[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wściekał, że to nie jego Debbie obdarzyła czułością.
 Idę do siebie  oznajmił Buddy.  Dziękuję za
całusa. Aha, skończyły się ciastka.
 Nie ma za co. Jutro upiekę  obiecała Debbie.
Buddy skinął głową. Był pewny, że zażegnał burzę.
Debbie umknęła do saloniku na widok Morgana,
który przykuśtykał do kuchni, zamierzając przy-
wołać do porządku tego, kto ośmielił się trzaskać
drzwiami. Przez cienkie zasłony w oknie obok
drzwi dostrzegł rozgniewaną twarz starszego syna,
a zaraz potem zauważył rozpromienioną buzię Deb-
bie i jej roziskrzone oczy. Obrócił się tak szybko,
jak tylko pozwalał na to gips na nodze, i wycofał
się dyskretnie.
 Idę do siebie  oznajmił głośno.
Debbie uśmiechnęła się cierpko.
 Jak widzę, ten zwyczaj przechodzi z ojca na
syna.
Morgan nie wiedział, o czym Debbie mówi, mimo
to nie zmienił postanowienia i opuścił kuchnię. O ni-
czym innym nie marzył tak bardzo, jak o tym, by Cole
i Debbie byli razem... szczęśliwi. Choćby nawet miało
to być jego ostatnie życzenie.
Aby dodać sobie odwagi, Debbie odetchnęła głębo-
ko i otworzyła przed Cole em drzwi.
Miał ponure spojrzenie, trzydniowy zarost i wy-
glądał jak bandyta.
 Cześć  powiedziała i dodała:  Powinieneś się
ogolić.
Odwróciła się i odeszła, zostawiwszy Cole a w pro-
gu. Od siedemdziesięciu dwóch godzin ani go nie
widziała, ani o nim nie słyszała. To, co teraz zrobiła,
było najtrudniejszą rzeczą, na jaką do tej pory potrafiła
się zdobyć.
Cole a zamurowało z wrażenia. Jak, do diabła,
człowiek może wściekać się na kogoś, kto wcale nie
zamierza walczyć?
Wszedł do środka, zamknął drzwi i pod pretekstem,
że chce wziąć coś do zjedzenia, podążył za Debbie do
kuchni. Trzaskając drzwiczkami szafek i naczyniami,
przeszukiwał hałaśliwie wszystkie schowki. Przetrzą-
snął także zawartość lodówki. Wpatrywał się w każdą
rzecz i rozglądał na boki, unikając przy tym starannie
patrzenia na Debbie.
 Widzę, że nie próżnowałaś podczas mojej nie-
obecności.  Cierpka uwaga Cole a odnosiła się,
oczywiście, do sceny w kuchni. To znaczy do pocałun-
ku Debbie z Buddym.
 Owszem  potwierdziła spokojnie.  Twój tata
nie chodzi już o kulach, ale z laską. Pomalowałam
ogrodzenie basenu. Sąsiad z przeciwnej strony ulicy
dał mi dzisiaj sporo moreli. Zamroziłam sześć kilo-
gramowych toreb. To smaczne owoce. Lubisz je? Jeśli
tak, to mogę...
 Do licha, nie chodzi mi o jakieś tam owoce
 warknął Cole.
Debbie objęła go w pasie i przyłożyła policzek do
jego pleców.
 Witaj w domu. Bardzo nam ciebie brakowało
 óswiadczyła ciepłym głosem.
Znów zastanawiał się, jak można złościć się na
kogoś, kto tak się zachowuje. Chwycił Debbie za
nadgarstki i obrócił twarzą do siebie, przytulił i wsunął
dłonie w jej włosy. Pachniały mydłem i kwiatami,
a także tymi przeklętymi morelami. Jeszcze nigdy nie
był tak szczęśliwy, wróciwszy do domu.
 Naprawdę?  zapytał.  Szczerze powiedziaw-
szy, też chciałem tutaj się znalezć.
 Jesteś głodny?
O tak. Miał ochotę na nią.
 Trochę  odrzekł.  Ale jestem bardziej zmęczo-
ny niż głodny.
Odchyliła się do tyłu, oparła o jego ramię i zmierzy-
ła wzrokiem znużone, zapadnięte oczy. Przeciągnęła
dłonią po jego włosach sterczących na wszystkie
strony, i pogłaskała policzek szorstki od zarostu.
 Idz wziąć prysznic. Ogol się i przebierz w czyste
rzeczy. Przez ten czas przygotuję ci coś do zjedzenia.
W tej sytuacji była to najlepsza propozycja.
 Zaraz wrócę  obiecał.
Nie dotrzymał słowa. Debbie widziała, jak bardzo
był zmęczony, i podejrzewała, co się stało.
Podeszła pod zamknięte drzwi pokoju Cole a i za-
częła nasłuchiwać. Najpierw o ziemię uderzył jeden
but, po chwili upadł drugi. A potem nastąpiła cisza.
Dopiero po dłuższym czasie do uszu Debbie dobiegło
ciche pochrapywanie.
Otworzyła drzwi. Cole leżał na plecach. Jedna jego
ręka zasłaniała oczy, druga leżała wyciągnięta w po-
przek poduszki. Nogi zwisały z łóżka.
Debbie ruszyła po Morgana.
 Potrzebuję pomocy  oświadczyła starszemu
panu.
Nie pytając, o co chodzi, podążył za nią do pokoju
syna. Ujrzawszy śpiącego Cole a, który wyglądał jak
obraz nędzy i rozpaczy, miał ochotę się rozpłakać.
 On za ciężko pracuje  powiedział do Debbie,
która gestem pokazała mu, co ma robić.
Razem wciągnęli Cole a na łóżko.
 Spałby lepiej, gdybyśmy mu zdjęli dżinsy
 stwierdziła Debbie.  Rozepnij mu przynajmniej
guziki.
Morgan wykonał prośbę Debbie, gdy tymczasem
ona w komodzie z bielizną znalazła lekki koc. Na
dworze było gorąco, ale we wnętrzu domu, dzięki
włączonej klimatyzacji, panował chłód.
Debbie przykryła Cole a, dotykając go na pożeg-
nanie lekko w ramię. Miała wielką ochotę położyć się
obok...
 Chodzmy  powiedziała do Morgana.  Zje
pózniej. Chyba przez trzy doby nie zmrużył oka.
Miała zmieniony głos, pełne łez oczy, lecz Morgan
udał, że tego nie dostrzega. Sam był zbyt poruszony,
aby podejmować ten temat.
Cole spał całe dwanaście godzin. Kiedy się obudził,
poczuł zapach kawy i świeżo upieczonych ciastek. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anielska.pev.pl