[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Czy mógłbym zabrać jedną do Lipowej Alei, żeby pokazać mamie, ojcu i dziadkowi? -
zapytał Andreas.
- Kochani moi! - szepnęła Liv zakłopotana. - To przecież nic takiego!
- Nic takiego?! - zaprotestował Kaleb.
- Ta jest najładniejsza. - Gabriella pokazała wybraną akwarelę.
Liv posmutniała.
- Naprawdę tak uważasz? Mnie też się ona zawsze najbardziej podobała i to właśnie nią
chciałam sprawić niespodziankę mojemu pierwszemu mężowi, ale poniosłam porażkę. Kobiety
powinny trzymać się z daleka od sztuki, oświadczył. Bo kobiecie to nie przystoi. Sztuka jest po to,
by dostarczać przyjemności mężczyznie.
- Nie słyszałem nic równie głupiego - obruszył się Kaleb. - Ja uważam, że mężczyzna i
kobieta powinni żyć w małżeństwie na równej stopie, w przeciwnym razie to małżeństwo nie jest
nie warte.
Wszyscy go poparli, a Gabriella przyglądała mu się w zamyśleniu.
- Tak, masz oczywiście rację - zgodziła się Liv. - Tylko wtedy byłam młoda i bardzo
wrażliwa. Dlatego zresztą tak dobrze teraz rozumiem Gabriellę. Tak samo łatwo ją zranić jak mnie
wtedy. Z czasem człowiek staje się odporniejszy, moje dziecko.
- Mam nadzieję - uśmiechnęła się Gabriella. - Muszę zresztą powiedzieć, że coraz rzadziej
myślę o Simonie. Za to coraz częściej uświadamiam sobie, że o nim zapominam. O, przepraszam -
szepnęła rzucając spłoszone spojrzenie na Kaleba.
- Dlaczego przepraszasz? - zdziwił się Mattias.
- W obecności Kaleba nie mam prawa mówić o sobie.
- Oczywiście, że pani ma - syknął Kaleb. - Czy dla pani nie istnieją pośrednie rozwiązania?
Musi być albo, albo?
Skuliła się na dzwięk jego głosu, on zaś, zirytowany, nie zastanawiał się nad słowami.
- Przez wiele lat żyłem obok najbardziej nieszczęśliwych mieszkańców wielkiego miasta,
widziałem ich straszną nędzę. Znałem aż do najdrobniejszych szczegółów ich problemy i byłem
chory z bezsilności, bo nie mogłem im pomóc! I oto przychodzę tutaj i okazuje się, że powinienem
zacząć się rozczulać nad drobną nieprzyjemnością, jakiej doznała pewna dama, mająca poza tym w
życiu wszystko, o czym tylko można marzyć. Która przy jednym posiłku zjada więcej niż tamci
biedacy przez cały tydzień! Nie, na mnie proszę nie liczyć!
Gabriella pochyliła głowę, zgaszona i przybita.
- Gabriello, co ty! - zawołał Mattias. - Chyba nie boisz się Kaleba? Nie masz nic na swoją
obronę?
- Nie chciałabym, żeby on się na mnie złościł - szepnęła i z irytacją stwierdziła, że zbiera jej
się na płacz. A przecież nie uroniła ani jednej łzy od chwili, kiedy stało się to okropne z Simonem. -
Przepraszam - szepnęła i wybiegła z pokoju.
- Ja chyba nie... - zaczął Kaleb zdenerwowany.
- Jej zdaniem jesteś zły - powiedziała Liv spokojnie. - Ja wiem, że chcesz jej pomóc, żeby
się otrząsnęła, ale byłeś naprawdę dosyć ostry! Uważasz, zdaje się, że ona jest strasznie zajęta sobą,
prawda? A ja myślę, że po prostu nie rozumiesz, co ona czuje, co to znaczy być tak potraktowanym
jak ona. To nie samolubstwo, lecz człowiek jest taki rozbity, że każdy nerw sprawia ból, więc ze
strachem oczekuje, że wszyscy teraz mają prawo mówić: Zabieraj się stąd! . Wierz mi, ja wiem,
co mówię, sama kiedyś przeszłam przez to samo, zostałam niemal dosłownie zmiażdżona przez
mojego pierwszego męża. Trzeba było bardzo długiego czasu i nieskończonej cierpliwości Daga,
bym jakoś doszła do siebie. Gabriella nie jest teraz sobą. Bo w ogóle to miła, troskliwa dziewczyna,
nie zajmuje się sobą bardziej, niż zwykle robią to dziewczęta w jej wieku. Jest raczej odwrotnie.
- Bardzo żałuję - rzekł Kaleb zgnębiony. - Czy powinienem...
- Nie, teraz zostaw ją w spokoju - powiedziała Liv. - Myślę, że nie chciałaby, żeby ktoś
widział, jak płacze. O, już wraca, już się opanowała.
Pózniej rozmawiali już tylko o nieważnych, zabawnych sprawach.
Tego wieczora również Gabriella stwierdziła, że W Grastensholm dzieją się jakieś dziwne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]