[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przykleiły mu się do czoła, podkreślając zgrabny kształt
głowy.
I to wszystko? spytała, kiedy wyraził chęć
wypicia kawy. Zwietnie tańczy? Czy mimochodem
nie prosiła pana o nic?
Szare oczy błysnęły. Potem twarz Cala rozjaśnił
uśmiech.
Och, chodzi o podwiezienie pani do Creamunny?
Tak, wspomniała o tym, a ja odparłem, że jest pani taką
zrzędą, że podróż z panią to raczej koszmar, a nie
przyjemność, i pani matka to zrozumiała.
Blythe tak zdumiała pierwsza rewelacja, że nie zwró-
ciła uwagi na obrazliwe słowa, które po niej nastąpiły.
Podwiezć mnie do Creamunny? A po jakie licho,
na Boga, miałabym jechać do tej dziury z jedną szkapą?
Grymas rozwinął się w prawdziwy uśmiech.
40 MEREDITH WEBBER
Na razie z jednym lekarzem. A co do koni, mamy
ich dziesiątki.
Blythe poczuła, jak rośnie w niej złość.
Nie obchodzi mnie, ile macie koni. Nie mam
ochoty jechać do Creamunny!
Powiedziała to dobitnie, by zrozumiał ją nawet ten
niezbyt inteligentny medyk. Cóż to, speszył się? Ależ
skąd! Nadal miał na twarzy ten uśmieszek, a nawet
wydał z siebie krótki śmiech.
Nie mogę mieć pani tego za złe rzekł ze zro-
zumieniem. To bardzo małe miasteczko, w którym nic
się nie dzieje, pewnie dlatego brak tam personelu
medycznego.
Najchętniej potrząsnęłaby nim, chociaż byłoby to
niemożliwe, wziąwszy pod uwagę jego gabaryty.
Nie obchodzi mnie pańskie miasteczko ani jego
problemy. Chcę wiedzieć, skąd matce wpadł do głowy
ten szalony pomysł?
Mary-Lynne musi podobno dostać się do Sydney,
ale nie chce lecieć z pozostałymi gośćmi. Można to
rozwiązać tak, że ona zajmie pani miejsce...
Wiem rzuciła z nadzieją, że Cal rozpozna pogar-
dę w jej głosie. Nie znam tylko powodu, dla którego
miałabym jechać do Creamunny.
Ponieważ stamtąd kursuje autobus do Brisbane.
Uśmiechnął się triumfalnie. Będzie pani bliżej
domu, a podróż autobusem trwa tylko dwanaście go-
dzin. Pani matka wytłumaczyła to bardzo klarownie.
I chociaż pani towarzystwo nie budzi we mnie entuzjaz-
mu, ten plan ma sens.
Blythe poczuła zawrót głowy.
ZLUB NA PUSTKOWIU 41
Zawsze tylko: proszę, Blythe mruknęła.
Niestety, dostrzegła nienaganną logikę w zamysłach
matki, co wcale nie poprawiło jej samopoczucia.
Również perspektywa podróży z jednego odludzia
w australijskim buszu do podobnej głuszy, i to w towa-
rzystwie Cala Whitwortha, nie napełniała jej radością.
Jej uczucia były raczej zbliżone do lęku. Niemniej gdy
Cal zaprosił ją znów do tańca, powiedziała tak.
ROZDZIAA TRZECI
W ramionach Cala poczuła przemożną potrzebę
przytulenia się do niego. Zdecydowanie zmiana na
gorsze, stwierdziła. Zapewne już najwyższa pora, by
wprowadzić wżycie nową politykę wobec mężczyzn,
wyrażającą się wsłowach: wykorzystać i rzucić. Nada-
rza się po temu idealna okazja. Nigdy więcej nie spotka
tego nieszczęsnego drużby. Ale czy to mądre posunię-
cie, by realizować swój plan z kimś, kto jest prawie
członkiem rodziny?
Zapewne nie.
Pierwszy raz w życiu usłyszała nazwę Creamunna,
kiedy Lileth się tam wybrała. Była bliska przekonania,
że to gdzieś w Queensland. Cal oznajmił, że Creamunna
leży niedaleko Brisbane. Ale dwanaście godzin w auto-
busie?!
Wstrząsnęły nią dreszcze, i to dosyć silne, ponieważ
poczuł je Cal. Przyciągnął ją do siebie i zachowanie
dystansu stało się trudne. Więc dobrze, załóżmy, że
autobus pokonuje w godzinę osiemdziesiąt kilometrów,
pomnóżmy to przez dwanaście...
Modli się pani? Czyżbym aż tak fatalnie tańczył?
Zbita z tropu zerknęła na swojego partnera i zobaczyła
wesołe iskierki w jego oczach. Nadawało to jego spojrze-
niu miękkość i intymność, które budziły w niej niepokój.
ZLUB NA PUSTKOWIU 43
Poruszała pani wargami wyjaśnił.
Pomyślał pewnie, że nie zrozumiała pytania. Zmobi-
lizowała rozsądek do działań obronnych.
Obliczałam, jak daleko jest z Creamunny do Bris-
bane, no wie pan, dwanaście godzin razy...
Około tysiąc kilometrów poinformował, a gdy
rytm stał się wolniejszy, jeszcze bliżej przyciągnął swą
partnerkę, która nie zapytała już, ile czasu zabierze im
podróż stąd, z bezkresu Terytorium Północnego, do
Creamunny.
Jeżeli jednak wyjadą zaraz po weselu i będą prowa-
dzić na zmianę bez postojów, stwierdziła, że straci
okazję na zaistnienie nowej Blythe. Zresztą, niech tam.
Pózniej tańczyła z każdym, kto ją poprosił, byle
odzyskać kontrolę nad zbłąkanymi zmysłami. I lek-
ceważyła przestrogi dotyczące agrafek, których za każ-
dym powrotem do stolika udzielał jej Cal. Po odjezdzie
państwa młodych goście bynajmniej nie zakończyli
zabawy. Cal wychynął znienacka zza pleców Blythe,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]