å›miaÅ‚o spoglÄ…daÅ‚ na rycerza, którego imiÄ™ wymawia­
ne było z takim szacunkiem, jakby był bogiem. Pamiętał, bo
tamtego dnia nigdy nie miał zapomnieć, ów straszny wyraz
twarzy Rory'ego, gdy przybył na spienionym koniu i ujrzał
scenę masakry. Potem budził się nocami, słysząc swój własny
krzyk. Płakał, ponieważ był dzieckiem. Ale przyjdzie taki
dzień, gdy zapomni o płaczu. Nie będzie w nim łez, tylko ów
chłód nienawiści, który widział w oczach Rory'ego, kiedy
ten pochylał się nad swoją ukochaną, martwą Caitlin.
- Czy umiesz mówić, chÅ‚opcze? - Rory zeskoczyÅ‚ z siod­
ła i przykucnął przy chłopaku. - Wzbudzam w tobie strach,
Innis?
Chłopiec wytrzymał jego spojrzenie.
- Nie, nie bojÄ™ siÄ™ ciebie. Niech inni nazywajÄ… ciÄ™ Czar­
nym O'Neilem. Niech mówią, że jesteś najstraszniejszym
wojownikiem w Irlandii. Ja nie bojÄ™ siÄ™ ciebie.
- Masz rację. Jedynie angielscy żołnierze mają powody,
żeby się mnie bać.
- Powinni bać siÄ™ również mnie. Ponieważ gdy teraz sta­
nę przed nimi, zobaczą nie małego chłopca kryjącego się za
plecami ojca, tylko obrońcę swojej ojczyzny.
ZapadÅ‚o milczenie. Rory przyglÄ…daÅ‚ siÄ™ chÅ‚opcu badaw­
czym wzrokiem. Wreszcie przeniósł spojrzenie na Annę
Claire.
- Trzeba wracać do Ballinarin - powiedział.
- Tak - zgodziła się skwapliwie. - Chmurzy się. Chyba
nadchodzi burza. MyÅ›lÄ™, że musimy wsiąść wszyscy na jed­
nego konia.
Wsiedli. Anna Claire z przykrością zauważyła, że Innis
nie chce, by obejmowała go ramieniem.
Pogrążyła się w myślach. Zobaczyła i usłyszała rzeczy,
które musiała dopiero przeanalizować. Kto wie, gdyby udało
się jej nawiązać z chłopcem nić porozumienia, być może
z czasem ułożyłaby sobie stosunki z innymi mieszkańcami
Ballinarin.
Niewykluczone jednak, że już na to za pózno. Za sprawą
diabÅ‚a, który sieje niezgodÄ™, miaÅ‚a wokół siebie samych wro­
gów. I to nie wróżyło najlepiej jej i Rory'emu.
ROZDZIAA PITNASTY
Burza rozpętała się, zanim zdążyli dotrzeć pod dach. Rory
nie miał innego wyboru, jak tylko skierować konia ku małej
kapliczce w szczerym polu.
- Tutaj znajdziemy schronienie. - Zsunął się z siodła, po
czym zsadziÅ‚ na ziemiÄ™ AnnÄ™ Claire i Innisa. OtworzyÅ‚ cięż­
kie wrota.
W ich nozdrza uderzył zapach wosku i kadzideł.
- Pośpieszcie się. - Zdjął płaszcz i otulił nim Annę Claire.
- Dorzucę do ognia. - Podszedł do kominka, na którym tliła się
jedna szczapa, i zaczął dokładać polan. Po chwili żar bijący
z paleniska przemieniÅ‚ kapliczkÄ™ w miÅ‚e i bezpieczne schronie­
nie. Na zewnątrz szalała burza.
Rory skrzyżował ramiona.
- Brakuje nam tu jedynie wina i chleba. MajÄ…c to wszy­
stko, czulibyśmy się jak w domu.
- Czy ktoÅ› coÅ› wspomniaÅ‚ o winie? - daÅ‚ siÄ™ sÅ‚yszeć me­
lodyjny głos od strony ołtarza.
- Ojciec Malone. - Rory uściskał serdecznie starego
mnicha w brązowym habicie. Choć pomarszczony i siwy,
patrzył spojrzeniem młodzieńczym.
- Ach, Rory, miÅ‚y chÅ‚opcze. DotarÅ‚o już do mnie, że wró­
ciłeś. - Zakonnik chwycił Rory'ego w ramiona, uściskał go,
po czym zaczął przypatrywać mu się niczym ojciec synowi.
który powrócił z wojny bądz dalekiej podróży. - Dzisiejszą
porannÄ… mszÄ™ odprawiÅ‚em w podziÄ™ce Bogu za twój szczÄ™­
śliwy powrót.
- Dziękuję, ojcze. Trudno mi wyrazić wdzięczność.
Mnich odnalazł wzrokiem Innisa.
- Nie widziałem ciebie wśród wiernych.
Chłopiec spuścił oczy.
Rory ujÄ…Å‚ starego pod ramiÄ™.
- Pozwól, ojcze, że przedstawię ci lady Annę Claire
Thompson. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anielska.pev.pl