[ Pobierz całość w formacie PDF ]
A epidural?
Jeżeli nie będę musiała, to nie.
Więc nie próbuj mnie uspokoić.
Liz przyglądała mu się przez chwilę ponuro.
Jack, co cię tak naprawdę martwi?
Ja byłem dużym dzieckiem. Moja siostra też. Skrzywił się. O mało
nie rozerwaliśmy Janet, kiedy nas rodziła. Miała szczęście, że udało jej się
przeżyć.
Powiedziała ci to?
Tak. I to niejeden raz.
Jakim jeszcze poczuciem winy obarczyła go matka? Liz spojrzała na
swoje dłonie zaciśnięte na kolanach. Czy będzie w stanie uleczyć rany zadane
mężczyznie, którego kocha?
Jack, twoja... Janet była chora. Z powodu uzależnienia od narkotyków
mówiła rzeczy, których nie wolno powiedzieć żadnemu dziecku. Musisz się od
nich uwolnić.
Nie słuchał jej. Dotknęła jego ramienia, czując napięcie mięśni.
Kochanie, jeżeli nie chcesz, to nie musisz być przy porodzie.
115
RS
Odsunął się, żeby włączyć silnik. Liz zacisnęła powieki, by nie płakać. I
tak zrobił bardzo wiele, musi mu dać więcej czasu. Tylko że ich dziecko
przyjdzie na świat już za sześć tygodni.
Będę przy porodzie.
116
RS
ROZDZIAA DWUNASTY
Liz stanęła w progu dziecięcego pokoju, rozkoszując się jego radosnym
wyglądem. Aż trudno uwierzyć, że jeszcze tydzień temu był tu skład rupieci.
Teraz, dzięki szaleńczej pracy Jacka podczas weekendu, wszystko było
gotowe na przybycie Emmy.
Na ścianach, pomalowanych na jasnożółty kolor, wisiały obrazki z
wesołymi postaciami z kreskówek. Całą sobotę spędzili na zakupach. Kiedy
Jack znosił kolejne torby i paczki z samochodu, ona posłusznie odpoczywała.
A w niedzielę kazał jej usiąść w bujanym fotelu i z tego miejsca kierować
pracą. Skręcał meble, wieszał obrazki i zasłonki. Ubranka, pieluchy i wszystkie
inne rzeczy potrzebne dla noworodka poukładał tak, jak chciała, w szufladach.
Ułożył też pościel w koszyku do spania.
Kiedy patrzyła, jak jego opalone palce z czułością składają miękki kocyk,
znów zachciało jej się płakać.
Wzięła z komody tęczowego pluszowego misia i zagłębiła palce w
miękkie futerko. Musiała się uśmiechnąć, patrząc na jego zabawną minę.
Tak bardzo chciała znalezć słowa, żeby ukoić niepokój Jacka, ale za
każdym razem, gdy zaczynała rozmowę na temat porodu, on się wycofywał.
Próbowała wytłumaczyć, że poród naturalny, zgodny ze swoim rytmem, jest
bardziej korzystny dla matki i dla dziecka.
Powtarzała z przekonaniem, że ciało kobiety jest stworzone do rodzenia
dzieci, a ona się do tego starannie przygotowuje.
Obiecała nawet, że zgodzi się na znieczulenie czy cesarskie cięcie, jeśli w
trakcie porodu Tony i Julie uznają to za konieczne. Ale i to go nie uspokoiło.
117
RS
%7łałowała, że nie zdołała zdobyć dokumentów ze szpitala, gdzie rodziła
jego matka. Placówkę zamknięto i nikt nie umiał powiedzieć, czy karty
pacjentów zostały zniszczone, czy są gdzieś nadal przechowywane. Nie
wiedziała, czy słusznie postąpiła, nie wspominając Jackowi o swoich
poszukiwaniach. Ale to i tak nie miało znaczenia, skoro nie mogła mu podać
żadnych informacji o jego narodzinach.
Czy rzeczywiście był to bardzo trudny poród, czy może Janet ubarwiła
całą historię, by nadać jej więcej dramatyzmu? Ale słowa, które Jack
przytoczył, raczej wskazywały na aktorstwo.
Położyła misia na komodzie.
Dlaczego matka ucieka się do takich słów, żeby przestraszyć wrażliwe
trzynastoletnie dziecko?
Wszystko w porządku?
Liz odwróciła się, słysząc głos Jacka. Stał w drzwiach z założonymi
rękami, oparty o futrynę.
Tak.
Możemy już jechać?
Zajęcia w szkole rodzenia. Westchnęła. Ciekawe, o czym dzisiaj będzie
mowa. Szkoda, że nie zniechęciła Jacka poprzednim razem.
Zdobyła się na uśmiech.
Tak, chodzmy.
Na szczęście zajęcia przebiegły spokojnie, Julie omówiła jedynie kolejne
fazy porodu. Widocznie zestaw trudnych tematów wyczerpała na poprzednim
spotkaniu.
118
RS
Mimo to Jack był bardzo skoncentrowany. Gdyby Liz nie wiedziała, co
za tym stoi, być może pozwoliłaby sobie na żart, że nadaje się do urodzenia
dziecka lepiej niż ona.
Pomagał jej przy ćwiczeniach rozciągających. Jej spragnione ciało
chłonęło jego dotyk z rozkoszą. A masaż podczas relaksacji stał się wymyślną
torturą.
%7łeby odciągnąć myśli od jego dłoni i palców, zaczęła mu się uważnie
przyglądać.
Szczupłe policzki, twarz o mocnych rysach. Był przystojnym mężczyzną.
Nie w sposób plakatowy, rzucający się w oczy. Emanowała z niego
zrównoważona, dająca poczucie bezpieczeństwa męskość. Na skroni pojawiły
się już pierwsze ślady siwizny. Na pewno pięknie się zestarzeje i za dziesięć
czy dwadzieścia lat będzie wyglądał znakomicie. Uśmiechnęła się lekko
musiała przyznać, że już teraz wyglądał znakomicie.
Spójrz! Jego błękitne oczy rozszerzyły się ze zdziwienia. Zaśmiał się
lekko. Kopnęła z dwóch nóg. Chyba mamy tam jakąś mistrzynię karate.
Spojrzał na jej brzuch. Myślisz, że mogę ją poprosić, żeby zrobiła to jeszcze
raz?
Odpowiedziała mu uśmiechem.
Spróbuj, nigdy nic nie wiadomo.
Wtedy przynajmniej nadal by dotykał jej brzucha. Jednak wrodzona
uczciwość kazała jej dodać:
Ale wygląda na to, że twoja córka zawsze musi mieć ostatnie słowo,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]