[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się blisko siebie, i już nie wiemy, czy to prawo
powszechnego ciążenia, chemiczna zgodność, czy
magnetyzm serca usłyszała nagle.
Helena podniosła głowę. Nie zauważyła, kiedy
Franciszek Górczyński podszedł i stanął obok niej.
Milczała, rozważając jego słowa. Już miała
odpowiedzieć, że jedna wspólnie zaśpiewana
piosenka na jakimś statku nie upoważnia go do
poufałości, ale się powstrzymała. Nie czuła się na
siłach, poza tym przyszło jej na myśl, że właściwie
wszystko jedno, czy ktoś będzie w tej chwili przy
niej, czy też nie.
Odsunęła się, robiąc Górczyńskiemu miejsce na
ławce. Usiadł ostrożnie na skraju. Teraz już oboje
milczeli.
ROZDZIAA V
Dochodziła czwarta nad ranem.
Aukasz wszedł na górny dek, gdzie wcześniej
zauważył rzędy rozłożonych leżaków.
Powinien zadzwonić do Mai, wytłumaczyć jej
swój kolejny wyskok. Poza jednym SMS-em: U
mnie okej, odezwę się za chwilę", który Maya
pozostawiła bez odpowiedzi, nie rozmawiał z nią od
wyjazdu z Ołownika.
Wyciągnął komórkę z kieszeni. Było za pózno, a
może za wcześnie, żeby dzwonić, Maya na pewno
spała. Dobrze, dzięki temu miał więcej czasu na
zastanowienie. Wciąż nie wiedział, co miałby jej
powiedzieć. Ile prawdy, a ile nieprawdy? Ze
postanowił uciec jeszcze dalej czy może, że wkręcił
się do tego projektu z powodu dziewczyny w zielonej
kurtce, którą kilka dni wcześniej poznał na drodze
przy romantycznych ruinach jakiegoś pałacu, gdzie
wieczorami grywał na klarnecie? I z którą przed
chwilą całował się w korytarzu. Korytarz prowadzący
do kabin był tak wąski, że faktycznie trudno było
kogoś wyminąć, wzajemnie się nie dotykając. Ale on
się nie cofnął/nie przykleił plecami do ściany, żeby
Mariettę przepuścić, tylko zagrodził jej drogę.
Zatrzymał. Najbliższa kabina nie była zamknięta,
drzwi same się otworzyły pod naporem ich ciał.
Uśmiechnął się gorzko. Okazuje się, że nie
jestem aż taki bezwolny, jak twierdzi Maya,
pomyślał. Rzeczywiście, nikt go do niczego nie
zmuszał. Wyjeżdżając z Warszawy, miał jeden
określony cel: samotność. A jednak tamtego
wieczoru, w Dąbrówce, sam zawrócił z drogi, a
potem zsiadł z roweru i zaczął pomagać obcej
dziewczynie w naprawie pękniętego łańcucha. Potem
wrócili piechotą z Dąbrówki do starego przedszkola,
prowadząc rowery na rowerze Marietty nie dało się
jechać i po prostu rozmawiali, swobodnie, niemal
leniwie, bez niezręcznego milczenia czy
gorączkowego szukania kolejnych tematów. I równie
naturalnie, zamiast wrócić do domu, Aukasz został na
kolacji, a potem wdał się w dyskusję z Profesorem na
temat zapisu muzycznego, który tamten określił
mianem papierowej muzyki".
Wspólne muzykowanie przeciągnęło się wtedy
do pózna, dlatego przenocował w starym
przedszkolu. Do domu miał spory kawałek drogi i
nikt tam na niego nie czekał.
Na pokładzie było pusto. Fale z cichym,
uporczywym chlupotem łowiły światła i kształty
pierwsze zamieniając w materię, drugim odbierając
strukturę i ciężar.
Aukasz usiadł na leżaku i sięgnął po złożony w
kostkę koc. Noc była bezwietrzna, chłodna.
Nagle usłyszał płacz.
Rozejrzał się, ale nikogo tam nie było.
Wychylił się ostrożnie do przodu i zajrzał za róg
nadbudówki. W miejscu gdzie wewnętrzny trap
prowadził na niższy pokład, w rzedniejącej mgle
dostrzegł kobiecą postać. Alicja siedziała na ziemi z
podkulonymi nogami, opierając się plecami o burtę.
Płakała, zakrywając otwarte usta dłonią.
W tej chwili wszystko stanęło mu przed oczami:
w skulonej postaci zobaczył siebie sprzed wielu lat.
Dotychczas obraz był zatarty, a wspomnienia
potwierdzały jedynie fakty, i tylko dlatego, że były to
fakty, które miały trwale zmienić jego życie. Całą
resztę skutecznie wyparł z pamięci.
Niemal nie pamiętał matki. Jej śmierć kojarzyła
mu się z wielką samotnością mieszkańca domu na
pustkowiu, który wie, że nikt go tam nie znajdzie,
ponieważ nikt go nie szuka. Aukasz najpierw uciekł
w siebie zaniemówił. Gdy podczas pogrzebu
mężczyzni w niechlujnych drelichach zaczęli
opuszczać trumnę do dołu, stojąc na zwałach
błotnistej, lśniącej od deszczu ziemi, wybiegł z
cmentarza. Z Bródna do domu mieszkali na
Mokotowie doszedł piechotą, skrajnie wycieńczony
wędrówką i głodem, zapłakany. Tam, w pobliskim
[ Pobierz całość w formacie PDF ]