[ Pobierz całość w formacie PDF ]
R
L
T
Zwiadomość, że są już tak blisko, przyniosła ze sobą nagłą panikę. Aż do teraz ona
i Jared tak naprawdę nie przebywali sam na sam. Henry zawsze się kręcił w pobliżu, a
potem jechali samochodem.
Przebywanie w jednym domu z Jaredem to zupełnie inna sprawa. No ale z
pewnością nie będą sami. Nawet jeśli jego żona była nieobecna, to musi mieć jakąś
służbę zajmującą się domem.
Choć bardzo się starała myśleć pozytywnie, wróciły wszystkie wcześniejsze
obawy. Nie byłoby tak zle, gdyby wiedziała, o co mu chodzi, jakie uprawia gierki. Ale
motywy Jareda pozostawały niejasne. Dlaczego pozwolił jej mieć nadzieję, że może
uratować firmę ojca i dlaczego zmusił ją, aby poleciała z nim do Stanów?
Niedługo z pewnością się dowie. Miała jedynie nadzieję, że dla dobra ich
wszystkich uda jej się uratować JB Electronics albo chociaż zminimalizować szkody...
Jared skręcił w lewo, a po około stu metrach w prawo, w drogę, która wyglądała na
prywatną.
Chwilę pózniej dotarli do wysokiej czarnej bramy z kutego żelaza, zapraszająco
otwartej.
- Jesteśmy w domu - powiedział z satysfakcją Jared, przejeżdżając przez bramę.
Po mniej więcej stu metrach zatrzymał się przed zadaszoną, porośniętą kwiatami
werandą, biegnącą wzdłuż całego dużego, piętrowego domu.
Kiedy pomógł jej wysiąść z samochodu, wyjął z bagażnika torby i poprowadził ją
do drzwi, z których wchodziło się do dużego holu.
Wnętrze było jasne i przestronne, z białymi ścianami i wyłożonymi płytkami
podłogami. Mebli nie było dużo i Perdicie przypomniało się, że Jared zawsze lubił proste
i niezagracone wnętrza.
- Sypialnie znajdują się na drugim końcu domu - odezwał się Jared, po czym
zaprowadził ją szerokim korytarzem pod drzwi. - To mój pokój - rzekł. - Gdy wstawiał
do środka swoją walizkę, dojrzała wielkie łóżko i biało-zieloną kolorystykę. Przeszedł do
następnych drzwi i powiedział lekko: - A to twój.
Białe drzwi otworzyły się i jej oczom ukazała się następna duża, ładna sypialnia z
białym dywanem i ścianami w kolorze bladej lawendy.
R
L
T
Oba pokoje połączone były drzwiami. Widząc, że Perdita przygląda im się niespo-
kojnie, Jared rzucił ironicznie:
- Nie są zamknięte, a klucz gdzieś się zapodział. Ale jeśli ma cię to uszczęśliwić, to
podstaw pod klamkę krzesło.
Ignorując go, rozejrzała się. Nowoczesne meble reprezentowały styl
minimalistyczny. Oprócz wielkiego łóżka przykrytego lekką fioletoworóżową narzutą,
które wyglądało wygodnie i zapraszająco.
Okna były otwarte i muślinowe firanki poruszały się leniwie na lekkim wietrze.
Jared postawił walizkę i rzekł:
- Kiedy się rozpakujesz i odświeżysz po podróży, zjemy kolację.
- Wolałabym pójść od razu do łóżka - odparła i przygotowała się na sprzeciw.
- A kawa albo herbata? Albo coś chłodnego?
Pokręciła głową.
Widzący malujący się na jej twarzy upór, Jared westchnął w duchu. Oczywiście, że
mógł go przełamać, ale w tej chwili wolał łagodne podejście. Dlatego rzekł:
- Problem jedynie w tym, że jeśli od razu się położysz, to najprawdopodobniej
obudzisz się w środku nocy i do rana nie zaśniesz. Podczas zmian stref czasowych
najlepszym rozwiązaniem jest zaczekać, aż nadejdzie wieczór. Dzięki temu zegar
biologiczny szybciej się przystosowuje... Ale to, naturalnie, zależy od ciebie. Jeśli się
zdecydujesz do mnie dołączyć, będę na tarasie na drugim końcu domu.
Perdita spodziewała się sprzeciwu i odetchnęła z ulgą, kiedy się okazało, że nie
musi z nim walczyć. Być może nie będzie tak zle, jak się obawiała.
Gdy została w pokoju sama, wyjęła z walizki kosmetyczkę i udała się z nią do
przylegającej do pokoju łazienki. Schowała włosy pod czepkiem i wzięła długi, ciepły
prysznic.
Wytarłszy się miękkim puszystym ręcznikiem, wyszczotkowała włosy i splotła je
w luzny warkocz, po czym umyła zęby, szykując się do pójścia spać.
Wróciła do pokoju, włożyła koszulę nocną i podeszła do okna. Pachnące powietrze
było ciepłe, a widok bardzo przyjemny dla oka. Z lasku za ogrodem dochodził pomruk
R
L
T
strumienia i niekończące się cykanie cykad. Słońce zdążyło się już wślizgnąć za hory-
horyzont, przygotowując okolicę na nadejście wieczoru.
Perdita zawsze uważała, że jest coś nieco smutnego, wręcz melancholijnego w tej
porze dnia. Dziś jednak czuła znacznie większy smutek niż zazwyczaj, ciążący jej na
sercu niczym ołów. Wzdychając, próbowała sobie wmówić, że to tęsknota za Martinem i
jego kojącą obecnością. Prawda była jednak taka, że odkąd spotkała się z Jaredem,
prawie w ogóle nie myślała o narzeczonym.
Tak naprawdę przygnębiała ją świadomość, że Jared jest żonaty. Doskonale
wiedziała, że nie powinno to mieć dla niej żadnego znaczenia i że powinna się cieszyć.
Ale jednak, wbrew wszystkiemu, to miało znaczenie i wcale jej nie cieszyło.
Nie bądz głupia, zganiła się w duchu. Miała swoją szansę, a nie potrafiąc mu
zaufać, wybrała wolność. A teraz zamierzała poślubić Martina - dotknęła połyskującego
pierścionka zaręczynowego, jakby to był talizman - który był godny zaufania i solidny,
który kochał ją i otulał ciepłym kojącym kocem bezpieczeństwa.
Martina, na widok którego ani razu nie przyspieszył jej puls.
Co ona robi, wychodząc za mężczyznę, którego nie kocha i nigdy nie pokocha tak,
jak kobieta powinna kochać męża?
Ta nagła myśl mocno nią wstrząsnęła i sprawiła, że Perdita poczuła się niezwykle
wprost osamotniona.
Nie miała nawet książki, którą mogłaby poczytać, aby oderwać się od tych
niewesołych myśli. Jedynym rozsądnym rozwiązaniem było pójście do łóżka. Ale
zawahała się, przypomniawszy sobie ostrzeżenie Jareda. Ostatnie, czego chciała, to leżeć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]