[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wiem, po co je do tej pory przechowywałam.
Dziękuję. Może mi się przydadzą.
52
PrzydadzÄ…?
Nie jestem pewien, czy komandor ma racjÄ™... od
powiedział nie wprost.
Nie pokazując ich? Zdaję sobie sprawę, że w końcu
Bret będzie musiał się dowiedzieć. Ale jeszcze nie teraz.
Przecież on ledwie utrzymuje kontakt z rzeczywistością. To
byłby dla niego prawdziwy szok.
Mam nadzieję, że w trakcie jutrzejszego spotkania
zdołam go lepiej poznać. Niewykluczone, że jego umysł
potrzebuje właśnie prawdy, okrutnej, nagiej prawdy. To, że
jest niewinny, że nie zabił swojej żony, nie oznacza jeszcze,
że się o tę śmierć w sposób subiektywny nie obwinia.
Proszę mi to wytłumaczyć. Mój umysł nie pracuje dziś
tak, jak powinien.
Zaraz pani wyjaśnię, co mam na myśli. Załóżmy, że
Bret pragnął śmierci żony. Chociaż jest niewinny, to życzenie
śmierci, nieświadome lub prawie nieświadome, może teraz
wywoływać w nim poczucie rzeczywistej winy. Rozumie
pani teraz?
Tak odparła cicho. To ja czułam się winna jej
śmierci. Właśnie z takich powodów.
Wzrok, w którym czaił się strach, utkwiła z powrotem
w oknie.
CZZ II
NIEDZIELA
ROZDZIAA 5
Zawsze najlepiej mu się myślało w czasie bezsennych
nocy, kiedy w jego pokoju królowała ciemność i cisza. Było
już dawno po północy, a on leżał i starał się ożywić puste pola
pamięci, rozciągające się daleko od dnia dzisiejszego wstecz.
Pobudki, jakimi kierował się w życiu, były tak trudne do
wyśledzenia jak rzeka, która w połowie swego biegu niknie
pod ziemią. Mimo to noc po nocy podejmował swoje po
szukiwania na nowo. W tym mrocznym, podziemnym świecie,
w skrywanym świecie gwałtu i nienawiści, czułości i pożąda
nia, miał nadzieję odnalezć siebie i klucz do drzwi pokoju,
w którym leżał.
Drogowskazy dawnego życia mistrzostwo w boksie
w college'u, uzyskanie dyplomu, staż w Waszyngtonie, pub
likacja jego książki wszystko to traciło znaczenie, gdy
patrzyło się z dołu, z krainy mroku. Skromna ceremonia,
mało już dla niego istotna, mianowano go oficerem rezerwy
marynarki wojennej, poprowadziła myśli ku czasom, które
chciał odtworzyć w pamięci. Była tylko jeszcze jednym
ogniwem w łańcuchu zdarzeń, które sprawiły, że w końcu
znalazł się na tym szpitalnym łóżku. Kryzys, jaki zapanował
57
w jego umyśle, podobnie jak w przypadku kryzysu ekonomicz
nego, sprawił, że zmianie uległa wartość jego waluty.
Były też w jego sekretnym życiu sceny opromienione
pulsującym światłem, pulsującym bólem, tak tajemniczym
i osobistym jak jego krew. W dniu swych dziesiÄ…tych urodzin
zabił wróbla. Strzelił do niego z wiatrówki, którą ojciec dał
mu w prezencie. Wróbel długo bił skrzydłami jak oszalały,
usiłując wzbić się w powietrze, broniąc się przed śmiercią.
Nie był w stanie go dobić ani wziąć do ręki. Stał sparaliżowany
poczuciem winy, owładnięty wstrętem i żalem i patrzył, jak
pośród kwiatów w ogrodzie ulatuje z ptaka życie.
Kiedy dziesięć lat pózniej stał nad trumną ojca, nie potrafił
okazać żalu. Kaplica pogrzebowa w małym miasteczku w In
dianie mierziła go i denerwowała. Chciał jak najprędzej wracać
do Chicago, do swojej pracy. W zaduchu ciętych róż i goz
dzików przypomniał sobie dzień swoich dziesiątych urodzin.
