[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zamordowany!
- Jest pan dobrze poinformowany, panie Glotoni.
- Ależ skąd, milordzie! Rozmawiał pan z naszą wspaniałą Albertine
Abletout, a ona wszędzie rozpowszechniła tę wiadomość. Ma już taki
charakter i nikt tego nie zmieni: jak wszystkie kobiety, niczego nie
potrafi zachować dla siebie. Tak więc dowiedziałem się, że śmierć
Howarda Langtona była o wiele tragiczniejsza, niż sobie wyobrażałem.
Pomyśleć, że umówiliśmy się wraz z kilkoma kolegami na małe
spotkanie w Starej Katarakcie i czekaliśmy na niego na próżno.
- Pierwsze wyniki śledztwa wskazują, że zabójca znajdował się
wśród osób obecnych na tarasie hotelu.
- Mój Boże, to okropne! Czy panowie są tego pewni? Słyszałem, że
policja już zatrzymała winnego.
- To tylko podejrzany.
- A... Czy można wiedzieć, kto to taki?
- Abu, pracownik hotelu.
- Ten nubijski olbrzym, ten wspaniały mężczyzna? Nie do wiary!
Zauważcie panowie, że jest bardzo silny i porywczy. Słyszałem, że
wcześniej z powodu jakiejś ponurej historii rodzinnej zabił kuzyna. Ale
to oczywiście O niczym nie świadczy.
Handlarz podetknął Glotoniemu pod nos koszyczek nieudolnie
zdobiony przez dwójkę ze swoich osiemnaściorga dzieci.
- Sto funtów egipskich, niedrogo...
Znużony Glotoni pozbył się natręta kilkoma celnymi arabskimi
słowami.
- Egipt to bardzo spokojny kraj, panowie... Tragiczna śmierć
Langtona wszystkich nas poruszyła.
- To bolesna strata dla egiptologii.
Villabert Glotoni skrzywił się i potarł górną wargę.
- Tu się z panem nie zgodzę, milordzie. Sądzę, że warto by
zmodyfikować pańskie zdanie... Być może Langton był czarujący i
dobrze wychowany, ale był kiepskim egiptologiem. Według mnie
znalazł swój dyplom w skarpetce z prezentami. Wystarczyło zapuścić
sondę, aby się przekonać, iż nie miał żadnych kompetencji i był tylko
urzędnikiem wysłanym z Londynu, który miał postarać się zaprowadzić
porządek na terenach brytyjskich wykopalisk. Powiedziałem
 postarać , ponieważ jeszcze żadnemu urzędasowi nie udało się
wprowadzić swoich metod w terenie. Langton połamałby sobie na tym
zęby, tak jak inni.
Francuz zatrzymał się nad piramidą szafranu.
- Czy wiedzą panowie, że to najdroższa przyprawa na świecie? A
tutaj jest tego pod dostatkiem! Doprawiam nią niemal każdą potrawę.
Pozwolą panowie, że im podaruję.
Targowanie się ze sprzedawcą trwało z dziesięć minut. Villabert
Glotoni, mający spore doświadczenie, postawił na swoim. Dodson, z
dwoma rożkami wypełnionymi szafranem, czuł się nieco zakłopotany,
ale nie dal po sobie poznać.
- Poza tym - ciągnął Francuz - biedny Langton wydawał mi się
niepoprawnym i zupełnie niedzisiejszym romantykiem. Postrzegał
Egipt jako swego rodzaju raj utracony, gdzie ukryto niezliczone skarby.
Archeologia naukowa już dawno odeszła od tego rodzaju mrzonek.
Skorupa naczynia mówi nam więcej niż skarby Tutanchamona.
- Jeśli dobrze rozumiem - powiedział lord Percival - nie lubił pan
denata.
- Stosunki między Anglikami i Francuzami są dość skomplikowane,
zwłaszcza w naszej dziedzinie... Ale próbowałem to załagodzić. Gdyby
ten biedny Langton żył dłużej, z pewnością by mi się to udało. Zresztą,
moim zdaniem, nie zagrzałby tu miejsca. O, widział pan to?
ROZDZIAA XIX
Villabert Glotoni wpadł w zachwyt nad małym wypchanym
krokodylem.
