[ Pobierz całość w formacie PDF ]
odetchnęła z ulgą, kiedy w końcu skierował swą uwagę na Coco.
- Aadna z nich para, prawda? - spytał Nate.
- Piękna. - Sięgnęła po kawałek sera.
- Jakoś nie jesteś w nastroju zabawowym. Coś cię gryzie?
- Nie. - Na wszelki wypadek postanowiła zmienić temat. - Przypuszczam, że może
zainteresować cię to, co zauważyłam dziś po południu.
- Cóż takiego? - Ujmując ją pod rękę, ruszył w stronę drzwi prowadzących na taras.
- Coco i Holender.
- Znów się kłócili? Rzucali talerzami?
- Przeciwnie. - Wzięła głęboki oddech; może świeże powietrze dobrze jej zrobi? -
Oni... przynajmniej takie sprawiali wrażenie...
Nate uniósł brwi.
- %7łartujesz?
- Wcale nie. Stali twarzą w twarz. On ją obejmował.
Uśmiechnęła się, pocierając pulsującą skroń.
- Kiedy wparowałam do kuchni, odskoczyli, jakbym ich przyłapała na nie wiadomo
czym. Oboje natychmiast spłonęli rumieńcem.
- Holender? Zarumienił się? - Nate chciał zaprotestować, że to niemożliwe, ale nagle
zrozumiał, co się dzieje. - O Boże!
- Nie sądzisz, że to urocze?
Zerknął przez okno do środka. Coco, dostojna i elegancka, rozmawiała z gościem
honorowym. W pewnym momencie Trenton szepnął jej coś do ucha, a ona roześmiała się
wesoło.
- Może i urocze. Ale Coco gra w innej lidze. Złamie biedakowi serce.
- Bzdury wygadujesz. - Megan skrzywiła się z bólu. - W miłości jest tylko jedna liga.
Gdyby chodziło o kogo innego, nie przejmowałby się. Ale Coco i Holender byli
najbliższymi mu ludzmi na świecie.
- Chyba nie twierdzisz, złotko, że są dla siebie stworzeni?
- Twierdzę, że istnieje między nimi wzajemne przyciąganie. To wszystko. I nie mów
do mnie złotko .
- W porządku, nie irytuj się. - Zmrużył oczy. - Co ci jest?
Opuściła rękę, którą znów pocierała skroń.
- Nic.
- Głowa cię boli?
- Nie... - zawahała się. - Tak - przyznała się po chwili. - Okropnie.
- Jesteś cała spięta - rzekł, masując jej ramiona.
- Przestań.
- Robię to wyłącznie w celach leczniczych. - Delikatnie uciskał miejsce nad
obojczykiem. - Wszelkie przyjemne doznania są przypadkowe i niezamierzone... Często
miewasz bóle głowy?
- Rzadko.
- Zazwyczaj są wynikiem stresu. - Palce Nate'a powędrowały wyżej, do jej skroni, po
czym wróciły w dół i zaczęły ugniatać kark. - Wszystko w sobie dusisz, Meg. Ciało nie lubi
nagromadzonych emocji. Odwróć się; będzie mi wygodniej.
- Nie... - Chciała zaprotestować, ale zamknęła oczy i jedynie błogo westchnęła.
- Rozluznij się. Uwielbiam takie wieczory: księżyc w pełni, niebo usiane gwiazdami...
Spacerowałaś kiedykolwiek nocą po skałach? Zcieżką oświetloną blaskiem księżyca?
- Nie.
- Naprawdę? To niezwykłe przeżycie. Spomiędzy kamieni wyrastają kwiaty, woda
rozbija się o brzeg, a nieopodal krążą te duchy, o których Kevin lubi opowiadać. Teren wokół
Wież wcale nie jest tak opustoszały, jak się powszechnie sądzi.
Dzwięk jego głosu i dotyk rąk działały kojąco. Powoli troski zaczęły odpływać.
- W pokoju Suzanny wisi obraz skał skąpanych w mlecznej poświacie - powiedziała,
starając się nie myśleć o Dumoncie.
- Tak, autorstwa Christiana Bradforda. Facet idealnie potrafił oddać klimat tego
miejsca. Ale rzeczywistość jest jeszcze bardziej niesamowita. Możemy się tam przejść po
kolacji...
