[ Pobierz całość w formacie PDF ]

panie, spodobało, wezwać któregoś z nas.
- Dziękuję - rzekł Tamlin krótko. - Będę o tym pamiętał.
Człowiek z Bagnisk ukłonił się ponownie, po czym odwrócił się z godnością i zniknął w
skalnej ścianie.
- Tamlin! - zawołał Trond zdumiony. - Ty mówisz ich językiem! Ja myślałem, że jedynie Tan-
ghil to potrafi.
- Moją łączniczką z nimi jest Lilith - odparł Tamlin. - Ona mnie tego nauczyła. A ona jest nie
tylko moją matką, lecz także pramatką wszystkich tych stworów, wszystkich bóstw natury i w
ogóle szarego ludku.
- Chyba powinniśmy się cieszyć, że mamy ją po swojej stronie - mruknął Trond. - Gdybyś ty,
jej syn, wszedł do naszej rodziny sto lat wcześniej, uniknęlibyśmy wszystkich kłopotów z
szarym ludkiem. No, ale teraz nie ma już czasu na filozofowanie. Jak my uwolnimy tego
Fecora?
Wszyscy dobrze wiedzieli, jak się sprawy mają. Fecora nic nie mogło uwolnić.
Fecor naprawdę wpadł po uszy.
- Spójrzcie! - wykrzyknął Tajfun. - Błękitne światło!
- Nataniel - odetchnął Tamlin z ulgą. - Ale jakim sposobem on tu trafił?
- Dziewczyna jest z nim - wyjaśnił Fecor.
110
- Witajcie! - wołał Tamlin, kiedy Ellen i Nataniel znalezli się bliżej. - Czy zauważyliście to
samo, co my? %7łe duchy Taran-gai uciszyły gwałtowne wichry, które szalały w grocie, i teraz
możemy się przemieszczać, jak tylko chcemy?
- Zauważyliśmy - potwierdził Nataniel. - No i jak wam idzie?
Trond zdał sprawę z tego, co się stało.
Fecor obserwował ich uważnie, ale bez nadziei. Kamień to królestwo Shamy, Shama trzymał
go mocno i nie puszczał, ale jeszcze gorsza była magia Tan-ghila. Ponieważ to zła, czarna
magia, więc nikt z zebranych jej nie znał i nie był w stanie jej przeciwdziałać.
Nataniel zbliżył się do więznia. Fecor wpatrywał się w tego dziwnego człowieka otoczonego
migotliwym niebieskim światłem i czuł płynące od niego promieniowanie.
- Ellen - powiedział Nataniel cicho, ujmując dziewczynę za rękę. - Ty wiesz, na czym polega
twoja siła, prawda?
Spojrzała nie bardzo rozumiejąc, o co mu chodzi.
- Potrafisz przywoływać do siebie cierpiące dusze i pomagać im, czyż nie?
- Tak, ale zdaje mi się, że to fizyczna część osoby Fecora znalazła się właśnie w kłopotach -
odrzekła.
- To prawda, przypomnij sobie jednak, co udało się zrobić Vanji, kiedy ratowała Tamlina.
Twarz Tamlina rozjaśniła się w radosnym uśmiechu. Zrozumiał, o co chodzi Natanielowi.
- Ja też pojmuję - przyznała Ellen w zamyśleniu. - Myślisz, że ty i ja powinniśmy
spróbować...?
- Właśnie tak! Jesteś gotowa?
- Nie mamy czasu do stracenia. Dobrze jest znowu z tobą pracować, Natanielu - dodała z
czułym uśmiechem.
Wszyscy umilkli.
Tylko Fecor nie rozumiał niczego. Na co oni czekają? Dlaczego go nie ratują?
Nagle przypadkiem napotkał wzrok Nataniela...
Trzymali się za ręce, Ellen i ten świecący Nataniel. Fecor rzucił pospieszne spojrzenie na
dziewczynę i zdołał uchwycić taki sam migotliwy blask w jej oczach, ale to Nataniel
przykuwał jego uwagę.
111
Fecor spojrzał w jego żółte oczy, które teraz sprawiały wrażenie znacznie ciemniejszych niż
zwykle. Promieniowała z nich jakaś niezwykle intensywna siła, uwięziony demon czuł, że
ogarnia go niewysłowiona wprost dobroć, tak wielka, że tracił dech.
- Nie, nie - jęczał, jakby chciał się bronić.
Płynęła ku niemu od Nataniela wielka ludzka miłość, od strony Ellen zaś szczera troska i
współczucie dla cierpiących dusz. Oba te uczucia połączone były porażające!
Fakt, że trzej pozostali, Tajfun, Tamlin i Trond, rozumieli, o co tym dwojgu chodzi, i starali się
pomóc, mobilizując wszelkie człowiecze uczucia, jakie w nich były, jeszcze potęgował
działanie.
- Nie, nie! - krzyknął Fecor. - Nie mogę przyjąć już więcej!
- Nie stawiaj oporu - rzekł Nataniel łagodnie. - Musisz się otworzyć na miłość, w ten sposób
nam pomożesz. Odpręż się!
Fecor gwałtownie łapał powietrze. To z pewnością niełatwa sprawa dla demona być
konfrontowanym z tak ogromną dawką dobroci i troskliwości!
Szlochał bezradnie, ból rozsadzał mu piersi. Oczy Nataniela nieustannie wysyłały gorące
promienie serdecznego żaru. W pewnym momencie Fecor poczuł, że ta płynąca ku niemu
miłość rozsadzi go, rozerwie na kawałki, i wtedy coś zauważył...
- Chyba nie tkwię już tak mocno w tej skale - wykrztusił zaskoczony. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anielska.pev.pl