[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Tak. Wielu z nas było za młodych, nieprawdaż?
David pohamował impuls, by rozejrzeć się dokoła
w poszukiwaniu podsłuchu. Naraz uświadomił sobie,
że to już nie ma znaczenia. W tym kraju żyło wielu
weteranów, a on teraz był po prostu jednym z nich.
Skinął głową.
 Sam zginąłeś czy Wujek Sam ci pomógł?
David znów poczuł się zaskoczony przenikliwością
lekarza.
 Ta część mojego życia jest już zamknięta  po-
wiedział.
 Zamierzasz zostać tu dłużej?
 Niczego nie pragnąłbym bardziej  westchnął
David.
Marvin uśmiechnął się i wyciągnął do niego rękę.
 W takim razie witaj w domu, żołnierzu.
David uścisnął wyciągniętą rękę i po ruchu warg
doktora widział, że ten coś jeszcze mówi, ale nie
docierało do niego ani jedno słowo. Nigdy nie myślał
o sobie jak o człowieku pozbawionym własnego kraju,
ale tak było. Dopiero w tej chwili uświadomił sobie, że
nigdy właściwie nie wrócił z Wietnamu. Ta myśl
wstrząsnęła nim do głębi.
 No, już  dodał po chwili Marvin, kończąc
ostatni szew.  Grasz może w golfa?
Było to najżyczliwsze pytanie, jakie David usłyszał
od czterdziestu lat, i nie miał pojęcia, co odpowie-
dzieć. Radzenie sobie z codziennym życiem było
trudniejsze niż sądził.
 Nie, właściwie nie.
76 Sharon Sala
 Szkoda  odrzekł Marvin.  Ciągle szukam
kogoś, z kim mógłbym zagrać dziewięć pierwszych
dołków.
 Myślałem, że lekarze zawsze grają osiemnaście
 zdziwił się David.
Marvin wzruszył ramionami.
 Nie w miastach tej wielkości. Musimy być
dostępni na każde wezwanie. Zawsze ktoś zadzwoni,
zanim dotrę do dziewiątego.
Zanim David zdążył odpowiedzieć, Cara wróciła
do gabinetu.
 Czy wszystko już z nim w porządku? zapytała
lekarza.
 Mogłabyś zapytać mnie  mruknął David.
 W końcu to moje plecy ten facet właśnie pokroił
nożem.
Cara zamrugała z zaskoczeniem, ale uśmiechnęła
się, gdy Marvin Edwards spokojnie odpowiedział:
 Wszystko poszło śpiewająco. Będzie jeszcze ład-
niejszy niż wcześniej. Moje szwy są równie piękne jak
hafty mojej babci.
David omal nie wybuchnął głośnym śmiechem.
Hafty babci? Litości!
Doktor Edwards założył opatrunek i klepnął Davi-
da w udo.
 Pamiętaj, co mówiłem o golfie.
 Nie zapomnę!  skinął głową.  I... będę pamię-
tał wszystko, co powiedziałeś.  Zawahał się, po czym
impulsywnie potrząsnął ręką doktora.  Dziękuję.
 Za co?  zdziwił się Marvin.
Słowa ,,witaj w domu, żołnierzu,, nadal dzwięczały
%7łycie po życiu 77
w uszach Davida, ale nie potrafił się zdobyć na to, by
przyznać, jak wiele dla niego znaczyły, więc tylko
wzruszył ramionami.
 Za wszystko.
 Rachunek przyjdzie pocztą  dodał Marvin
i wręczył mu receptę na środki przeciwbólowe.
 Co to?  zapytał David podejrzliwie.
 Coś na ból  usłyszał i potrząsnął głową.
 Nie będę tego potrzebował.
Marvin Edwards znacząco uniósł brwi, zatrzymując
spojrzenie na dużej bliznie przecinającej pierś Davi-
da.
 Mogłem się tego spodziewać.
Cara zignorowała ich obydwu i wzięła receptę,
zanim David zdążył zaprotestować.
 Po drodze wstąpimy do apteki.
 Albo lepiej wez to  powiedział Marvin i wyjął
z szuflady kilka próbek farmaceutyków.
 Dziękujemy, doktorze.
Doktor Edwards pomachał palcem tuż przed twa-
rzą Davida.
 Uważaj na tę kobietę, chłopcze.
David nie odpowiedział, ale w kącikach jego ust
zadrgał uśmiech.
 Ja prowadzę  oświadczyła Cara przed szpitalem.
David nie oponował.
 To mi się podoba  ucieszyła się.
 Co?
 Ten uśmiech na twojej twarzy. Powinieneś
częściej się uśmiechać.
David wyobraził sobie, że mógłby każdego ranka
78 Sharon Sala
budzić się obok Cary, spać obok niej każdej nocy,
robić z nią zakupy, chodzić do fryzjera i grać w golfa
z przyjacielem. Tak, wówczas łatwo byłoby się uśmie-
chać.
 Naprawdę tak myślisz?  mrugnął do niej.
 Naprawdę tak myślę. A teraz jedziemy prosto do
domu.
Do domu. Boże. Zacisnął palce na kolanie.
Frank stał przed lustrem w łazience w peruce na
głowie, wygładzając przyklejone wąsy. Wszystko było
na swoim miejscu. Wygładził kołnierzyk białej koszuli
od Gucciego, sprawdził jeszcze raz, czy poły nie
wysunęły się z granatowych spodni, a w końcu nałożył
na nos okulary przeciwsłoneczne i jeszcze raz spojrzał
w lustro. Efekt był doskonały. Z lustra patrzył na
niego zupełnie obcy mężczyzna.
Uśmiechnął się i blizny na policzku rozciągnęły się,
nadając twarzy nieco demoniczny wyraz. Nawet włas-
na matka by go nie poznała, gdyby jeszcze żyła.
Frank był mistrzem kamuflażu i tej umiejętności
zawdzięczał przetrwanie wielu lat. Nie miał żadnego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anielska.pev.pl