- To już dzisiaj rzadkość! Niektórzy twierdzą, że to
najskuteczniejszy talizman chroniący przed złym okiem. Należy jednak
uważać na podróbki i twardo negocjować cenę, oko w oko. We trzech
nie mamy najmniejszej szansy. Ponieważ obaj panowie jesteście bardzo
sympatyczni, pokażę wam coś wyjątkowego.
Francuz zanurkował w sklepiku wypełnionym od podłogi aż po sam
sufit miedzianymi talerzami i podniósł jeden z nich.
- Zobaczcie - szepnął. - To groty zatrutych strzał. Przynajmniej
handlarz tak twierdzi. Osobiście nigdy bym się nie odważył ich kupić;
podobno zranienie może być śmiertelne.
Glotoni podał sprzedawcy jednofuntowy banknot, prawie
nieczytelny wskutek ciągłego przechodzenia z rąk do rąk, aby mu
podziękować za ten pokaz.
- Tak dobrze zna pan Egipt - powiedział lord Percival - z pewnością
myślał pan o tej tragedii i zastanawiał się, kto mógłby być sprawcą.
Francuz nerwowo wytarł czoło chusteczką.
- Wręcz przeciwnie, milordzie. Starałam się odpędzić wszystkie złe
myśli! Nie wolno zatruwać sobie umysłu takimi okropnościami.
- Mimo to chyba zgodzi się pan nam pomóc.
Egiptolog sposępniał.
- Ależ oczywiście... W miarę moich możliwości, rozumie się samo
przez się.
- Wspomniał pan panią Abletout...
- Cudowna kobieta! Wszyscy chylimy czoło przed jej wiedzą i
niewyczerpaną energią. Bez jej działalności egipska archeologia nie
byłaby tym, czym jest. Udało jej się zmienić obyczaje, pokonać
konformizm i właściwie ukierunkować swoje ekipy poszukiwawcze. I
to z jakim zdumiewającym skutkiem!
- A więc nie wyobraża pan jej sobie w kostiumie zbrodniarki.
- Nie mówi pan poważnie, milordzie. Pani Abletout , zaledwie
dostrzegała Howarda Langtona. On, początkujący, świeżo mianowany,
musiał dopiero pokazać, że jest coś warty... Tym bardziej, że był
Anglikiem! To przecież Francuzi stworzyli egipską archeologię i do-
konali największych odkryć. Panowie Anglicy powinni byli spuścić
głowy, prawda? O, przepraszam, zapomniałem, że...
- Proszę nas nie przepraszać - odparł Szkot. - Pańskie rozumowanie
jest słuszne.
- Gra pan fair, milordzie.
- Jestem tylko obiektywny, nawet jeśli wielcy angielscy
archeolodzy, jak Putrie i Howard Cartcr, odkrywca grobowca
Tutanchamona, dorzucili swój kamyczek do tej budowli. Wydaje mi
się, że teraz coraz więcej egiptologów to Egipcjanie.
- Rzeczywiście, to nieodwracalna tendencja.
- A jednak usłyszałem niejedną krytykę pod adresem inspektora
Ahmeda al-Fostata.
- Złe języki! - gwałtownie zaprotestował Glotoni. - Ahmed jest
uroczym człowiekiem, który wykonuje swój zawód z największą
sumiennością zawodową. Jest najlepszym inspektorem egipskim, z
jakim się zetknąłem. Oczywiście, kilku zawistnych kolegów
zazdrościło mu jego stanowiska, ale to ludzkie, prawda? Po kilku nie-
wielkich sprzeczkach, nieuniknionych między ludzmi, którzy się słabo
znają, w końcu doceniliby się wzajemnie i skutecznie współpracowali.
- Jak przypuszczam, nie mógłby pan tyle powiedzieć o Abd el-
Mosulu?
- Dlaczego mi pan o nim wspomina?
- Ponieważ był w Starej Katarakcie w dniu morderstwa.
- To prawda... Ale Abd el-Mosul nie zasługuje na tak paskudną
opinię, jaka do niego przylgnęła. To prawda, że jest ofiarą niechlubnej
przeszłości rodzinnej, ale dziś jest tylko sympatycznym staruszkiem,
któremu sprawia przyjemność rozpowszechnianie mniej lub bardziej
przerażających historyjek. Egipcjanie są niezrównanymi
gawędziarzami i bez umiaru koloryzują. Działalność Abd el-Mosula
należy do zamkniętej przeszłości, którą lubi upiększać.
- Czy bardziej niepokoi pana zachowanie doktora Qerry? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anielska.pev.pl