- Bałamucisz dziewczynę? - rozległ się głos Colleen.
Megan podskoczyła; Nathaniel uśmiechnął się, ale nie cofnął dłoni.
- A nie wolno, panno Colleen?
- Och, ty łotrze! - Kąciki warg jej zadrżały. Uwielbiała przystojnych łotrów. -
Pamiętam chudego, nieokrzesanego młodzieńca, ale widzę, że zmężniałeś na morzu. To
dobrze. A ty, kochana, co się tak wiercisz? Przecież Nate cię nie puści.
Nathaniel cmoknął Megan w czubek głowy.
- Ona jest nieśmiała.
- I nawet jej z tym do twarzy. - Staruszka obejrzała się przez ramię. - Zdaje się, że
Cordelia wreszcie zamierza nas nakarmić. Usiądziesz koło mnie, młodzieńcze, i
porozmawiamy o morzu.
- Wspaniale.
- Ponad pół życia spędziłam na luksusowych statkach wycieczkowych. Założę się, że
byłam w większej ilości miast niż ty.
- Nie wątpię. - Obejmując Megan w pasie, Nathaniel podał staruszce prawe ramię. -
Podejrzewam, że wszędzie zostawiała pani za sobą złamane serca.
Colleen Calhoun parsknęła śmiechem.
- A żebyś wiedział, że tak!
W jadalni zapach potraw mieszał się z zapachem kwiatów i świec. Kiedy wszyscy
zajęli miejsca, Trenton II wstał, ściskając w dłoni kieliszek.
- Pragnę wznieść toast. Zdrowie Cordelii, kobiety wyjątkowo utalentowanej i
niezwykle urodziwej.
Holender, obserwujący wszystko przez szparę w drzwiach, prychnął gniewnie, po
czym z naburmuszoną miną wrócił do kuchni.
- Trent... - szepnęła C. C., pochylając się do męża. - Wiesz, że cię kocham, prawda?
- Mmm. - Domyślał się, co za chwilę usłyszy.
- I wiesz, że uwielbiam twojego ojca?
- Mmm.
- Ale jeżeli zacznie zalecać się do Coco, zabiję go.
- Zgoda. - Trent uśmiechnął się bezradnie.
Na drugim końcu stołu Trenton II, nieświadom tego, co mu grozi, zwrócił się do
Colleen:
- I co pani sądzi o przebudowie, panno Colleen?
- Nic. Nienawidzę hoteli. Nigdy się w nich nie zatrzymuję.
- Ależ ciociu... - Coco próbowała ratować sytuację.
- Hotele St. James znane są na całym świecie z elegancji i luksusu.
- Nie szkodzi. - Staruszka zerknęła do talerza. - A cóż to takiego?
- Zupa z homara, ciociu Colleen.
- Trzeba dosolić - rzekła, nawet jej nie skosztowawszy. - A ty, chłopcze... - wskazała
palcem na Kevina - siedz prosto, bo ci garb wyrośnie.
- Dobrze, proszę pani.
- Już wiesz, kim chcesz być w przyszłości? Widząc bezradne spojrzenie syna, Megan
zacisnęła rękę na jego dłoni, próbując dodać mu odwagi. Poskutkowało.
- Marynarzem - odparł chłopiec. - Już prowadziłem %7łeglarza .
- Doskonale! - Starsza pani podniosła kieliszek. - Bo nie cierpię nierobów i leni. No,
jedz. Zupa wprawdzie jest niesiona, ale ciebie trzeba trochę podtuczyć.
Jęknąwszy w duchu, Coco zadzwoniła po drugie danie.
- Ot, i cała ciotka Colleen - rzekła Lilah, bujając się na fotelu i patrząc, jak mała
Bianca żarłocznie ssie jej pierś.
- Sprawia wrażenie dość... - Megan, która wymknęła się za karmiącymi matkami z
salonu, przez chwilę szukała odpowiedniego słowa - dość niezwykłej osoby.
Lilah parsknęła śmiechem.
- Jest Wścibska, nieznośna, czasem potwornie irytująca, ale wszyscy ją bardzo
kochamy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]