[ Pobierz całość w formacie PDF ]

panna Wardlow rozsiewała zapach nie słodkich perfum, a świeży zapach
mydła.
Fakt, że Charity jest w jego pokoju i wygląda właśnie tak, jak wygląda,
wydał mu się jak najbardziej naturalny. Do tego stopnia, że uzmysłowił
sobie kolejny fakt. On nie zawaha się przed niczym. Musi posiąść
Charity.
Podał jej kubek z mlekiem. Uśmiechnęła się nieśmiało i z kubkiem w
ręku przysiadła na wąskiej ławce we wnęce okiennej.
- Wymyśliłam coś - powiedziała. - Jeśli ktoś się spyta, gdzie
spędziłam noc, powiem, że w sali ogólnej na dole.
- Jeśli już mamy kłamać, to czy nie można podać wersji, zgodnie z
którą okażę się bardziej rycerski? %7łe to ja spędziłem noc w tej ogólnej
sali?
Charity zachichotała. Drew zwykle wykazywał bardzo mało
cierpliwości do kobiecego chichotu. Ale w chichocie Charity nie było
niczego denerwującego, ani cienia głupoty. Była to naturalna oznaka
wesołości.
- Dobrze, sir Andrew.
- Drew. Przecież prosiłem. Drew.
- Drew - powtórzyła, pochylając głowę, żeby ukryć rumieniec.
Pomyślał, że ona doskonale zdaje sobie sprawę, co zaraz wydarzy się
w tym małym pokoju w zajezdzie. I Drew modlił się w duchu, żeby nie
zmieniła zdania. Bo to by go ogromnie rozczarowało, a kto wie, czy
nawet nie zniszczyło jego męskiego ego? Nie miał siły na dalszą walkę ze
sobą, ze swoimi zmysłami. Wyjął kubek z jej rąk i objął Charity.
- Ja... ja chyba zaraz zacznę płonąć... - szepnęła.
- Zapłoniesz - wymruczał do jej ucha- Na pewno zapłoniesz, słodka
Charity....
I nagle poczuła strach. Czy wolno jej to zrobić? - Uwierzyć, że dla
Drew nie jest tylko chwilową rozrywką? Kiedy już raz ją posiądzie, czy
85
RS
dalej będzie jej pragnął?
Ale jednocześnie... ona nie może tego nie zrobić, skoro domaga się
tego każdy skrawek jej ciała, a instynkt wręcz nakazuje. Musisz go mieć,
Charity, nawet jeśli to nigdy więcej się nie powtórzy.
Drew wstał, pociągając ją ze sobą. Puścił ją, kiedy pewnie stanęła na
nogach. Wtedy jedną dłonią objął jej twarz i spoglądając głęboko w
oczy, drugą ręką rozwiązał szarfę. Bordowy szlafrok zsunął się z ramion i
powoli opadł na podłogę. Charity stała nieruchomo, czekając, aż wzrok
Drew przemknie po całej jej postaci. Nagle zadrżała. Z zimna?
Drew chrząknął.
- Wybacz...
Chwycił ją na ręce, zaniósł na łóżko i przykrył grubą, puchową kołdrą.
Wydawało się, że chce teraz odejść. Teraz? Wyciągnęła ramiona, objęła
go i pociągnęła w dół. Ich usta natychmiast złączyły się w pocałunku,
palce Charity szukały po omacku guzików przy ubraniu Drew, pragnąc
jak najszybciej dotknąć jego nagiej skóry. Drew przerwał jej dość
niezdarne poczynania i zdarł z siebie koszulę, rozsiewając guziki po
podłodze. Potem szybko zdjął z siebie resztę swojej garderoby. Był
wspaniały. Charity nie była do końca pewna, jak powinien wyglądać
wspaniały mężczyzna, ale Drew odpowiadał całkowicie jej
oczekiwaniom. Pierś szeroka, pokryta wspaniałymi płatami mięśni.
Biodra wąskie, brzuch płaski.
Wsunął się pod kołdrę. Odgarnął jej włosy z czoła i szepnął:
- Jeśli coś ci się nie spodoba, czy wprawi w zakłopotanie, powiedz...
Nie wyobrażała sobie, żeby Drew mógł zrobić coś, co by jej się nie
spodobało, czy wprawiło w zakłopotanie. I tak zresztą było w istocie.
Jego pocałunki, jego pieszczoty natychmiast wtrąciły ją w otchłań
cudownych rozkoszy...
86
RS
ROZDZIAA DZIESITY
harity przeciągnęła się i ziewnęła, zwracając twarz ku światłu.
Spojrzała na przejaśniające się niebo, na kropelki wody, które
C
kapały ze skrzących się sopli, zwisających z dachu. Wiatr ucichł.
Nadszedł świt, nadeszła pora zastanowić się nad swoją samowolą.
Ta noc... Policzki Charity oblały się szkarłatnym rumieńcem.
Odwróciła się, żeby spojrzeć na Drew. Jego policzki pokrywał świeży
zarost, absurdalnie gęste rzęsy kładły na nich dwa półkoliste cienie. Był
taki przystojny. Miała ochotę obudzić go i powiedzieć mu o tym
natychmiast. Ale pokusa, żeby cały dzień spędzić razem w łóżku, byłaby [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anielska.pev.pl