Ojciec znalazł go ze zdychającym wróblem, razem patrzyli,
jak umiera, jak pojedynczy, ostatni spazm zmienia ruchliwego
ptaka w garść piór. Pochowali go obok krzaku różanego,
a ojciec zabrał mu wiatrówkę. Nigdy więcej jej nie zobaczył.
Spojrzał na opuchniętą, podkolorowaną różem twarz profe
sora Emeritusa George'a Taylora, człowieka, który go spłodził
i żywił, zabrał mu wiatrówkę i umarł niekochany we śnie
w wieku sześćdziesięciu sześciu lat. Dopiero dwa dni po
pogrzebie w kuszetce wiozÄ…cej go z powrotem do Chicago
zapłakał nad losem biednego, starego człowieka i martwego
wróbla. Od tej chwili minęło kolejnych dziesięć lat, a on
wciąż pamiętał gasnące oczy wróbla i przerażającą samotność
zwłok w trumnie.
Taka sama samotność otaczała go przez ostatnie dziesięć
lat. Nie potrafił ani brać, ani dawać miłości, aż spotkał Paulę
na plaży La Jolla i ona postanowiła z nim zostać. Nawet tego
dnia, kiedy powiedział, że ją kocha, poczuł nagłą chęć uciecz-
58
ki. Na szczęście zdołał się pohamować, ale na zawsze już
w zapamiętanej scenerii obłoków na niebie, szarego morza,
kormoranów lecących nisko nad wodą pozostał ślad winy.
To był pierwszy pochmurny dzień w tym spędzanym
przez nich razem tygodniu. Było zbyt zimno, żeby się
opalać lub pływać w zatoczce. Silny wiatr od lądu wzmagał
przypływ, fale wznosiły się niczym szklane wzgórza i roz
bijały na opuszczonej plaży. Od podmuchów wiatru za
różowiły jej się policzki, a oczy nabrały blasku. W jaskrawej
chustce na głowie wyglądała na młodą, szaloną i zakochaną,
kiedy śmiała się z widoku fal rozbijających się z hukiem
o skały. Trzymając się za ręce, wspięli się na tę samą
skałę co pierwszego dnia ich znajomości. Lawirując po
między szczelinami i zagłębieniami wypełnionymi wodą,
dotarli na sam szczyt, gdzie nie mogła dosięgnąć ich morska
piana.
Kiedy patrzyli na dzikie harce oceanu, przypłynęły uchatki.
Zwykle trzymały się o dobrą milę od brzegu i widać było
tylko ich uniesione nad wodą pyski. Zdarzało się jednak, że
w wietrzną pogodę wysokie fale łapały je i ciągnęły ze sobą
na brzeg. Wzbijały się na grzbiet fali, to znów odskakiwały
w bok, obracały w powietrzu i dawały nura pod wodę. Szalały
tak pośród fal z ogromną gracją. Nim fala zdążyła rzucić je na
skały, robiły unik, znikały pod wodą, odpływały ku otwartemu
morzu po to, by po chwili znów się pojawić przy brzegu. Ich
smukłe ciała sunące po szklanych ścianach fal przypominały
kształtne ciała kobiet.
Bret był w szampańskim nastroju, choć w głębi jego duszy
czaił się strach i wstyd. Nigdy wcześniej nie posiadł kobiety.
Tak bardzo chciałabym być tancerką powiedziała
Paula. Opowiadać własnym ciałem, a nie drukowanym
tekstem, twarzami aktorów czy ujęciami kamery. Taniec to
najwspanialsza ze sztuk.
59
Milczał, póki uchatki, zmęczone albo skore do innej zabawy,
nie odpłynęły. Odwrócił się do niej i poczuł, jak przenika go
czułość i ciepło. Patrzyła na niego łagodnymi, błyszczącymi
oczami. Ciało kobiety okrywał futrzany płaszcz. Boleśnie
czuł ciepło jej dłoni, biel podbródka i szyi, czerwień warg.
Serce zaczęło mu bić szybciej, nogi miał jak z waty. Rozchyliła
poły płaszcza zapraszającym gestem i tak stali przytuleni do
siebie na szczycie skały spadającej w morze.
Właśnie wtedy powiedział, że ją kocha. I w tej oszałamia
jącej chwili namiętności nagle poczuł odrazę. Poruszył się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]